– Żeby jego wilcy! Zbiesił sia, czy jak?! Kargul rozdarł swoją płócienną świtkę na piersi i obnażył widoczną na wysokości piątego żebra bliznę po kosie.
– Jadę, żeby jemu przebaczyć i żeby Jaśko, jak przyjdzie jego pora, mógł w spokojności do królestwa niebieskiego wkroczyć.
– Ludzie! Trzymajcie mnie! – krzyknął Pawlak i zakręcił się w miejscu jak nakręcany bąk.
– Ten bestyjnik przebaczać wybiera sia! – A cóż jemu oczy tak dęba stanęli?- Kargul wypinał zaznaczoną blizną pierś, jakby czekał na order za bohaterskie czyny.
– Chyba widzi, jaki mnie Jaśko ślad zostawił! – Boś miedzę nam podorał! – A kto nasze ulęgałki podebrał?! Tego już było Pawlakowi za wiele: mało że tamten szykuje się do Ameryki po nagrodę za swój złodziejski charakter, to jeszcze śmie Pawlakom jakieś ulęgałki wypominać? Już się szykował zedrzeć z sąsiada te łachy, kiedy od strony bramy rozległ się głos sołtysa Fogla: – Ludzie! Co tu się dzieje?! Wychylając głowę z okienka swojego fiacika patrzył zdziwiony na ten dziwny obraz: pod oknem, wśród malw i słoneczników tkwił nowy ciągnik C-330, nad nim odbijał promienie słońca ekran ustawionego na parapecie telewizora „Rubin”, pod oknem stały dziwnie poprzebierane Anielcia i Marynia.
– A wy co, do licytacji się szykujecie? – zdziwiony Fogiel poruszał niczym żuk siwymi wąsiskami.
– Nie słyszał pan o propagandzie sukcesu? – Zenek z rezerwą odnosił się do tych wszystkich przygotowań. Pawlak zgromił go spojrzeniem.
– Ja nie Gierek, tylko jeszcze sanacyjny patriota. A sołtysa taksówka do zdjęcia przyda sia, żeby te Amerykańce wiedzieli, że my sroce spod ogona nie wypadłszy…
– A gdzie wy się wybieracie?- Fogiel przenosił spojrzenie z twarzy Pawlaka na oblicze Kargula.
– Na odpust? -Do Ameryki! – Ania uwierzyła już teraz, że nawet bezustanne scysje dziadków nie staną na przeszkodzie jej przeznaczeniu, którego zapowiedzią był spotkany w Częstochowie mister September.
– Jak tacy porządni obywatele wyjeżdżają, to tu zostanie sam chłam – powiedział sołtys Fogiel ze szczerym smutkiem.
Rozdział 9
Kolorowe zdjęcie jako niezbity dowód ich statusu zostało wysłane do Chicago pocztą lotniczą. Teraz znajomi Johna nie będą mogli podejrzewać, że oni wybrali się do Ameryki głodni cudzych dolarów, a jedynie by spełnić prośbę najstarszego z żyjących Pawlaków. Ania liczyła, że to zdjęcie spełni inną rolę: będzie jakby ich rodzinnym portretem, który pozwoli Johnowi Pawlakowi rozpoznać swoich wśród tłumu pasażerów na lotnisku w Chicago. Ale fakt, że właśnie na lotnisku ma nastąpić spotkanie rodzinne, Ania skrzętnie ukrywała przed dziadkiem Kaźmierzem od momentu, gdy ten z góry zapowiedział, że on nie latawiec, żeby w powietrzu fruwać. Raz, jeszcze przed wojną, na odpuście w Jagielińcach wsiadł na karuzelę i tak mu się po tym w głowie kręciło, że rzygał przez całą drogę do Krużewników jakby flaszkę rycyny połknął. W ogóle ten odpust w Jagielińcach źle się w pamięci Pawlaków zapisał: mieli z matką dać zebrany za jajka grosz na mszę, by święty Erazm, biskup-męczennik, który był patronem chorych na brzuch, postarał się o poprawę zdrowia Kacpra Pawlaka. Ale zanim do zakrystii kościoła dotarli przez odpustowy plac – już z kapoty Kaźmierza wyparowały odłożone w chustce pieniądze. Jak nic Cyganki, co łapały za ręce, by szczęście wywróżyć, postarały się, by Kacper został pozbawiony opieki świętego