Выбрать главу

– Czarnego chleba mu brakuje, a groszem się rozrzuca i wszystkich zaprasza. Spojrzał na Kargula, by ten nie miał wątpliwości, że zaproszenie go do Ameryki Kaźmierz uważa za dowód bezsensownej rozrzutności ze strony swego brata. – Może milionerem został – wyrwała się Ania, podniecona coraz bardziej realną perspektywą wyprawy za ocean. – Ot, dziermoli – Kaźmierz jednym spojrzeniem zgasił entuzjazm wnuczki.

– W naszej rodzinie, chwalić Boga, nikt pieniędzy ani kariery nie zrobił, ale za to i w więzieniu nikt nie siedziawszy! Marynia złożyła kartkę, podeszła do obrazu świętej Rodziny, wiszącego nad małżeńskim łożem i wspinając się na palce, wetknęła list za ramę obrazu. – A ty co? – zdziwił się Kaźmierz.

– Zawsze tam przecie chowasz zaproszenia od Jaśka – Marynia poprawiła przekrzywioną ramę.

– Trzeba jemu dzisiaj jeszcze odpisać, że nie jedziemy.

– Ot, gada jak rozdziawa! A tobie kto powiedział, że nie jedziemy? – Taż sam rano tak zadecydował! – Ot tobie na! Taż ja by nie był chrześcijanin, żeby ja bratu swemu chleba czarnego odmówił! Słysząc tę deklarację, Ania aż klasnęła w ręce z zachwytu: znaczy, że wszyscy pojadą! – Ot, durna bździągwa! -Pawlak zaatakował z kolei wnuczkę, nie mogąc pojąć, jak w głowie gospodarskiej córki mogła się zrodzić tak nieodpowiedźialna myśl.

– A ktoż żywioły dopatrzy, a? My będziemy turystów odgrywać, a kabany z wagi spadną, krowy na deszczki bezlitośnie wyschną! -Żniwa przecież trzeba obskoczyć – odezwał się Zenek, wciąż licząc na to, że w ekipie zdobywców Ameryki zabraknie miejsca dla jego żony. – Ot, Zenek potrafi ekonomicznie myśleć – pochwalił go Pawlak.

– I dlatego zostanie, żeby plonu dopilnować. Całe szczęście, że my dziś traktora dostawszy. Będzie czym się przed Jaśkiem pochwalić! – popchnął Zenka ku wyjściu.

– Ano galopem leć i traktora pod to okno stawiaj!

– A po co ciągnik pod okno stawiać? – zdziwił się Kargul.

– Bo na oknie postawi się telewizor – zdecydował Kaźmierz, krzątając się jak inspicjent w teatrze na dziesięć minut przed premierą.

– Każdy niech się galancie wyszykuje, żeby choć na fotografii wyszło, że w tym socjalizmie też można na swoje wyjść!

Rozdział 8

Wokół ustawionego pod oknem ciągnika C-330 zebrała się cała rodzina Pawlaków. Zenek na polecenie Kaźmierza ustawił na parapecie radziecki telewizor „Rubin”, by dopełnił obrazu ich zamożności. Marynia pociła się w upale w modrej sukience z marszczonej krempliny. Pawlak ubrany był w czarny garnitur, który mocno zalatywał naftaliną. Na szyi miał krawat, na nogach kamasze, które ostatni raz miał na nogach, kiedy szedł na rezurekcję. Teraz, przyglądając się krytycznie swoim tucznikom, stąpał w nich ostrożnie po podwórzu, by nie wdepnąć w gęsie gówno.

– Ano, chyba ciebie przyjdzie mi zaciukać! – powiedział Pawlak do wybranego kabana, jakby z góry go przepraszał za tę przykrość.

– Wszystko przez te Amerykę! – Przez Amerykę? -zdziwiła się Ania. – Przecie bez kiełbasy nie pojedziemy -odwrócił oczy od łaciatego wieprza i spojrzał na wnuczkę, zdziwiony brakiem jej ekonomicznej wiedzy.

