– Polska krew! Polski temperamentjak halny wiatr od morza i gór! Jak łopot skrzydeł dumnego orła! Jak szum fal Bałtyku! To jedyna rzecz, której nie można dostać w puszce, w przeciwieństwie do piwa „Budweiser”! – nawet w tej dramatycznej sytuacji nie tracił okazji, by wypełnić swoje reklamowe zobowiązania.
– Jeśli chcecie sprowadzić takich miłych krewnych jak nasi goście albo zachłysnąć się Polską, ojczyzną Ojca świętego, Kopernika, Kościuszki i Kazimierza Górskiego, triumfatora z mistrzostw świata w Monachium, korzystajcie z usług Capital Travel Office! Kątem oka zobaczył stojącego w drzwiach studia Hiszpana, który wymownie pokazywał, że kończy się czas „Chicagowskiego Kogutka” i że mikrofon musi być oddany teraz w ręce przedstawiciela innej mniejszości etnicznej. Mike, wstającjuż z fotela, by ustąpić miejsca temu, do kogo należała następna godzina studia, dmuchnął w kogutka i wypowiedział kończącą każdy jego program formułkę: – Idziemy przez życie z wiarą i nadzieją, nie zapominając, że nasze jedenaste polskie przykazanie brzmi: W jedności siła, w zgodzie potęga! Dziś Mike Kuper żegna was. Jutro będzie jeszcze lepszy dzień! Zaświeci dla nas słońce, uśmiechnij się z nadzieją i ufnością! Dmuchnął na pożegnanie w blaszanego kogutka, ale nie skończył sygnału, gdyż Hiszpan brutalnie odepchnął go od mikrofonu i sam zaczął gadać z szybkością karabinu maszynowego. Mike opuścił głowę i patrzył w podłogę, jakby zastanawiał się już tylko nad tym, jaki rodzaj samobójstwa po takiej katastrofie powinien wybrać dla siebie: skoczyć z dachu drapacza chmur, zastrzelić się czy rzucić pod samochód? – You are wonderfull! You are autenthic women! -krzyczał na korytarzu Junior, obejmując Anię, jakby znali się już od dawna. Ze studia wysunął się zmięty jak szmata Mike. Niósł przewieszoną przez ramię marynarkę, jakby uznał, że skoro ma zaraz skoczyć przez okno, to nie warto mu jej nawet zakładać. Potoczył wzrokiem po twarzach Pawlaka, Kargula i Ani, po czym grzmotnął marynarką o podłogę, aż zagrzechotały metalowe, złote guziki i zaczął ją deptać, jakby chciał wszystkim unaocznić, że sam został podeptany przez los.
– Ja jestem bankrut! Jestem finished! Skończony człowiek! Ja straciłem cały prestiż! I am looser! Ja mogę tylko skoczyć prosto na tę głupią głowę! -jął się walić obydwiema pięściami po głowie, chcąc się ukarać za zgodę na występ znajomych Septembra.
– Mike Kuper od jutra może iść na wellfare! On już nie dostanie żadnego commercialu! Widzicie przed sobą idiotę! – Why? – zapytał Junior, nie zdejmując ręki z ramienia Ani.
– Why? On się jeszcze pyta! – Mike kopnął swoją marynarkę z wściekłością.
– Bo tylko idiota dopuszcza do głosu ludzi za darmo – wskazał oskarżycielsko palcem Pawlaka i Kargula.
– Jakby każdy z nich zapłacił pięć dolarów za minutę, to by uważali na każde słowo! A tak gadali, co im ślina na język przyniosła! I ty się dziwisz, Teddy, że tam u nich jest cenzura?! Najwyraźniej winą za tę katastrofę obarczał Septembra.
– Keep smiling! – September podniósł z podłogi jego marynarkę i narzucił mu ją na ramiona.
– Jutro będzie lepszy dzień! – Nie dla mnie -ponuro stwierdził Mike, patrząc z obrzydzeniem na całą trójkę, która odebrała wiarygodność jego firmie. September był innego zdania. Objął serdecznie Pawlaka i Kargula.
– To było wspaniałe! Tu nikt tak nie umie walczyć o rodzinę! Junior gorliwie przytaknął ojcu, przyciskając przy okazji biodro Ani do swojego. Kaźmierz obserwował to z wyraźną dezaprobatą. Co z tego, że syn mister Septembra był – wedle jego słów – człowiekiem sukcesu? Co z tego, że był supervisorem w firmie „Panasonic”? Kaźmierz nie zapomniał, że ten chłopak z kolczykiem w uchu próbował smaku kobiet wszelkiej maści i narodowości. Niech on lepiej nie szuka szczęścia ujego wnuczki, bo jak by kto próbował Anię skrzywdzić, to kolacji on nie dożyje… Kto znał Kaźmierza Pawlaka, ten mógł to wszystko wyczytać z jego miny. Żeby Bobby September nie miał wątpliwości co do stanu cywilnego Ani, Pawlak wydobył z kieszeni rodzinne zdjęcie przy ciągniku Ursus C-330, na którym obok jego wnuczki stał jej mąż, Zenobiusz Adamiec. Podczas gdy Junior oglądał rodzinną fotografię, Pawlak wziął pod rękę mister Septembra.
