Выбрать главу

Pogorszenie się stosunków Marysieńki z Klemensem XI miało związek z ulubionym bratankiem papieża, Hannibalem Albani, który mianowany został kardynałem i odbył w niedzielę 12 stycznia 1712 roku tradycyjny wjazd do Wiecznego Miasta. Młody purpurat otrzymawszy kapelusz kardynalski wybrał się z wizyta do królowej Polski. Było publiczna tajemnicą, że Albani nie zdejmie przed nią biretu. Związał się bowiem z kardynałami nowej promocji z zamiarem przewodniczenia im. Królowa wiedziała dobrze o wszystkim. Zgodziła się jednak przyjąć go, aby mu dać nauczkę.

Gdy po zakończonej wizycie Albani powstał z fotela i czekał na odprowadzenie go do drzwi, Maria Kazimiera nie ruszyła się z tronu. Królowa powiedziała do pupilka Klemensa XI, że z prawdziwą przykrością nie może okazać całego szacunku jego purpurze. Słowa owe mówiła bardzo uprzejmie, ale w głosie jej brzmiała równocześnie monarsza duma. Wielce zmieszany kardynał Albani złożył głęboki ukłon mówiąc, że jego godność nie pozwala mu uczynić nic więcej. Ujął następnie za ramię pierwszego szambelana królowej i opuścił z nim komnatę. Po drodze wybuchnął tysiącem skarg, był tak wzburzony, że zamiast wsiąść do karocy, zajął miejsce na koźle. Dopiero na uwagę szambelana przesiadł się na tył.

Obraza kardynała Albaniego wywołała sporo zamieszania. Dumna królowa widziała w tym zajściu obrazę swego majestatu. Napisała obszerny list do Klemensa XI, ale nie otrzymała nań odpowiedzi. Sprawa z zakazem urządzania balu była, więc zemstą papieża na Marii Kazimierze za niezbyt życzliwe przyjęcie, jakie zgotowała jego bratankowi. Nadasana na papieża, Sobieska przestała w odwecie uczestniczyć w uroczystościach procesyjnych oraz innych obrzędach. Z tego powodu nie wzięła też udziału wiosną 1712 roku w uroczystościach kanonizacji czterech świętych.

Dumna i wrażliwa monarchini odczuwała z rosnącą przykrością wszelkie ujemne dla niej zmiany w ceremoniale. Uskarżała się głośno, że otacza się ją zbyt małym szacunkiem. Kardynałowie tymczasem coraz bardziej się rozzuchwalali. Postanowili nie zatrzymywać przed nią swoich karoc. W odwecie Marysieńka przestała iluminować swój pałac przy ich uroczystych wjazdach do Rzymu.

20 kwietnia 1713 roku umarł don Livio Odescalchi. Marysieńka straciła nie tylko wiernego przyjaciela, ale i jego pałac, w którym dotąd oficjalnie przyjmowała znamienitych gości.

Wojna o ceremoniał prowadziła nieuchronnie ku jednemu. Zbliżająca się do siedemdziesiątki Marysieńka, którą opuszczało zdrowie i która z coraz większym trudem wiązała koniec z końcem, choć czyniła przecież wszystko, by podtrzymać wysoko swą monarszą pozycję, nie mogła sobie pozwolić na taka utratę pozycji. Postanowiła, więc definitywnie opuścić Watykan.

Klemens XI nie zatrzymał jej. Udostępnił Marysieńce swe galery, w tym także nową, zdobioną w rzeźby i bogate złocenia, niezaprzeczalnie najpiękniejszą z galer na wodach śródziemnomorskich. Galera ta posiadała z każdej strony dwadzieścia siedem pokaźnych wioseł, każde z nich poruszało aż sześciu ludzi. Był to statek godny królowej Polski.

Przed ostatecznym wyjazdem z Watykanu, w którym spędziła 15 lat, nastąpiły pożegnania Marysieńki z papieżem. Na początku czerwca Klemens XI przyjął ją z wnuczką na audiencji pożegnalnej, wręczając podarki. Potem, na kilka dni przed opuszczeniem przez nie Rzymu, przybył po południu na Monte Pincio. Królowa powitała Ojca Świętego u wejścia do swoich ogrodów, klękając na rozścielonym chodniku. Papież wysiadł z lektyki, aby ją podnieść. Po wielu wzajemnych grzecznościach przeszli po Arco della Regina do komnat. Rozmawiali ze sobą półtorej godziny. Następnie Maria Kazimiera przedstawiła dostojnemu gościowi damy swego dworu. Zapadł zmierzch. Po ostatnich pożegnaniach Klemens XI wsiadł do lektyki i oddalił się przy blasku pochodni. Nie zjawił się natomiast w pałacu Zuccari żaden z kardynałów. Opowiadano, więc, że królowa wyjeżdża ze Stolicy Apostolskiej bez żadnego żalu. Nie oddawano tu, bowiem należnych jej randze honorów.

