– Niech on dzisiaj lepiej tu nie kręci sia, bo my tu rodzinne sprawy musimy załatwić…
– Choć było to powiedziane po polsku, chłopak w lot pojął, że tego wieczoru, nie uzyska oczekiwanej nagrody.
– I see you later – zapowiedział Ani z miną pokerzysty, który zgarnął cały bank. Kargul z jednego mógł się jedynie cieszyć: wreszcie dostał Pawlak nauczkę. W najbliższej rodzinie trafił mu się taki zaprzaniec! Prawie siłą wlał porcję „swojuchy” w gardło Kaźmierza i rzekł ze współczuciem, zmieszanym z kiepsko maskowaną satysfakcją: – Ot, przyjdzie i to przecierpieć. Pawlak stanął przed fotografią Johna Pawlaka, która ozdabiała atrapę kominka w sypialni.
– Aj, Jaśku, aleś mi narobił – z trzewi Kaźmierza wyrwał się bolesny jęk i Kargul bez wahania podsunął mu dla uśmierzenia bólu następną szklaneczkę.
– To nie mógł ty uczciwie uprzedzić, że czeka nas w Ameryce problem rasowy.
– Kaźmierz, naucz ty sia politycznie myśleć i nie czepiaj sie mniejszości, bo to nie jej wina! – Ty mi nie bełtaj – obruszył się Kaźmierz.
– U nas partia to też mniejszość, a może on powie, że to nie jej wina, jak ja eternita na dach czy cementu dostać nie mogę?! – Awo! Pretensje do garbatego, że ma proste dzieci – wzruszył ramionami Kargul, aż „swojucha” chlusnęła z jego szklaneczki na dywan.
– Taż partii u nas nikt nie wybierał! Ruscy ją zaplenili, to jest! Przez to większość u nas przegrana, bo musi z mniejszością kolaborować. Ale twój brat to co innego. On nie z historycznej konieczności tylko prosto z pożądliwości na kolaborację z etniczną mniejszością poszedłszy. – sprawiało mu satysfakcję, że mógł wytknąć grzeszną naturę Pawlaków.
– Kto jemu kazał w tym odcieniu babę brać?! – A kto jego z ziemi rodzinnej wygnał? Przez kogo on na czarnych skazany był? Kargul nie miał wątpliwości, że Kaźmierz znów jego chce oskarżyć o wszystkie grzechy swego brata. Postanowił wykazać swą wyższość i przyjąć chrześcijańską postawę: – Boże odpuść! Ale dla mnie dziki też człowiek.
– Jak powiedział?! Dziki?! Odkąd to on taki kulturalny, że inny kolor teraz jemu nie w guście, a?! – Pawlak zmienił front i zaatakował go z flanki.
– A taki był nowoczesny! – Aj, Kaźmierz – na wszelki wypadek Kargul wycofał się na drugą stronę łóżka jak za barykadę – jaż nie mówię, żeby jej muchomora zadać, no w Rudnikach z czarną bratanicą głupio będzie na sumę w niedzielę pójść! – Jaka czarna? – Pawlak postąpił krok bliżej, jakby chciał sprawdzić, czy przypadkiem oczy Kargula nie są zasnute bielmem.
– Taż Sirlej beżowa aby! – Awo! Jakby ja był bleszczaty choć na jedno oko, może bym i uwierzył. Każdy widzi, że to czekolada! – Awo! A mlecznej czekolady ty nie widział?! -Machlaczysz jak zawsze, Kaźmierz. Tak czy siak, wpadli myw kałabanię, a czort karty rozdaje. Pawlak z tym wnioskiem gotów był się pogodzić: Na razie znalazł tylko jedno lekarstwo na ten „sioook”: napełnił pustą szklaneczkę, wypił i chuchnął w bok. -Nie za dużo tej ćmagi? – zaniepokoił się Kargul.
