Выбрать главу

– Nic? – Kaźmierz spojrzał koso na żonę i gestem wskazał jej pękniętą latarnię Ursusa.

– Taż ja o Zenku mówię. – I na co te teremedie – wzruszył ramionami Kaźmierz.

– Taż męża dla Ani łatwiej zdobyć jak traktora!

Rozdział 7

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, witam Was i o zdrowie pytam, bo pragnienie mam serdeczne ujrzeć Was. Chcę przed całą rodziną życie swe rozliczyć, pokazać najbliższym, co po sobie zostawiam… Marynia siedziała przy stole i uroczyście, jakby to była ewangelia, odczytywała linijki listu od Jaśka Pawlaka; Kaźmierz wisiał oczyma na jej ustach, sam pod nosem powtarzając bezgłośnie usłyszane słowa, jakby powtarzał po kimś przysięgę; Kargul z Anielką stali przy oknie w skupieniu; Ania wpatrywała się z zachwytem w zdjęcia domu w Chicago, które przysłał nieznany jej właściwie brat dziadka Kazimierza. – Śliczny -dom – szepnęła Ania, ale Zenek bardziej był zachwycony amerykańskimi samochodami, które parkowały przed domem Johna Pawlaka. – Jak mnie puścisz, to zarobię na taki…

– Wolę mieć ciebie niż samochód! Pawlak uciszył ich niecierpliwym syknięciem: jemu dusza omalże z zawiasa nie wyskoczy, kiedy słucha słów brata swego, a ci nic tylko jakieś licytacje urządzają! Dał Maryni znak, by podjęła dalszą lekturę. Czekam Was w swoim domu w Chicago, a dom ten ma nie byle jaką polacką przeszłość… – Co ma? – Zenek nie mógł zrozumieć sensu tego przymiotnika, ale następne zdania wyjaśniły wszystkim, co też Jan Pawlak miał na myśli, pisząc o „polackiej” przeszłości: Bo tu wielki Polak raz spał, co on potem był za naszego prezydenta… – Kto to mógł być? – zastanawiał się głośno Zenek, ale na myśl przyszedł mu tylko Bolesław Bierut. – Oczadział czy jak? -zgromił go Kaźmierz.

– Taż Jaśko nigdy by takiego hamana pod swój dach nie wpuścił! – To o, Paderewskiego chodzi! – wtrąciła się Ania, która dobrze zapamiętała informację mister Septembra na temat projektu utworzenia w domu Johna Pawlaka klubu dla Polonii. Dalszy ciąg listu potwierdził prawdziwość tych danych: U mnie się szykuje wielka uroczystość pamiątkowa, nawet pokażą na filmie, że w moim domu spał raz prezydent Paderewski. Na otwarcie klubu, co będzie we wrześniu, to ja na tę okazję wszystkich razem i każdego z osobna zapraszam do Chicago. Przyślę Wam dolary na drogę, a od Was proszę dużo razowego chleba, takiego jak nasza mama piekła na chrzanowych liściach… Westchnął Pawlak głęboko i powiedział przez ściśnięte wzruszeniem gardło: – Aj, Bożeńciu, cały Jaśko – potoczył wzrokiem po twarzach zebranych w izbie osób.

– Czarnego chleba mu brakuje, a groszem się rozrzuca i wszystkich zaprasza. Spojrzał na Kargula, by ten nie miał wątpliwości, że zaproszenie go do Ameryki Kaźmierz uważa za dowód bezsensownej rozrzutności ze strony swego brata. – Może milionerem został – wyrwała się Ania, podniecona coraz bardziej realną perspektywą wyprawy za ocean. – Ot, dziermoli – Kaźmierz jednym spojrzeniem zgasił entuzjazm wnuczki.

– W naszej rodzinie, chwalić Boga, nikt pieniędzy ani kariery nie zrobił, ale za to i w więzieniu nikt nie siedziawszy! Marynia złożyła kartkę, podeszła do obrazu świętej Rodziny, wiszącego nad małżeńskim łożem i wspinając się na palce, wetknęła list za ramę obrazu. – A ty co? – zdziwił się Kaźmierz.

– Zawsze tam przecie chowasz zaproszenia od Jaśka – Marynia poprawiła przekrzywioną ramę.

– Trzeba jemu dzisiaj jeszcze odpisać, że nie jedziemy.

– Ot, gada jak rozdziawa! A tobie kto powiedział, że nie jedziemy? – Taż sam rano tak zadecydował! – Ot tobie na! Taż ja by nie był chrześcijanin, żeby ja bratu swemu chleba czarnego odmówił! Słysząc tę deklarację, Ania aż klasnęła w ręce z zachwytu: znaczy, że wszyscy pojadą! – Ot, durna bździągwa! -Pawlak zaatakował z kolei wnuczkę, nie mogąc pojąć, jak w głowie gospodarskiej córki mogła się zrodzić tak nieodpowiedźialna myśl.

