– Z poganką miał żyć? – Tu w Ameryce szanuje się cudze poglądy – Ania broniła postawy matki cioci Shirley, jakby już bardziej stała po jej stronie niż swoich dziadków.
– A kto jej bronił wziąć chrzest i mieć poglądy, jakie chce?! Ania wzruszyła tylko ramionami: to samo przecież usłyszała od dziadka Kaźmierza, gdy po cywilnym ślubie Zenek odmówił zgody, by dać na zapowiedzi w kościele; kiedy Adamiec oświadczył, że to się nie zgadza z jego światopoglądem, usłyszał wówczas, że światopogląd może' sobie mieć jaki chce, byle ślub wziął! Tamta dyskusja skończyła się tym że dziadek Kaźmierz porwał sierp, który ledwie przed chwilą wręczył ze wzruszeniem Zenkowi jako swemu następcy i próbował skrócić pana młodego o głowę. Ten sam sierp przywieźli teraz ze sobą dla Johna Pawlaka. Widząc purpurowe policzki dziadka Kaźmierza, na wszelki wypadek wyprowadziła Shirley z zasięgu jego rąk i wzroku.
– Ładnie ją Ania przekonała – szydził Kargul, klęcząc przed kominkiem i przesiewając popiół w poszukiwaniu obrączki.
– Ot, durny! -Pawlak natychmiast zmienił front i zaatakował Kargula, jakby to on był wszystkiemu winien.- A ty tak niby od razu władzy ludowej dał przekonać sia? – Nigdym nie dał zbałamucić sia – z dumą oświadczył Kargul.
– Dla mnie czerwony kolor także samiuteńko nie w guście jak czarny! – A coż on do niej cierpi, a? – Widział ty, że ona bez biusthaltera lata? – w oczach Kargula pojawił się wyraz bezmiernego zgorszenia, bo jego Anielcia nawet w trakcie kąpieli w balii nie pozbywała się tej części bielizny.
– Tu jest wolny kraj! – oświadczył Kaźmierz.
– Kaźmierz, wracajmy my lepiej, bo od tej wolności w łepecie mnie silnie kołędzi sia -przyznał się Kargul, wciąż na czworakach grzebiąc w palenisku kominka. -Ot, gada jak pierekiniec! Taż dopiero co tak wychwalał te ichnie demokracje! – Cóż to za demokracja, jak każdy może mieć swoje zdanie.
– Kargul popatrzył niespokojnie w stronę okna, za którym rozległy się właśnie strzały.
– Ładna mi wolność, jak każdy może ciebie zastrzelić! – Big dill – Pawlak wzruszył ramionami, oddalając tym gestem wszelkie zarzuty wobec Ameryki i jej obyczajów – ale i ty każdego! Na tym polega równość!
Rozdział 40
Od chwili, kiedy przed dom Johna Pawlaka zajechał czerwony mustang, wypadki potoczyły się szybko i przybrały nieprzewidziany obrót. September-Junior wyskoczył z samochodu z miną kogoś, kto właśnie wygrał wyścig Formuły I. Wpadł do basementu ożywiony przekonaniem, że odebranie obiecanej mu przez Anię nagrodyjest tylko formalnością, znalazł wszak Shirley, choć Bogiem a prawdą, gdyby wiedział, że będzie to przedstawicielka mniejszości etnicznej, nie zabiegałby o jej odnalezienie. Rzucił kraciastą marynarkę na poręcz schodów, machnięciem ręki pozdrowił z daleka Shirley, klepnął protekcjonalnie Franciszka Przyklęka po plecach, aż stroicielowi zsunęły się z nosa okulary i dopadł Anię, nadstawiając swój policzek do pocałowania. Miał minę kogoś, kto właśnie zgarnął w kasynie cały bank w „Black Jacku”. Wcisnął Anię w kąt między ladę baru a fortepian i domagał się, publicznego uiszczenia pierwszej raty nagrody w postaci obiecanego pocałunku.
– A jaka będzie druga? – na wszelki wypadek spytała Ania. -Całość! – gorące spojrzenie Juniora oparło się na czarnej panterze, ozdabiającej teraz jej uwolnione od biustonosza piersi.
– Nie za dużo? – nie bez kokieterii spytała Ania. September-Junior zaczął ją głośno przekonywać, że z jego strony był to akt wielkiego poświęcenia: gdyby wiedział, że poszukiwana jest kolorowa, to by się tak bardzo nie starał jej odszukać… Te słowa dotarły do Shirley.Patrzyła na Juniora z takim wyrazem twarzy, jak przedtem na brata swego ojca, gdy ten chciał jej wręczyć obrączkę. Napotkała niechętne spojrzenie Septembra. Pokazała mu język. Odwróciła się kocim ruchem i jednym skokiem osiągnęła podest schodów. Ania chciałają zatrzymać, biec za nią, ale Junior przycisnął ją namiętnie do boku fortepianu. -U nas dotrzymuje się zobowiązań! – Jak ty źle myślisz o cioci Shirley, to nie ma między nami rozmowy! Nie chciał jej wypuścić z pułapki swych ramion. Nie zważając na obecność stroiciela, który udawał, że przeciera chusteczką klawisze ze słoniowej kości, szukał ustami ust Ani.