– Dla spokojności. Taż to sioook! Ostatni raz ja coś takiego przeżył, jak czterdzieści lat temu 17 września bolszewiki wbili nam nóż w plecy… Tylko takie porównanie przyszło mu na myśl, gdy łowił uchem prowadzoną po angielsku rozmowę Ani z ciocią Shirley. Jedno porównanie szoku z 17 września 1939 roku z tym z września 1979 było całkiem trafne: -ten pierwszy był Wynikiem wydarzeń historycznych; na które nie mieli wpływu, o ten drugi nie mógł jednak wprost oskarżyć historii… Na dole w living-roomie leżał na dywanie przed kominkiem widomy owoc grzechu Johna Pawlaka i to w kolorze, w którym Kaźmierz dotąd nie gustował. Ale nie mógł na to zamknąć oczu, iż owoc ten zrodził się z Pawlakowych korzeni. Obcy był, a jednak trochę swój. Wyjrzał z pokoju, przykucnął przy barierce podestu, by przyjrzeć się z ukrycia temu nie chcianemu spadkowi po Johnie. Ania i Shirley siedziały na dywanie przed kominkiem. Obie były smukłe, długonogie, gibkie, tylko że jedna miała duże, czarne oczy. długie, czarne włosy i skórę w kolorze cygara, druga zaś miała włosy płowe, oczy niebieskie i skórę jak dojrzałe zboże. Ania chciała wiedzieć wszystko o cioci Shirley: co wie o swoim ojcu, a jej ojcu chrzestnym? Czy wie, skąd się wziął w Ameryce? Co go tu przygnało? Shirley wzrusza ramionami: tu każdy skądś się wziął! Tu się nie pyta nikogo, kim jesteś, tylko ile masz. A mając taki dom John należał do klasy posiadaczy, na której wspiera się ustrój imperialistyczny… Ania czuje się zaskoczona tymi poglądami: John Pawlak, ojciec cioci Shirley, tyle ma wspólnego z imperializmem co dziadkowie Ani z komunizmem! Wszyscy zmuszeni byli żyć w ustrojach, których nie wybierali. Shirley musi wiedzieć, że John Pawlak też sam nie wybrał Ameryki, musiał do niej uciekać przed więzieniem! – Przed więzieniem? – dziwi się Shirley.
– A co przeskrobał? – Bronił swojej ziemi.
– Przed kim? Przed Niemcami czy przed Rosjanami? – Przed sąsiadem – mówi Ania. Widzi rozszerzone zdumieniem oczy Shirley i wtedy pojmuje, że musi ją wprowadzić w genealogię wojny sąsiedzkiej między
Pawlakami a Kargulami. Ale jak doprowadzić do jej świadomości, że pół wieku temu we wsi Krużewniki, starostwo Trembowla, województwo tarnopolskie, chłopi mierzyli ziemię nieomal łyżkami a bronili jej” kosą?” Ania kładzie na dywanie kolorowy magazyn „Harpers” i zaczyna swoją szkolną angielszczyzną wyjaśniać, że jedna strona rozłożonego pisma jest jakby polem Pawlaków, druga zaś Karguli.
– It's was feeld of Pawlak. Family of Pawlak was very, very poor – tłumaczy cierpliwie, sprawdzając czy oblicze „cioci Shirley” wyraża zrozumienie dla sytuacji ekonomicznej rodziny jej zmarłego ojca, po czym przechodzi do odtworzenia dramatycznych wydarzeń z tego dnia, kiedy to Kargul, orząc swoje pole, zaorał miedzę Pawlaków… Shirley nie może się połapać: kto to jest Kargul? Co on robił? O co poszło? Ania stawia butelkę po coca-coli na tej stronie magazynu, która pełni funkcję kargulowego pola; plastykowy kubek stawia w charakterze Pawlaka na drugiej stronie: ten kubek to John Pawlak, you understand? Butelka to ten duży grandfather, Kargul Władysław, który jest tam na górze w sypialni Johna Pawlaka… Byli więc już protagoniści dramatu: Kargul, który zaorał miedzę Pawlakom i Jaśko, który postanowił go za to ukarać. Nie było tylko tej miedzy, od której się wszystko -zaczęło. Ania odpięła z bioder cioci Shirley nabijany ćwiekami pasek i w charakterze miedzy położyła go pośrodku rozłożonych stron magazynu „Harpers”. A jak teraz dalej odtworzyć przebieg tego historycznego wydarzenia? Jak jest „miedza” po angielsku? Aha, border! Więc poszło owego dnia o border! Dziadek Kargul jako młody chłopak orał swoje pole… Ania nie może znaleźć w pamięci słówka „orać”. Zrywa się z dywanu i odgrywa pantomimę: jej ręce zaciskają się na czepigach wyimaginowanego pługa, twarz wyraża wysiłek oracza, ręka śmiga w powietrzu; poganiając batem konia, aż wpatrzona z uwagą w Anię Shirley klaszcze w dłonie. Już wie o co chodzi: ten duży dziadek orał pole. To plough…
– Off course! To plough! – Ania przypomina sobie słówko „orać” i teraz przesuwa butelkę po coca-coli wzdłuż paska – i dziadek Kargul „zaplajował” feeld of Pawlaki! Kubek uderza w butelkę po coca-coli. Ania bierze zamach; by pokazać, z jakim impetem ojciec Shirley nadział na kosę Kargula. Ale Shirley nie zna takiego narzędzia. Ania gorączkowo szuka w pamięci angielskiej nazwy, ale prędzej przychodzi jej na myśl symbolicz na postać, która często jest pokazywana właśnie z kosą. Rysuje szminką na lustrze złożoną z piszczeli kostuchę z kosą w ręku. Shirley klaszcze radośnie w dłonie: teraz już wie, z czym jej ojciec rzucił się na tego dużego sąsiada: It is scythe! – Sure! – cieszy się Ania i kontynuuje swoją relację z dalekiej przeszłości, nie wiedząc nawet, że z góry śledzą każdy jej ruch i każde słowo dwie pary oczu.