Rankiem 16 czerwca Maria Kazimiera opuściła na zawsze Watykan. Podążyła do Civitavecchia, gdzie na galerach znajdowała się już część jej ludzi i bagaży. Po przybyciu nad morze zamieszkała w zamku Palo, stanowiącym do niedawna własność don Livia. Oczekiwała aż reszta dworu załaduje się na galery. Zabierała ze sobą ponad 150 osób. 19 czerwca 1714 roku wyruszyła w podróż do swej ostatniej w życiu rezydencji. Tuż przed północą galery opuściły port. Był to pierwszy jej w życiu rejs morski. Podróżowała incognito pod nazwiskiem markizy de Quelus. Zatrzymała się w Livorno i Genui. 4 lipca dopłynęła do Marsylii. Witał ją z należnymi honorami przedstawiciel Wersalu, jej siostrzeniec markiz de Bethune. Zatrzymała się w papieskich posiadłościach pod Avinionem, a potem nurtem Rodanu dotarła do Lyonu, gdzie zamieszkała w pałacu arcybiskupim, w którego murach gościła niegdyś królową Krystynę. Marysieńka znów podążała jej śladem. Potem Loarą płynęła do rodzinnego Nevers. W końcu 18 września dotarła do Blois, gdzie postanowiła spędzić resztę dni. Ludwik XIV wydał zakaz, by nigdy nie pojawiła się w Paryżu i Wersalu. Bezskutecznie pisała do niego prośby, w których mówiła: „chcę być uważana jako prosta wasalka, a nie jak królowa, opuszczając, bowiem Rzym, królestwo swe złożyłam u stóp papieskich”.

Ludwik zmarł w 1715 roku. Ona w styczniu 1716 roku, po zarządzonym przez lekarza płukaniu żołądka. 2 kwietnia przeniesiono trumnę do kościoła św. Zbawiciela w Blois, do kaplicy św. Eustachego. Serce w urnie złożono w miejscowym kościele Jezuitów. Pozostało ono we Francji, lecz przepadło w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Trumna z ciałem Marysieńki spoczęła w warszawskim kościele Kapucynów obok Jana III w 1717 roku. Tam spoczywało do 1733 roku, kiedy prochy Marysieńki wraz z prochami Królewskiego męża przewieziono do Krakowa na Wawel.

Rozdział XI

Mocna dziewica, czyli Pasqualina Lehner

Co przez czterdzieści lat łączyło rzymskiego patrycjusza Eugenio Pacellego, który jako papież Pius XII objął Piotrowy tron 2 marca 1939 roku, z Franciszką Lehnert, córka bawarskiego chłopa, która jako niemiecka mniszka przyjęła imię Pasqualina? Co wspólnego miał ten wysoki, szczupły mężczyzna o wielkich ciemnych i błyszczących oczach, wydatnym nosie, mięsistych wargach i pięknych dłoniach, którymi wręcz fascynował, z niedużą zgrabniutką, choć z wiekiem coraz bardziej pulchną, o regularnych rysach, ładnym nosku i upartym, ostrym nieufnym spojrzeniu kobietą w habicie?

Tadeusz Breza, polski dyplomata, który w latach 1955-1958 był radcą do spraw kulturalnych Ambasady PRL w Rzymie, w notatniku rzymskim, który opublikował potem jako książkę pod tytułem „Spiżowa Brama”, zapisał jesienią 1958 roku, tuż po śmierci Piusa XII: „Kiedy papież żył każdy wiedział, że problem tej mniszki przy boku papieskim nie nadaje się do żadnej aluzyjnej kroniki. Z ludzi, których Pasqualina gorszyła, nikt nigdy nie interpretował ich wzajemnego stosunku w sposób nieodpowiedni. Po śmierci ludziom się usta rozwiązały i gadali, co im ślina na język przyniosła”.

Kiedy się poznali, ona miała lat 23, on – 41. Nie rozstawali się ze sobą aż do śmierci Piusa XII w dniu 9 października 1958 roku. Nawet, kiedy Eugenio Pacelli jako kardynał na początku marca 1939 roku brał udział w konklawe, Pasqualina Lehnert towarzyszyła mu tam, gdzie żadna kobieta przed nią, ani żadna po niej nie miała dotąd wstępu. Nie odstępowała swego kardynała na krok. Tak została jedyną kobietą w dziejach Watykanu, którą dopuszczono do tajnych obrad tego zgromadzenia. Jedyną, która jako towarzyszka życia kapłana mogła naocznie cieszyć się triumfem, jaki przypadał tylko nielicznym księżom w blisko dwa tysiące lat liczących dziejach Kościoła. Powierzony jej opiece Eugenio Pacelli został 259 papieżem. „Habemus papam!” w ustach Pasqualiny brzmiało naprawdę donośnie.