Выбрать главу

Pierwszy raz miała miejsce w 1954 roku. Został nawet przez Pasqualinę wezwany spowiednik papieża, aby udzielił mu ostatniego namaszczenia. Pius XII odesłał go jednak, mówiąc, że mu się ukazał Chrystus, który powiedział mu, że godzina jego jeszcze nie wybiła. Wtedy Pasqualina nie zdołała zapanować nad biegiem sytuacji. Sprawa bez jej wiedzy dostała się do gazet i odtąd krążyło wokół niej wiele anegdot. Jeden z kardynałów watykańskich zmęczony nagabywaniem dziennikarzy, jak wyglądał Chrystus, gdy objawił się papieżowi, miał odpowiedzieć, że tak, jak powinno się być ubranym podczas wizyty u papieża – we fraku i przy orderach. Opowiadano też, jak to matka Pasqualina puka do sypialnio papieża, pytając, czy ma przynieść kawę, a stamtąd dobiega obcy potężny głos: „Tak, dwie kawy!”.

Papież nie lubił się leczyć, uznawał tylko dwie ewentualności: albo pełnia władz umysłowych i pełna aktywność albo śmierć. W czasie pierwszej poważnej choroby w 1954 roku rytm jego dnia zmienił się tylko o, tyle, że papież wstawał rzeczywiście równo z dzwonkiem o godzinie 6,30, a nie kwadrans, pół godziny, a nawet czasami godzinę wcześniej, jak to miewał we zwyczaju.

Matka Pasqualina programowała jego życie, a Pius XII żył w Watykanie jak na niemieckiej wyspie. Jego sekretarzem był Niemiec, jezuita ojciec Leiber. Nazywany był położnym myśli papieża. Słynął, bowiem z wyjątkowo przydatnego asystowania przy rodzeniu się myśli papieskiej. Kiedy był potrzebny, bezosobowo referował sprawę, gdy papież milczał, milczał i on. Spowiednikami papieża byli również Niemcy: jezuici Augustin Bea, późniejszy kardynał, i Hentrich, który ponadto redagował przemówienia papieża i odszukiwał potrzebne mu materiały w bibliotekach i archiwach. Jedynym przyjacielem Pacellego był prałat Kaas, ongiś szef katolickiej partii Centrum w Niemczech. Spośród kardynałów Pacelli darzył sympatia jedynie kardynała Spellmana, z pochodzenia Niemca mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. Wielka zażyłością Pacelli obdarzał też doktora Paula Niehansena. A bez zgody i pomocy matki Pasqualiny nie mógł doktor Niehansen aż trzykrotnie podać papieżowi zastrzyków odmładzających, przygotowanych według jego własnej receptury z preparatu z różnych organów świeżo zabitych owiec i cieląt. Zastrzyk taki musiał być zaaplikowany nie później niż w pięćdziesiąt minut po śmierci zwierzęcia, stąd, więc krwawa jatka odbywała się w Watykanie, pod czujnym okiem Pasqualiny. Tu zaś w najbliższym kręgu ludzi otaczających papieża była osobą najważniejszą. Nawet ulubione przez papieża kanarki nosiły nadane przez Pasqualinę niemieckie imiona: Grethel i Dompfaff.

Pontyfikat Pecellego przypadł zaś na najbardziej dramatyczny okres historii, na lata drugiej wojny światowej, po której nastąpiła zimna wojna. Pius XII uprawiał politykę milczenia, nigdy w sposób jednoznaczny nie potępił Niemiec winnych zbrodni przeciwko ludzkości. Czyż i nie dlatego, że to mogłoby urazić uczucia narodowe jego najwierniejszej przyjaciółki?

Miał do niej bezgraniczne zaufanie. Czuwała nad wszystkim tak dokładnie, że mówiono, iż bez jej opieki papież Pius XII nie zdołałby sprostać trudom tak długiego pontyfikatu, ani też – choć sam niezwykle systematyczny – nie mógł pracować tak wydajnie i w sposób tak pedantycznie zorganizowany. Pasqualina zaspakajała wszystkie jego potrzeby i życzenia.

Po dwudziestopokojowym apartamencie papieskim poruszała się jak zjawa. Krążyła bezszelestnie w futrzanych papuciach, a wszystkie czynności wykonywała tak cicho i dyskretnie, że jej obecność była dla zapracowanego papieża niezauważalna. Kiedy jednak uznała, że powinna ingerować w jego zajęcia, czyniła to bez najmniejszej żenady. Kontrolowała przebieg wizyt i audiencji.