– Nie słyszała, że tam kryzys? – Wierzy w to dziadek? Chciał udzielić jej bardziej wyczerpujących informacji na temat systemu kapitalistycznego, który wedle naszych środków przekazu trawiony był bezlitosną recesją, gdy w tej chwili widok Kargula i Anielci odebrał mu mowę. Kargul kroczył zamaszyście, przyobleczony w przedziwną jakąś świtkę ze zgrzebnego płótna. Postrzępione spodnie przewiązane były grubym postronkiem. Na głowę wbił słomkowy kapelusz z takimi dziurami, że i gołąb by swobodnie mógł przez nie przefrunąć. Obok dreptała Anielcia, okutana wydobytą z kufra chustą, którą okrywała swoje drobne jeszcze wtedy dzieci w czasie wielotygodniowej jazdy wagonem z Krużewników na Ziemie

Odzyskane… Wszystkiego mógł się Pawlak spodziewać, ale nie takiej maskarady. To on chce rodzinę przedstawić z jak najlepszej strony, a ten kałakunio na pośmiewisko chce go wystawić?! Cyrk urządza? Biedołacha zgrywa? Jak będą mogli komukolwiek zaimponować w Ameryce?! Wbita w swoją kremplinową suknię Marynia z niepokojem patrzyła na nabiegające krwią policzki Kaźmierza: jeszcze z tej denerwacji szlag go trafi na miejscu! Kargul oparł się o błotnik ciągnika niczym kosynier Kościuszki o zdobyte działo i spojrzał z góry na posiniałego z oburzenia Pawlaka. -A ty czego tak oczy wypuczył jak ta czerepacha? – prowokacyjnie podparł się pod boki. W tej postawie wyglądał jak strach na wróble, na którym łachy wypłowiały od słońca. Pawlak wzniósł oczy do nieba; jakby błagał o łaskę nadzwyczajnej cierpliwości, po czym rzucił przez zęby, patrząc na oboje Kargulów jak na przebierańców: – Mieli my się pokazać bogato i szykownie, prosto jak na stypie, a ty tu dywersyjne polityke prowadzisz?! Dziada z siebie robisz?! – Ja wiem, czego oni tam w Ameryce są głodne! – Odział się jak dziad kalwaryjski i chce Ameryce imponować! Na litość ich chcesz brać jak gównozjad jakiś?! Ja w osobistej swej postaci tu stojący mówię jemu, że takiego wstydu nie zniosę! -Z dobrego serca ja tak przyoblekłszy sia – Kargul położył rękę na sercu, jakby gotów był złożyć przysięgę na szczerość swych intencji.

– Po co ich bogactwem w oczy dźgać? Oni tam w lepszych garniturach do wygódki chodzą, jak ty do kościoła. My im tam pokażemy to, czego oni nie mają! Tradycję! – Ty mnie politycznie nie kołuj, bo dość, że nam Gierek głowę zamoroczył. Galopem leć galancie się przyoblec! – Przez te łachy Krużewniki się Jaśkowi przypomną – argumentował Kargul, sam szczerze wierząc, że znalazł najlepszy sposób, by ożywić pamięć Jana Pawlaka.

– Ot, bestyjnik! Taż jemu wystarczy na ciebie spojrzeć, żeby on sobie przypomniał, przez kogo musiał z tych Krużewników do Ameryki uciekać! – Awo! I teraz będzie mi ze łzami szczęścia podziękowania składał, że całe życie w imperializmie on przeżył, zamiast w tym socjalizmie mordować sia! – bez chwili wahania odparował Kargul.

– Ot, chwost złodziejski! – Pawlak obejrzał się na Marynię.

– To może mamy na mszę dziękczynną dać, że ty nam w Krużewnikach miedzy na tyle uciął? Podreptał ku Kargulowi i podsunął mu przed oczy rozstawione na długość kota dłonie. Tamten odsunął jego ręce i wyciągnął w górę trzy złączone paluchy na dowód, że Kaźmierz łże jak zwykle, bo aby na trzy palce lemiesz Kargulowego pługa odciął pasek ziemi ze wspólnej miedzy. I chyba Pawlak sumienia nie ma, że mu to wypomina. Chyba wystarczy, że wówczas Jaśko zrobił mu kosą taką dziurę w płucach, że doktor Strassman z Trembowli,jak go do niego na furmance zawieźli, to kazał na wszelki wypadek od razu kupić garnitur do trumny. Nie darmo brat Kaźmierza nosił we wsi przezwisko Gorączka, bo prędzej kosą machał, jak rozumem ruszał. Gdyby nie sprawność doktora Strassmana i siła organizmu Kargula – zostałby Jaśko-Gorączka zabójcą! I teraz on, jako niedoszła ofiara gwałtowności Jaśka Pawlaka, nie miał żadnych wątpliwości, że otrzymał to zaproszenie do Ameryki jako zadośćuczynienie. I chyba wszyscy tu obecni przyznają, że Kargul ma większe prawo do tej Ameryki jechać niż Kaźmierz, bo Jaśko ma dług wobec niego…