Выбрать главу

– Zapytaj ją Ania, po co nam to? – Ona mówi, że seks to wolność! – Awo! Taż na co nam sklepy, jak taką wolność u nas każdy w chałupie ma?! – A roller-skating u was jest? – dopytywała się Shirley, a Kaźmierz, nie czekając nawet na tłumaczenie, wykrzyknął, że „siuuur”, jakby było rzeczą oczywistą, że Polska ma głęboko sięgające tradycje roller-skatingu.

– Ot, dziermolisz – mruknął Kargul i nacisnął na głowę kłapciaty kapelusz, który od chwili podeptania przez stopy uczestników parady „Columbus-day” jeszcze bardziej przypominał poszycie spalonej stodoły. -Ona pyta, czy u nas można chodzić by night? – powtarzała Ania pytania cioci Shirley.

– Bo tu napadają.

– U nas tego nie ma -z satysfakcją stwierdził Kargul.

– Bo jak sami biedacy, to nie ma kogo napadać.

– Ona chce wiedzieć, czy u nas można mieć pistolet? – Były u nas takie dobre czasy, że ja miał pięć granatów i karabin! – z rozrzewnieniem przypomniał sobie Kaźmierz początki pionierskiego życia na Ziemiach Odzyskanych.

– Tylko że z tego karabina zamek ci wylatał! – szyderczo skrzywił się Kargul, patrząc koso na sąsiada.

– Twoje szczęście, bo byś tej Ameryki na oczy nie obejrzał! – półgębkiem odciął się Pawlak, starając się zachować uśmiech choć na tej stronie twarzy; która zwrócona była w stronę Shirley. Kiedy mijali dom towarowy Woolwortha, Shirley zadała pytanie, jaki stosunek mają dziadkowie Ani do kapitalizmu.

– Taż my jemu dawno z bezlitosną pomocą armii radzieckiej dali radę! – All right – z satysfakcją skinęła głową Shirley i wskazując wejście domu towarowego; spojrzała im prowokacyjnie w oczy: – U nas trzeba ich dopiero zniszczyć! Wyzwolić się od nich! Chodźmy tu wyzwalać – rozjarzonym wzrokiem objęła dom towarowy.

– Każdy coś sobie weźmie, schowa i nic nie zapłaci! Uważnie śledziła ich reakcje, jakby od tego, jak przyjmą jej ofertę, zależał jej stosunek do rodzinnej wspólnoty.

– Ot, pomorek – jęknął Pawlak.

– Taż to złodziejstwo! – Co chcesz, twoja krew – warknął Kargul.

– Ania, a może ty źle coś

roztłumaczasz, a? – Nie! Ona wie, co mówi! Uważa, że takie wyzwalanie kapitalistów od przedmiotów osłabia ich! – Kaźmierz – Kargul zakrył twarz kapeluszem i spoza niego wyszeptał do Pawlaka – ty ją chcesz do Polski zabrać? A jak ona zacznie GS-y od towarów wyzwalać?! – Oczadział, czy jak? – Pawlak wzruszył ramionami, jakby nie było nawet o czym mówić.

– A co tam za towary są? Tylko ocet i sól! Nie bełtaj, Władyś, taż musimy jakoś z nią dogadać sia! – Jej się w Polsce podoba to, że my jesteśmy przeciwko imperializmowi! – Ania pod czujnym okiem Shirley przekazywała jej poglądy.

– Ot, kłopot serdeczny – zatroskał się tym oświadczeniem Pawlak.

– Taż my jesteśmy przeciwko sowieckiemu imperializmowi, ale za amerykańskim bezlitośnie jak najbardziej! Musisz jej podrobno roztłumaczyć, że to nie to samo. W radiu samochodowym Bobby Vinton śpiewał po polsku i po angielsku piosenkę „Melody of love”. Shirley zaczęła nucić razem z Anią.

– Ty to znasz? – zdziwiła się Ania.

– Ja znam dobrze jego. Bobby is my friend – stwierdziła Shirley.

