– Gorzej jak czarneccy…
– Jacy Czarneccy? Nie znam. Gestem głowy wskazał przechodzących właśnie przed maską mustanga dwóch Murzynów w słomkowych kapeluszach. Szli kołyszącym się krokiem, jakby byli na estradzie podczas konkursu tańca, a nie na skrzyżowaniu ulic. Stanęli przed maską samochodu, zagradzając drogę i zaśmiewając się. Traktowali maskę mustanga jak bęben, wybijając na niej pięściami rytm samby. Na wściekłe trąbienie obaj odwrócili się plecami do Juniora i wypięli tyłki, obleczone w postrzępione dżinsy. Klepali się po pośladkach, rycząc ze śmiechu.
– Zaraz im zrobię z dupy garaż! – rzucił September przez zaciśnięte zęby.
– Te „Czarne Pantery” trzeba z powrotem zapędzić na drzewo! Za wcześnie z niego zleźli! – Jesteś rasistą? – zdziwiła się Ania.
– Łatwo nie być rasistą komuś, kto jest tu gościem. Żyć z czarneckimi przez płot to nie do wytrzymania! – Dziadek Pawlak z Kargulem też długo przez płot nie mogli się dogadać, ale w końcu musieli! – Tu nie ma komunizmu. Tu się nic nie musi! – Jeśli tyjesteś przeciwko swoim i przeciwko Murzynom, to za kim ty jesteś, Bob? – Za tobą -Junior uśmiechnął się, jakby reklamował pastę do zębów „Frenix”.
– A ja za Shirley! Mówiłeś, że wiesz, gdzie można szukać jej tropów.
– Tak! Ale będziesz musiała tam ze mną zatańczyć. Zajechał pod brudny budynek w bocznej ulicy. Wprowadził Anię do towarowej windy, którą opuścili się w dół. W piwnicach urządzone było studio telewizyjne mister Kwiatka, w którym dwa razy w tygodniu odbywała się „polka-party”. Kto chciał, by widziano go na ekranie telewizora, wpłacał przy wejściu do ciasnego i dusznego studia dwa dolary od osoby i mógł za to przy dźwiękach na ludowo ubranej kapeli tańczyć przez godzinę. Każdy starał się być najbliżej kamery, bo nie chodziło przecież o to, by sobie potańczyć, lecz by być zauważonym… Junior zostawił ją na chwilę i przecisnął się przez spocony tłum rodaków, którzy tańczyli, odrabiając swoje dwa dolary. W blasku dwóch reflektorów Ania rozpoznała wśród tańczących Steve'a Faya. Z przytupem obracał w tańcu katastrofistkę, która najwyraźniej znalazła w nim prawdziwego tatusia dla swoich dwóch córeczek. Pozdrowił Anię serdecznie i z radosnym uśmiechem zapowiedział swój udział w pogrzebie Johna Pawlaka, zupełnie jakby był zaproszony na jego wesele… Junior polecił przywołać właściciela programu „Czerwone Maki”. Kiedy pojawił się pulchny pan Kwiatek, pogadał z nim na boku, po czym, nie płacąc taksy, wprowadził Anię na parkiet. -Nie mogę tańczyć! Jestem w żałobie po Johnie Pawlaku.
– Musisz to zrobić właśnie dla niego – przekonywał ją Junior.
– I dla Shirley! Jeśli Shirley-Glynesse Wright jest pochodzenia polskiego, to na pewno siedzi teraz przed telewizorem i gapi się na „polka-party”! Ona się gapi, oni zatańczą, pan Kwiatek skieruje na Anię kamerę i powie, że goście z Polski, rodzina Johna Pawlaka, zaprasza jego córkę do Funeral Home braci Malec na pożegnanie jego doczesnych szczątków… Wciągnął ją w spocony tłumek tańczących i wyjaśnił, dlaczego pan Kwiatek tak czujnym i niechętnym spojrzeniem śledzi każdy jego krok: ostatni raz był tu siedem lat temu i pan Kwiatek ma słuszne powody, by chcieć się go stąd jak najprędzej pozbyć. Dlatego zgodził się na wygłoszenie komunikatu o poszukiwaniu Shirley, bo wie, że z rodziną
Septembrów nie wygra. Na tym parkiecie Junior siedem lat temu złamał nogę i wystąpił o odszkodowanie. Ogłosił, że udział w „polka-party” grozi utratą zdrowia i właściciel „Czerwonych Maków”, bojąc się ruiny, wypłacił mu tysiąc dolarów! To były pierwsze zarobione przez Juniora pieniądze. Teraz pan Kwiatek czujnie obserwował Juniora. Chłopak w trakcie polki przyciskał Anię, bez przerwy przekonując ją, że make love it s big fun! -Mam zazdrosnego męża…
– Zazdrość to jego kłopot – Junior nie przestawał ją przekonywać, że miłość to wielka frajda, o czym śpiewałjego przyjaciel, Bobby Vinton.
– To ty go znasz?! Więc była w towarzystwie kogoś, kto mógł się powołać na przyjaźń z taką gwiazdą?! Będzie miała o czym opowiadać! – O yes – bez wahania potwierdził Junior.