Erazma. Odtąd to Kaźmierz do tego stopnia darzył nieufnością wszystkich o smagłej cerze, że nawet żołnierzy węgierskich, którzy przemaszerowali przez Trembowlę, zdążając bez entuzjazmu na front wschodni, nazywał „cyganami”. Skoro Kaźmierz tak źle zniósł przejażdżkę na karuzeli, to mowy nie było o locie nad Atlantykiem. Stanowczo odmówił skorzystania z polskich skrzydeł. Nie wzbije się w powietrze, bo nie jest ani orłem, ani sroką, ani Panem Bogiem, by miał ziemię z góry oglądać. Kiedy Zenek jął go nawracać na nowoczesność i powołał się na sukcesy Gagarina w dziedzinie lotów kosmicznych, Kaźmierz spojrzał na niego koso i oświadczył: – A zapomniał on, jak ten Gagarin skończył? Można jeździć i w siwki, i w kare, ale europlanem tylko jakiś pierekiniec i samobójca może telepać sia! Nie było sposobu, żeby go przekonać, jak bardzo jest zacofany. Im bardziej Kargul nastawał, żeby skorzystali z postępu technicznego, tym bardziej Kaźmierz upierał się, że woli już odbyć tę podróż drogą morską. – A ty myślisz, że na morzu mniej kiwa jak w europlanie? – Kargul nie dawał za wygraną.
– A jak ciebie zacznie w brzuchu mulić, tak ty choć przewal sia – nie wysiądziesz! – A z europlanu ty wysiądziesz, a?.
– Spadochrony są!
– Na takiego bambaryłę jak ty to jednego spadochrona mało! -uciął dyskusję Kaźmierz. Nie pozostawało nic innego, jak załatwić bilety na statek 'Batory'. Ania załatwiła bilety na podróż morską, ale tylko Zenek wiedział, że potem z Montrealu, dokąd przybijał 'Batory', do Chicago mogą się dostać tylko samolotem. Ania bała się, że Zenek może zdradzić tę informację Pawlakowi i na wszelki wypadek odebrała od Zenka przysięgę, że dochowa tajemnicy. Zgodził się pod warunkiem, że ona złoży mu przysięgę dochowania wierności małżeńskiej. – Już ci dwa razy przysięgałam: przy cywilnym ślubie i w kościele.
– Na Amerykę muszę mieć specjalne gwarancje! Zenek, choć pozornie zaakceptował plany Ani, to w gruncie rzeczy cały czas prowadził działalność dywersyjną, by odwieść Kargula i Pawlaka od zamierzonej podróży. Zdobył od weterynarza Jeżewskiego tygodnik „Enquirer” i głośno przeczytał wszystkie przepowiednie grona tak sprawdzonych jasnowidzów,jak reverende David Bubar z Memphis, Irene Hughes z Chicago, słynna Brytyjka Evy Petulengro oraz Jacquelina Eastland z Los Angeles. Przewidywali oni, że konflikt na Bliskim Wschodzie jeszcze w tym roku, doprowadzi do nuklearnej wojny światowej, a komunistyczny premier Kuby, Fidel Castro, zostanie przy pomocy Rosjan pozbawiony władzy i zgładzony… – Aj, Bożeńciu, taż wtenczas ja by uwierzył w Twoje miłosierdzie – westchnął szczerze Pawlak, unosząc oczy ku obrazowi świętej Rodziny. Zenek czytał dalej litanię faktów, które dopiero miały nastąpić, ale których wedle jasnowidzów powstrzymać już nie było można: afera Watergate będzie dziecinną zabawką wobec skandali przywódców demokratycznych, jakie będą wyciągnięte na światło dzienne; silne trzęsienie ziemi nawiedzi Kalifornię, wywołując olbrzymi wylew morza, który pochłonie San Francisco; wylądują w USA goście -pasażerowie latających talerzy – którzy wzbogacą naszą wiedzę medyczną i spowodują przełom w leczeniu raka, ale równocześnie pojawi się tajemniczy grzybek, który zatruje żywność… – Taż ja by nie wytrzymała w takiej niepewności żyć, jak oni w tym imperializmie żyją – Marynia ze zgrozą pokręciła głową.