Выбрать главу

O urodzonym w 1876 roku w Rzymie Eugenio Pacellim, pierwszym od pontyfikatu Benedykta XIII (1724-1730) rzymianinie na tronie papieskim, mówiono, że był mężczyzną nadwrażliwym. Wyjątkowo delikatnym. Wychuchanym przez matkę ukochanym synem, który jednak miał w sobie tyle siły, by przeciwstawić się ojcu. Wbrew jego życzeniu, aby kontynuował rodzinne tradycje prawnicze, już we wczesnej młodości pochodzący z książęcego rodu Eugenio Pacelli postanowił poświęcić się stanowi duchownemu. Tradycji rodzinnej tak do końca nie przerwał – skończył, bowiem studia prawnicze, ale równolegle studiował teologię. Święcenia kapłańskie przyjął w 1899 roku. Ledwo jednak otarł się o pracę na parafii. Nie mieszkał na żadnej z rzymskich far, po świeceniach przebywał nadal w domu rodziców.

Bardzo szybko, bo w 1901 roku, a to dzięki poparciu przyjaciela rodziny kardynała Vannutellego, dostał się do sekretariatu Stanu Watykanu, rozpoczynając kilkadziesiąt lat trwającą karierę w dyplomacji papieskiej. Dyplomacja watykańska była jego szkołą życia. Siedział w niej od 1912 roku najpierw jako Sekretarz św. Kongregacji dla Spraw Nadzwyczajnych, potem na nuncjaturach w Niemczech, wreszcie jako Sekretarz Stanu. W sumie 27 lat spędził w służbie dyplomatycznej. 19 lat trwał pontyfikat papieski Piusa XII, w czasie, którego nie opuszczał już Rzymu, dalej niż do Castel Gandolfo – letniej rezydencji papieży, gdzie przyszło mu zakończyć żywot.

Kiedy zmarł, mówiono, że całe jego życie było jak w wacie, jak w szklanym kloszu. Spędził je w bezkrytycznym, opiekuńczym cieple najpierw własnej matki, potem tej, która mu ja zastąpiła – siostry Pasqualiny, zwanej – odkąd zamieszkała w jego apartamencie papieskim – matką Pasqualiną.

Spośród wszystkich rodzajów uczuć, na pewno przede wszystkim matczyno – synowskie uczucia łączyły tego starannie wykształconego człowieka z prostą chłopką, która dopiero jako zakonnica ukończyła kursy gospodarstwa domowego. Był on obdarzony fantastyczną pamięcią – nigdy nie czytał swych wystąpień z kartki, wystarczyło mu, bowiem rzucić okiem na tekst tuż przed publicznym wygłoszeniem. Znał łacinę, angielski, francuski, niemiecki, hiszpański i portugalski. Ona nie miała formalnego wykształcenia, ale cechowała ją duża inteligencja. Oboje za to mieli władcze charaktery. Eugenio Pacelli jako papież Pius XII kreował się na antyczne bóstwo, uważał się nie tyle za spadkobiercę św. Piotra, co następcę Boga na ziemi, trzymał, więc wielki dystans wobec niemal wszystkich śmiertelników. Wszystkich – poza matką Pasqualiną.

Ona zaś szarogęsiła się w Watykanie jak nikt przedtem. Była szarą eminencją Watykanu. Prowadziła dom papieski z najwyższą skrupulatnością, utrzymując wśród personelu żelazną dyscyplinę, terroryzując trzy inne zakonnice niemieckie, które jej pomagały oraz klucznika Stefanoriego i szoferów. Włosi nie mogąc się pogodzić z jej władczym charakterem nazywali ją złośliwie la Papessa – Papieżyca. Mówiono o jej intrygach nazywając Pasqualinę „virgo potens”. Zaprawdę była to mocna, wpływowa, mająca władzę dziewica.

Jak doszło do tego, że siostra Pasqualina, w zakonie Zgromadzenia Sióstr od świętego Krzyża zajmująca się przed oddelegowaniem na służbę u Pecellego uczeniem młodych panien wstępujących do nowicjatu pożytecznych zajęć domowych, na przeszło czterdzieści lat objęła ster domowych spraw nuncjusza, potem kardynała Pecellego, a w końcu Piusa XII?

Kiedyś wysłano ją do domu zakonnego „Stella Maris” w szwajcarskiej miejscowości Rorschach, gdzie siostry jej zgromadzenia prowadziły sanatorium dla chorych na gruźlicę księży. Tam właśnie po raz pierwszy zetknęła się z Eugenio Pacellim, wówczas jeszcze młodym pracownikiem Sekretariatu Stanu, który zagrożony gruźlicą, spędził jakiś czas w tym sanatorium. Pasqualina jako siostra miłosierdzia, pilnowała surowego reżimu jego, zaleconej przez lekarzy, kuracji. Ta, skrupulatnie nadzorowana przez nią kuracja przywróciła Eugenio Pacellemu zdrowie.