– Niech mister powie, panie September, ta Sirlej znajdzie sia? – Mów do mnie Wrzesień! – dał Pawlakowi przyjacielskiego kuksańca w bok.
– W RAF-ie sierżant łamał sobie na moim nazwisku język. Nic dziwnego, że potem listy do mnie znajdowałem wyrzucone w latrynie. I tak zostałem tym cholernym Septembrem! A mój syn nawet nie umie tego dobrze wymówić -popatrzył na Juniora i powiedział wyraźnie, jak mówi się do głuchego – Wrzesień.
– Fseszeń – Junior starał się wymówić to słowo, ale zaplątał się w syczące zgłoski jak mucha w pajęczą sieć. Popatrzył bezradnie na Anię. Dziewczyna śmiała się z tych jego wysiłków. Chłopak oświadczył szczerze, że widzi pierwszą Polkę, poza Polą Negri, która potrafi się uśmiechać.
– Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – dopytywał się gorliwie – Pokażę ci Chicago by night! Okey? – Okey – zgodziła się Ania.
– Ale najpierw musisz pomóc odnaleźć Shirley! Pomożesz? – Postaram się. For you…
Rozdział 30
Nazajutrz dzięki Juniorowi Ania przeżyła najdłuższy dzień swego życia. Junior chciał zrobić dla niej wszystko, by w efekcie Ania odwdzięczyła mu się tym samym. Od chwili, kiedy zobaczył ją przez szybę w studiu „Chicagowskiego Kogutka” zrozumiał, że dotąd marnował tylko czas z Holenderkami, Włoszkami i Szwedkami: które były niczym plastykowe atrapy egzotycznych owoców przy prawdziwym rajskim jabłku… Postanowił już pierwszego dnia doprowadzić Anię do zawrotu głowy, oszołomić ją ogromem osiągnięć amerykańskiej cywilizacji, by pojęła, że tylko on może byćjej przewodnikiem. Zawiózł ją najpierw do Muzeum Techniki, ale ona wcale nie kwapiła się usiąść w wyścigowej rakiecie „The Spirit of America”, w której Craig Breedlove, jadąc 608 mil na godzinę, pobił w 1965 roku rekord świata, gdyż obiecał to swojej żonie przed ślubem…
– Big deall – powiedziała Ania, wzruszając ramionami.
– Ja wyskoczyłam w biegu z wartburga zootechnika Palimąki, bo też obiecałam mężowi, że nie dam się nikomu dotknąć! Nie obchodziły ją modele rakiet kosmicznych, za to na widok szklanej zagrody dla świń przystanęła w oniemieniu: to tu wycieczki szkolne przychodzą, żeby zobaczyć, jak maciora rodzi prosiaki! Ona nie ma czasu gapić się w muzeum na to” co ma we własnym chlewie!” Mieli szukać Shirley! Chyba Junior zna polskie środowisko w Chicago? – Trzymam się od Polonii z daleka – oświadczył Junior.
– Oni z zawiści potrafią bezinteresownie oczernić każdego, kto wysunie głowę ponad rynsztok! Ojciec też mówi, że gdzie trzech Polaków, tam pięć zdań! – Ale twój ojciec jest za nami! – A ja tylko za tobą! Między nami jest generation gap… W mustangu Ania wysłuchała wykładu Juniora o generation gap: jego i ojca dzieli przepaść pokoleniowa. Senior w duszy jest wciąż Polakiem, Amerykaninem będąc z konieczności, Junior zaś z konieczności jest Amerykaninem polskiego pochodzenia i jak widzi kogoś z plakietką I am proud that I am Polish, stara się go omijać: Nie darmo Polacy są tu przedmiotem polish jokes. Czy wie, jak Polacy wkręcają żarówkę? Jeden stoi na taborecie z żarówką, a drugi okręca ten taboret. Co? Nie śmieszne? Lepiej niech sama nie przyznaje się, skąd przyjechała, jeśli chce złapać pracę „na czarno”. Jeśli powie, że jest Polką, to dostanie gorszą pracę niż „asfalty”. Nie wierzy? Więc niech się dowie, gdzie zwykle pracują „na czarno” jej rodacy: na azbestach, zrywając stare pokrycia dachowe, na „kontraktorce” czyli remontach budowlanych, „na klinowaniu” czyli czyszczeniu okien, „na plejsach” czyli przy sprzątaniu domów lub biur…