– A ktoż żywioły dopatrzy, a? My będziemy turystów odgrywać, a kabany z wagi spadną, krowy na deszczki bezlitośnie wyschną! -Żniwa przecież trzeba obskoczyć – odezwał się Zenek, wciąż licząc na to, że w ekipie zdobywców Ameryki zabraknie miejsca dla jego żony. – Ot, Zenek potrafi ekonomicznie myśleć – pochwalił go Pawlak.

– I dlatego zostanie, żeby plonu dopilnować. Całe szczęście, że my dziś traktora dostawszy. Będzie czym się przed Jaśkiem pochwalić! – popchnął Zenka ku wyjściu.

– Ano galopem leć i traktora pod to okno stawiaj!

– A po co ciągnik pod okno stawiać? – zdziwił się Kargul.

– Bo na oknie postawi się telewizor – zdecydował Kaźmierz, krzątając się jak inspicjent w teatrze na dziesięć minut przed premierą.

– Każdy niech się galancie wyszykuje, żeby choć na fotografii wyszło, że w tym socjalizmie też można na swoje wyjść!

Rozdział 8

Wokół ustawionego pod oknem ciągnika C-330 zebrała się cała rodzina Pawlaków. Zenek na polecenie Kaźmierza ustawił na parapecie radziecki telewizor „Rubin”, by dopełnił obrazu ich zamożności. Marynia pociła się w upale w modrej sukience z marszczonej krempliny. Pawlak ubrany był w czarny garnitur, który mocno zalatywał naftaliną. Na szyi miał krawat, na nogach kamasze, które ostatni raz miał na nogach, kiedy szedł na rezurekcję. Teraz, przyglądając się krytycznie swoim tucznikom, stąpał w nich ostrożnie po podwórzu, by nie wdepnąć w gęsie gówno.

– Ano, chyba ciebie przyjdzie mi zaciukać! – powiedział Pawlak do wybranego kabana, jakby z góry go przepraszał za tę przykrość.

– Wszystko przez te Amerykę! – Przez Amerykę? -zdziwiła się Ania. – Przecie bez kiełbasy nie pojedziemy -odwrócił oczy od łaciatego wieprza i spojrzał na wnuczkę, zdziwiony brakiem jej ekonomicznej wiedzy.

– Nie słyszała, że tam kryzys? – Wierzy w to dziadek? Chciał udzielić jej bardziej wyczerpujących informacji na temat systemu kapitalistycznego, który wedle naszych środków przekazu trawiony był bezlitosną recesją, gdy w tej chwili widok Kargula i Anielci odebrał mu mowę. Kargul kroczył zamaszyście, przyobleczony w przedziwną jakąś świtkę ze zgrzebnego płótna. Postrzępione spodnie przewiązane były grubym postronkiem. Na głowę wbił słomkowy kapelusz z takimi dziurami, że i gołąb by swobodnie mógł przez nie przefrunąć. Obok dreptała Anielcia, okutana wydobytą z kufra chustą, którą okrywała swoje drobne jeszcze wtedy dzieci w czasie wielotygodniowej jazdy wagonem z Krużewników na Ziemie

Odzyskane… Wszystkiego mógł się Pawlak spodziewać, ale nie takiej maskarady. To on chce rodzinę przedstawić z jak najlepszej strony, a ten kałakunio na pośmiewisko chce go wystawić?! Cyrk urządza? Biedołacha zgrywa? Jak będą mogli komukolwiek zaimponować w Ameryce?! Wbita w swoją kremplinową suknię Marynia z niepokojem patrzyła na nabiegające krwią policzki Kaźmierza: jeszcze z tej denerwacji szlag go trafi na miejscu! Kargul oparł się o błotnik ciągnika niczym kosynier Kościuszki o zdobyte działo i spojrzał z góry na posiniałego z oburzenia Pawlaka. -A ty czego tak oczy wypuczył jak ta czerepacha? – prowokacyjnie podparł się pod boki. W tej postawie wyglądał jak strach na wróble, na którym łachy wypłowiały od słońca. Pawlak wzniósł oczy do nieba; jakby błagał o łaskę nadzwyczajnej cierpliwości, po czym rzucił przez zęby, patrząc na oboje Kargulów jak na przebierańców: – Mieli my się pokazać bogato i szykownie, prosto jak na stypie, a ty tu dywersyjne polityke prowadzisz?! Dziada z siebie robisz?! – Ja wiem, czego oni tam w Ameryce są głodne! – Odział się jak dziad kalwaryjski i chce Ameryce imponować! Na litość ich chcesz brać jak gównozjad jakiś?! Ja w osobistej swej postaci tu stojący mówię jemu, że takiego wstydu nie zniosę! -Z dobrego serca ja tak przyoblekłszy sia – Kargul położył rękę na sercu, jakby gotów był złożyć przysięgę na szczerość swych intencji.