Doświadczył tego m.in. John Foester Dulles, amerykański sekretarz stanu. Pewnego razu przedłużył on audiencję u papieża, a wtedy matka Pasqualina stanęła w drzwiach i nie zwracając uwagi na gościa powiedziała: „Heiliger Vater, Się mussen essen”. Na co posłusznie odparł Pius XII: „Ganz recht, Mutter Pasqualina, ich lasse die Suppe nicht kalt werden”. Niska korpulentna zakonnica nadal tkwiła przy drzwiach, a kiedy gość nadal ociągał się z pożegnaniem, bo zwlekał chcąc uczynić to bez nieproszonego świadka, papież powiedział doń: „Żadna siła na ziemi nie zmusi naszej dobrej matki Pasqualiny do wyjścia, kiedy zupa czeka na stole” i zakończył audiencję. I tak amerykański sekretarz stanu miał szczęście, bo dostąpił łaski odwiedzin papieża, jeśli bowiem Pasqualina uznała, że papież źle się czuje albo jest zmęczony, kazała wizyty anulować, niekiedy nawet bardzo ważne i pilne.

Osobiście utrzymywała porządek w gabinecie papieża. Napełniała atramentem pióra papieża, układała jego papiery na biurku. Często podsuwała papieżowi te sprawy, które uznawała za pilniejsze, lub te, które jej zdaniem Kuria niesłusznie odwlekała. Chyba słusznie przypisywano jej wpływ na niektóre nominacje kardynalskie i biskupie.

Jej siłą było to, ze miała w każdej chwili dnia i nocy dostęp do papieża, czego nie można powiedzieć o jego najbliższych współpracownikach z Kurii Rzymskiej i kardynałach. Była prawą ręką papieża.

Dbała o niego jak matka. Prowadziła książki wydatków papieskich. Czuwała nad kuchnia i garderobą papieża. Dzięki jej gustowi papież był ubrany z wyrafinowaną elegancją. Pasqualina wdawała się osobiście w utarczki z wiernymi na publicznych audiencjach, nazbyt nieoględnymi w wylewie uczuć i nazbyt często pozostawiającymi na białej sutannie plamy śliny, potu, albo, co gorzej, szminki, jeśli usta całujące szatę papieska były pomalowane czerwoną pomadką. Po audiencjach dezynfekowała alkoholem przepiękne, a tak fascynujące ludzi dłonie papieża, na których składano tyle pocałunków. Kiedy Pacelli cierpiał jakiś czas na artretyzm i nie mógł pisać, dyktował, Pasqualinie nie tylko pisma urzędowe, ale i swój osobisty dziennik. Część tych notatek pisana była niesłychanie, zmyślnym szyfrem, tuż po śmierci Piusa XII, kiedy w Castel Gandolfo panował rozgardiasz, niektóre z nich zginęły. Wtedy już Pasqualina była zdegradowana, wraz ze śmiercią Piusa XII zakończyła się jej władza. Nigdy by do tego bałaganu nie doszło, gdyby Pasqualina nadal dzierżyła ster rządów domowych, cieszyła się, bowiem pełnym zaufaniem papieża i nigdy go nie zawiodła. Była pracowita, lojalna, dyskretna. Na pewno nie pozwoliłaby tknąć czegokolwiek z jego biurka – gdyby jeszcze miała na to wpływ.

Po śmierci Piusa XII „virgo potens” pozostała jednak bezsilna. Atak nieuleczalnej choroby przyszedł, gdy papież kierował się do swego gabinetu w Castel Gandolfo. Nagle podniósł rękę do oczu i zawołał: „Nie widzę, nic nie widzę!”. Omdlał. Przeniesiono go na łóżko. Natychmiast Pasqualina ściągnęła lekarskie sławy: profesorów Gasbarriniego, Corelliego i Mingazziniego. Zadzwoniła do książąt Pacellich, a oni przekazali wiadomość do Watykanu, sami pospiesznie zjechali do Castel Gandolfo. Bratankowie chcieli papieża przewieść do Watykanu, uważając, że tylko tam Ojciec Święty powinien oddać Bogu ducha, ale lekarze odradzili podróż. Pasqualina była zaś jedyną osobą, która mogła o to zapytać papieża. Nie chciała tego uczynić, bo wtedy jej zdaniem zorientowałby się w dramatycznej sytuacji.