– Ja spełniłem i drugą obietnicę! – naciskał. -Mam też dla ciebie pracę! – Ciocia Shirley też ma dla mnie pracę.
– Chyba w „Massage Club” jako hostessa albo naczynie rozkoszy! A więc wszystko, co tylko pochodziło od Shirley, było dla niego nie do przyjęcia?! W Ani zagrała krew Pawlaczki: niech sobie nie myśli, że ulegnie komuś, kto traktuje kobietyjak przedmioty, które można kupić! Shirley otworzyła jej oczy na to, że kobieta musi się poczuć podmiotem, który sam może wybierać! – Nie bądź śmieszna! September-Junior zlekceważył te zapożyczone od Shirley hasła.
– Ruch Women's Liberation już jest niemodny! Wszystkie aktywistki już dawno płaczą samotnie nocami w poduszkę z tęsknoty za mężczyzną, który by je ujarzmił! Nie miała więc złudzeń, jaką rolę przewidział Junior dla siebie. Odepchnęła go z taką siłą, że chłopak wylądował pod barem. Wybiegła przed dom. Ze zdumieniem spostrzegła, że Shirley wsiada właśnie do czerwonego mustanga. Silnik sportowej maszyny zaryczałjak obudzony lew. Ania w ostatniej chwili wskoczyła do środka. Shirley ruszyła ostro i włączyła się w strumień pędzących ulicą samochodów. Przed dom Johna wypadł September-Junior z marynarką w ręku. Daremnie grzebał w kieszeni w poszukiwaniu kluczyków: ta czarna pantera musiała mu je wyjąć! Przeklęte czarnuchy i ich „black power”! Przed dom wybiegli Kargul i Pawlak, patrząc na oddalający się czerwony kabriolet, w którym obok jasnej głowy Ani powiewały czarne kudły Shirley.
– Taż to kidnaping! – wrzasnął Kargul. -Trza milicję powiadomić! – Ot, pomorek! Moją rodzinę na policję chcesz zdać?! – Kaźmierz zmierzył go od stóp do głów spojrzeniem, pod którym tamten powinien paść jak rażony gromem.
– Jaki to kidnaping, kiedy ciotka bierze rodzinę na spacer?! Kargul pokiwał głową z politowaniem nad naiwnością tego konusa, co zawsze chce kota ogonem odwrócić.
– Ciekawość, jakiego okupu ta czekolada za naszą Anię zażąda!
Rozdział 41
Czerwony mustang stał pod hotelem „Columbus”. Pod markizą przechadzał się po chodniku dostojny portier w granatowym płaszczu, bogato szamerowanym złotym haftem. Ania była zaskoczona, że tak godnie wyglądająca osoba serdecznie pozdrowiła Shirley i wręczyła jej plastykowy woreczek i szufelkę, jakby to były insygnia władzy. Dziwny to był hoteclass="underline" wśród lokatorów byli sami mężczyźni. Mężczyźni oraz psy. Okazało się, że właśnie te psy miały być dla Ani pierwszym krokiem do niezależności. Wjechały windą na dziesiąte piętro. Anię zaskoczyło, że korytarzami snuli się parami mężczyźni o ciepłym, łagodnym spojrzeniu, obejmując się za szyję lub patrząc sobie z oddaniem w oczy. Shirley pukała do drzwi różnych pokoi, zza których najpierw witało ją szczekanie psów. Ich właściciele oddawali pod jej opiekę swoje czworonogi. Po chwili Shirley prowadziła na smyczy dziesięć psów różnej rasy, maści i wielkości. Przemierzały korytarze hotelu ani razu nie spotykając żadnej kobiety. Więc to miała być ta praca, którą Shirley wymyśliła dla niej: wyprowadzanie za opłatą psów na spacer! Kiedy zjechały windą na dół, prowadziły już cały zwierzyniec. Przez hall hotelowy Ania przeprowadziła na smyczy trzy ratlerki, dwa pinczery, jednego spaniela, sukę dalmatynkę oraz trzy siostry collie. Shirley szarpała się z dogiem wielkości półrocznego cielęcia. Portier z uśmiechem zasalutował tej kawalkadzie. Znalazły się na skwerze wśród eleganckich drapaczy chmur ze sforą psów, z których każdy ciągnął w swoją stronę w poszukiwaniu krzaczka, przy którym mógłby wreszcie podnieść spokojnie tylną nogę.