Kiedy signore Eugenio Pacelli przedstawił w czerwcu 1917 roku listy uwierzytelniające Ludwikowi III Bawarskiemu i objął nuncjaturę w Monachium, pewnego dnia usłyszał kłótnię dwu kobiet, które wynajmowano do sprzątania gmachu. Choć znał doskonale niemiecki, nie zrozumiał wszystkich słów. Zapamiętał te nieznane mu i zapytał o ich znaczenie kardynała Faulhabera. Wzbudził tym jego konsternację, bo były to wyrazy bardzo wulgarne. Gdy kardynał Faulhaber dowiedział się, że padły one z ust kobiet pracujących w nuncjaturze, poradził Pacellemu, by je zwolnił i poprosił o przysłanie sióstr ze „Stella Maris”. Mogły one zamieszkać na terenie nuncjatury i zająć się prowadzeniem spraw domowych. Nuncjusz postarał się o potrzebne w takim wypadku zezwolenie papieskie. I tak i jego boku znalazła się siostra Pasqualina. By Pacelli mógł ją wziąć ze sobą, otrzymała dyspensę od Benedykta XV, Pius XI rozszerzył ją potem na zamieszkanie w pałacu watykańskim.

Tylko z uwagi na osobę siostry Pasqualiny Eugenio Pacelli już jako Pius XII został cichym protektorem Zgromadzenia Sióstr od św. Krzyża z Melzingen. Cichym, bo dopiero po jego śmierci wiadomość ta przedostała się do publicznej świadomości, dając powody do daleko, może nawet i zbyt daleko idących wniosków. Protektorat papieski nad zgromadzeniem zakonnym to był wielki honor. Do tej pory przypadał tylko najszacowniejszym i najstarszym zakonom i tylko takim, które oddały wielkie i historyczne usługi Kościołowi. Tymczasem niczego podobnego nie można było się dopatrzyć w niedługich i skromnych dziejach sióstr z Melzingen. Chyba, że wziąć pod uwagę osobiste zasługi w posłudze papieskiej jednej z nich – siostry, zwanej matką Pasqualiną.

Pius XII był wielkim samotnikiem, człowiekiem z natury zimnym, nieprzystępnym, zamkniętym w sobie. Nie widywał nawet bliskich – poza wigilią Bożego Narodzenia. Nie pracował w tym dniu i po południu wyjątkowo pozwalał na odwiedziny rodziny. Przyjeżdżali do jego apartamentu książęta Pacelli z dziećmi, wnukami i prawnukami. Papież rozdawał podarunki, częstował starszych przygotowaną przez matkę Pasqualinę herbatą, a dzieci czekoladą. Pokazywał misterną szopkę porcelanową z XVII wieku, którą kupił niegdyś w Monachium. Był z niej bardzo dumny. Z tej okazji kazał także zwyczajem niemieckim, niepraktykowanym we Włoszech, a wprowadzonym przez matkę Pasqualinę, ustawiać choinkę w rogu pokoju. Tak to był wyjątek. Tylko cząstkę tego jednego dnia w roku Pius XII poświęcał własnej rodzinie. A kiedy pewnego razu zachorowała jego siostra Elżbieta i koniecznie chciała się z nim zobaczyć, to na tę okazję musiała zdobyć wpierw zgodę Pasqualiny. Ta zaś przywiozła Elżbietę do Watykanu własnym, podarowanym jej przez papieża plymouthem i zaraz po zakończeniu tej nadzwyczajnej, krótkiej audiencji odwiozła siostrę papieża tymże samochodem, eskortując ją prawie jak kogoś podejrzanego. Tak oto matka Pasqualina wypełniała niemal całkowicie życie osobiste Piusa XII. Była mu bliższą niż własna rodzina. To ona wyznaczała rytm dnia Piusa XII.

Ten zaś przez tyle lat był – poza okresem chorób – niezmienny. Zaprogramowany został przez Pasqualinę jak szwajcarski zegarek. O 6,30 pobudka, po krótkiej modlitwie – zimny prysznic, golenie maszynką elektryczną. Potem msza w prywatnej kaplicy, w której uczestniczyła Pasqualina z trzema zakonnicami, a służyli klucznik Stefanori i szofer Stoppa. Po mszy pierwsze śniadanie składające się z kawy z mlekiem i rogalika. Przy śniadaniu lektura gazet. O godzinie 9,40 wkraczał do swego purpurowo – złocistego gabinetu, a dwadzieścia minut później rozpoczynał przyjmowanie gości i podległych mu urzędników watykańskich. Dwie godziny później, w południe rozpoczynał się czas audiencji prywatnych lub publicznych. O godzinie 13,30 siadał do obiadu, który podobnie jak wszystkie inne posiłki spożywał zawsze samotnie. Po zupie, makaronie, kawałku cielęciny, sałacie popijanej szklanka wina przychodziła pora na wieńczącą obiad filiżankę kawy. Potem sjesta i powrót do pracy. O godzinie 16,00 papież zjeżdżał windą na podwórze, wsiadał do cadillaca i jechał do ogrodów watykańskich na spacer. Spacerował samotnie wertując dokumenty, a jedyną osobą, która dyskretnie mu towarzyszyła z tyłu, był jego szofer, który niósł za papieżem teczkę z dokumentami. O godzinie 20,00 papież spożywał lekką kolację, potem przez pół godziny słuchał radia lub oglądał telewizję. Następnie zasiadał do pisania przemówień, bulli, encyklik. Pisał piórem, które bezszelestnie napełniała atramentem Pasqualina, potem przepisywał dokument na maszynie, jeżeli tekst poprawiał, przepisywał ponownie. Wreszcie przychodził czas lektury. Po zakończeniu pracy modlił się w kaplicy i szedł spać między pierwszą a drugą w nocy. Nikt i nic nie zakłócało tego kontrolowanego nieustannie przez Pasqualinę jednostajnego rytmu dnia. Zakłóciła go tylko poważna choroba.