– Jego żona była moją dziewczyną, a jego dziewczyna została moją pierwszą żoną. Spotykamy się często u adwokatów… Późnym wieczorem mustang zajechał przed dom Johna Pawlaka: Junior spodziewał się nagrody za swoje starania na rzecz rodziny Ani.
– Kiedy dasz się pocałować? – spytał, gdy Ania lekko musnęła na pożegnanie wargami jego policzek.
– Jak znajdziesz Shirley! – Zrobiłem wszystko, co mi przyszło do głowy.
– Może jutro dać ogłoszenie w jakiejś polonijnej gazecie? – Nie -zdecydował Junior.
– Lepsze będzie FBI.
– FBI? – wykrzyknęła Ania.
– Przecież Shirley nie jest kryminalistką! – Skąd wiesz? – Bo u nas w rodzinie nikt jeszcze w więzieniu nie siedział, chyba że za poglądy! – U nas nie trzeba mieć poglądów, żeby siedzieć – nieomal z dumą stwierdził Junior.
– To wolny kraj!
Rozdział 31
Drzwi otworzył jej Franciszek Przyklęk. Patrzył na oddalającego się mustanga ze zbolałym wyrazem twarzy, jakby ryk silnika raził jego absolutny słuch.
– Widziałem was – powiedział głosem człowieka, który odkrył czyjeś wiarołomstwo. Przez grube szkła okularów patrzył na Anię człowiek, który do serii swoich życiowych pechów i klęsk miał dodać jeszcze jeden epizod. Co mógł na to poradzić, że pojawienie się Ani przypomniało mu, że oprócz słuchu absolutnego, który wyróżniał go spośród milionów, posiadał kiedyś także seksualne tęsknoty. Ich dowodem mogła być dwójka dzieci, czekająca już dziesięć lat na powrót tatusia. Ania obudziła w nim tęsknotę do miłości i poczucie, że nie jest jeszcze tylko byłym mężczyzną… Czekając na jej powrót siadł przy fortepianie i wtedy poczuł głęboką więź z mistrzem Ignacym Paderewskim, który kiedyś spędził w tym domu jedną noc – i -to nie sam. Świadczył o tym ów list, na który przypadkiem natrafił Franciszek, grzebiąc w śmieciach Biblioteki Polskiej. Na pożółkłym papierze mistrz dziękował za tę gorącą noc w Chicago, która dała mu możność zespolenia się duchowego,i cielesnego z Ojczyzną. Jakże musiał się czuć w tym mieście samotny, skoro tak bardzo potrzebował tego zespolenia duchowego i cielesnego! Pod tym względem stroiciel nic a nic nie różnił się od mistrza! Może ten dom zawierał w sobie takie przeznaczenie, by zespalać ludzi duchowo i cieleśnie? Już od pierwszego wieczora poczuł, że ta dziewczyna budzi w nim te same soki, które krążyły w jego ciele, gdy poznał swoją żonę. Poczuł się zagrożony, gdy Ania udała się z Juniorem na poszukiwanie Shirley-Glynesse Wright, ajuż całkiem się załamał, ujrzawszy ich wśród uczestników „polka-party”. Wtedy właśnie zszedł na dół i dla pustych ścian zaczął grać koncert a-moll Ignacego Paderewskiego. Chciał zagłuszyć ból akordami, ale choć miał słuch absolutny, to prawą rękę po pechowym upadku z drabiny nie całkiem władną, więc koncert przypominałnieco taniec kulawego.
– Jak mogłaś pójść na „polkę-party” przed pogrzebem Johna? – zaatakował ją teraz.
– Ja ukryłem to przed twoimi dziadkami.
– Dla Shirley to zrobiłam! – usprawiedliwiała się Ania.
– Aniu! Tylko nie wierz temu Juniorowi! – przypadł ustami do jej dłoni.
– Ty jesteś dla mnie jak ktoś najbliższy! Znam cię przecież od kołyski! Dlaczego się dziwi? Dlaczego patrzy na niego jak na szaleńca? Przecież John wiele razy opowiadał mu o niej. Od niego wie, jak się darła w czasie chrztu w kościele. Zna jej zdjęcie ze ślubu…
– I co z tego? – Ania czuła, że tego samego dnia już po raz drugi będzie musiała komuś udowodnić, że dla niej liczy się tylko jej mąż. Stroiciel miętosił jej rękę i jąkając się z przejęcia wprowadzał ją w stan swej duszy: ich spotkanie to nie przypadek! Ania jest tak podobna do jego żony, że mogłaby być jej młodszą siostrą. Przez dziesięć lat pobytu w Chicago był wierny Marcie, ale na widok Ani poczuł się o dziesięć lat młodszy. Pragnie jej! Pragnie jej, jak pragnąłby nastroić fortepian w filharmonii warszawskiej przed koncertem w rocznicę urodzin mistrza Paderewskiego! – Dlaczego nie wracasz do domu? – ostudziła jego zapały.
– Bo się wstydzę, że nic nie zarobiłem! – zanurzył w dłoniach pomarszczoną cierpieniem twarz.