– On stawiał na mnie w zakładach roller-skating i wygrał dużo pieniędzy! My się bardzo lubimy…

– Gdyby on wystąpił na otwarciu klubu, to byłyby tłumy – westchnął stroiciel.

– Junior dzwonił, ale on odmówił.

– No problem – Shirley uśmiechnęła się szeroko do stroiciela.

– Jak ja zadzwonię, to on nie odmówi. Stań tu! Pawlak spojrzał ze zgrozą na Anię.

– Co, wyzwalać chce? – Nie, zadzwonić.

Rozdział 52

Zajeżdżały limuzyny, trzaskały drzwiczki, wysiadali kolejni goście, Jak na pogrzebie Johna Pawlaka, smokingi przemieszane były z marynarkami w kratkę, długie suknie z kolorowymi bluzkami, na których nadruk obwieszczał: I am proud that I am Polish. W powietrzu zderzały się pełne zachwytu okrzyki powitań: „Heello! Hej… How are you!”. Rozwarte w uśmiechu usta odsłaniały zęby, a równocześnie oczy bystro podliczały wartość samochodów i biżuterii poszczególnych gości. Na szczycie viodących do domu Johna Pawlaka schodów stał mister September. W jednej ręce trzymał nieodłączną fajkę, drugą poklepywał przyjacielsko po ramieniu co ważniejsze osoby, jakby tym dotknięciem potwierdzał wartość ich kont bankowych. Obok Septembra stał Mike Kuper w kraciastej marynarce, jak ktoś, kto wybrał się nie na otwarcie klubu imienia Ignacego Paderewskiego, lecz na mecz baseballowy. Każdemu miał coś do powiedzenia na powitanie. Niektórym szeptał coś konfidencjonalnie do ucha i Ania miała podejrzenia że informuje słuchaczy „Chicagowskiego Kogutka”, że doktor Michaelis obniżył cenę ziół na niemoc płciową… Odkąd Mike ogłosił tysiącom swoich słuchaczy, że jeśli przyjdą na uroczystość otwarcia nowego klubu, usłyszą na żywo Bobby'ego Vintona – czuł się współtwórcą nadchodzącego nieuchronnie sukcesu. Podał tę informacjęjako hit: -Jeśli chcecie się popłakać ze wzruszenia kiedy wspaniały Bobby,zaśpiewa po polsku i po angielsku „Melody of Love”, przybądźciejutro na otwarcie nowego klubu, ale nie zapomnijcie zakupić chusteczki jednorazowego użytku w drogerii Stanisława Fabjana, sto sztuk za jedne 50 centów! Bez nich łzy wzruszenia zaleją wam nie tylko dusze i serca lecz także koszule, a wówczas trzeba pomyśleć o pralni, a jak już prać, to tylko w firmie „Czystość” na Milwaukee Avenue…

– Jeśli gwiazdor przybędzie, Mike zaliczy to jako swój sukces, jeśli zaś nawali – będzie to wina córki fundatora klubu, missis Shirley-Glynesse Wright-Pawlak, która zapowiedziała udział Vintona. -

Wiceburmistrz! – szepnął w upojeniu do ucha Septembra, widząc zajeżdżającą w asyście policyjnych motocykli czarną limuzynę. -Cały wielki świat Chicago! – To nasz sukces – przytaknął

September, witając uśmiechem kwadratowego mężczyznę o siwej czuprynie.

– Nawet nasz przeciwnik z senatu! – To jest hit! -delektował się Mike, licząc wzrokiem potencjalnych klientów „commerciali” swojego radia. Za jego plecami stał Steve Fay, sprawdzając czujnym spojrzeniem, czy przedstawiciele środowiska Podhalan nie są aby zdominowani przez delegatów Stowarzyszenia Rzeźników Polskich. Weterani wypinali ozdobione medalami piersi, wysuwając się przed posiwiałych Skautów II Rzeczypospolitej. I tym, którzy witali, i tym, którzy byli witani, zależało na tym, by być zauważonym. Shirley stała na podeście schodów razem z Anią i szeptem przekazywała jej do ucha wartość gości w dolarach: -50 milionów – powiedziała na widok mężczyzny w białym smokingu.