Выбрать главу

– I twój tatuś tą kosą przebił dziadka Kargula i przez to musiał uciekać do Ameryki, żeby nie siedzieć w więzieniu za obronę swojej ziemi! – To nie mógł wziąć adwokata, skoro naruszono jego własność? – rzeczowo spytała Shirley. Ania zrozumiała, że choć dzieli je różnica trzech lat, to właściwie żyją w dwóch różnych czasach. Jak ma wytłumaczyć cioci Shirley, że pół wieku temu w Krużewnikach rodziło się bez lekarza, broniło się swego bez adwokata, tylko umierało się z panem Bogiem? Pewnie ciocia Shirley, słysząc słowo „ziemia”, wyobraża sobie bezkresne przestrzenie jakiegoś rancza, a rodzinę swojego ojca widzi wśród stada bydła w kowbojskich kapeluszach jak bohaterów westernu. A prawda była taka, że po stronie Kargula pasła się jedna chuda krowina, a na wygonie Pawlaków stary wałach. A tej ziemi lemiesz pługa zaorał wtedy ledwie na trzy palce szerokości! – Three fingers? – Shirley sądzi, że źle zrozumiała, ale Ania kładzie trzy palce na nabijanym ćwiekami pasku, który gra tu rolę miedzy. Shirley nie może uwierzyć, że zaoranie ziemi o szerokości jej paska zdecydowało o pojawieniu się Johna Pawlaka w Ameryce.

– Three fngers? – upewnia się jeszcze, patrząc uważnie na usta Ani. Ania z powagą potwierdza to skinieniem głowy i wskazuje na lustro, gdzie widnieje namalowany krwawą szminką wizerunek kostuchy…

– Alfabetka jedna! – prychnął wściekle Pawlak, śledząc w napięciu wydarzenia w living-roomie.

– Co chcesz – Kargul był przekonany, że ten epitet odnosi się do córki Johna – taż skąd dziki może wiedzieć, jaką my bidę za sanacji cierpieli. Pawlak poderwał się i szeptem wtłoczył mu w samo ucho, że nie o tę Sirlej mu idzie, tylko o Anię: durna bźdźągwa z niej! Jakie trzy palce?! Przecie Władek odkroił wówczas ziemi co najmniej na szerokość grobu, w którym dziś Jaśko spoczął! Wyciągnął ramiona, jakby obejmował w tej chwili niewidoczny pień zdrowego dębu.

– Czarnym możesz takie ciemnoty wpierać, ale nie swoim! – warknął Kargul.

– Żeby Jaśko żył, tak on by tobie przypomniał, ile ty naonczas gruntu zacharapczył! -Twój Jaśko to zawsze bezlitośnie chytreńki był -skrzywił się z niesmakiem Kargul, nie mogąc znieść kolejnej próby zakłamania historii.

– Wtedy do Ameryki uciekł, a teraz do nieba. A na żywych wstyd spada! – Ty bambaryło jeden! Ty złodziejski koniosraju! To ty go na poniewierkę skazał, a teraz mu

wymawiasz?! – Kaźmierz wepchnął Kargula do sypialni, zapierając się nogami, jakby pług prowadził, a nie sąsiada.

– Dobrze, że ja sierp mam pod ręką, bo czyjaś głowa spadnie! Słysząc nie pierwszy raz tę obietnicę Pawlaka, Kargul odpowiedział nieomal rutynowym zwrotem, że głupsza spadnie. W tej chwili głowa Kaźmierza ubodła go w wątrobę. Kargul zrobił trzy kroki do tyłu, i zwalił się na plecy, aż jęknęło szerokie łoże. Pawlak spadł na niego tygrysim skokiem i wdusił jego głowę w poduszki.

– No, nareszcie przyszedł na ciebie koniec! Shirley unosi głowę. Z sypialni dochodzą jakieś zduszone okrzyki, łomot mebli, głuche stęknięcia, jakby toczyła się tam walka o mistrzostwo świata wszechwag! Ania domyśla się, że dziadkowie znowu uzgadniają swoje poglądy na historię lub bieżącą politykę. Pospiesznie odciąga Shirley schodów, sadza ją na kanapie przed kominkiem, obejmuje ramieniem w siostrzanym uścisku i pospiesznie, by zagłuszyć dochodzące z góry efekty, kontynuuje opowieść o amerykańskiej doli ojca Shirley:najpierw John zaczął tu pracować jako tragarz portowy, potem malował mosty w Chicago, pracował na budowach…

– W Detroit on był varnisher w fabryce „Forda” – Shirley uzupełnia życiorys o nieznany Ani epizod.

– Ale uciekł z Detroit, jak ja się urodziłam.

– Why? -On się wstydził przed Polakami, że on był z moją matką.

– Ale przecież zostawił pierścionek u mister Septembra. On był dla twojej matki.

– Pod warunkiem, że ona przyjmie waszą wiarę. -Dlaczego tego nie zrobiła? – Bo powiedziała, że dla mężczyzny nie będzie zmieniać swego Boga.

– Bóg jest jeden.

– No! – zaprzeczyła gwałtownie Shirley.

– Jak się jest czarnym, to się dobrze wie, że wasz pan Bóg popiera białych! – Co ci przyszło do głowy?! Biali niechętnie dzielą się swoim Bogiem z czarnymi. Wystarczy posłuchać, co tam się dzieje na górze, by wiedzieć, że pan Bóg Johna Pawlaka i jego rodaków nie lubi ciemnej skóry! Shirley nie ma wątpliwości, że ona jest przyczyną tej awantury na górze: brat jej ojca nie może się pogodzić z jej istnieniem… Z góry dobiegł łomot padającego krzesła. Ania uruchomiła telewizję, by zagłuszyć odgłosy zmagań, od których drżał sufit. Zaczęła przekonywać ciocię Shirley że te okrzyki są objawem radości z odzyskania córki Johna, że tam na górze obaj dziadkowie wznoszą właśnie radosne toasty za jej odnalezienie. Shirley musi wiedzieć, że już od dawna te dwie rodziny przestały się kłócić; między Pawlakami a Kargulami od lat panuje idealna zgoda; nawet płot między sobą znieśli, gdyż nic ich nie dzieli; a w ogóle to Polacy żyją w jedności i zgodzie, o nic się nie kłócą ani między sobą, ani z władzą, you understand, Shirley? Zadrżała powała, rozległ się wrzask Pawlaka: – Ty łapciuchu jeden! – Ania, zerkając ku górze, czy aby stamtąd przez barierkę nie spadnie raptem ciało jednego zjej dziadków pokonanego w tej śmiertelnej walce, powiedziała do Shirley z pogodnym uśmiechem: – Polacy mają wielki temperament, you see? Shirley przyjęła to oświadczenie ze zrozumieniem; sure, oczywiście, wie o tym, samo jej istnienie na tym świecie jest niezbitym tego dowodem…

– Przez ciebie musiał na obcych tyrać! – darł się Pawlak, klęcząc okrakiem nad Kargulem i ściskając oburącz jego gardło.

– Źle nie miał – wycharczał Kargul.

– Jak artysta filmowy żył! – Żeby jego wilcy, no! – Kaźmierz starał się pięścią wcisnąć mu z powrotem w gardło te obraźliwe słowa.

– To ty na Jaśka zaproszenie tu przyjechał, żeby jemu opinię szargać?! Zaparł się o poręcz łoża i zepchnął cielsko przeciwnika na podłogę. Podłoga jęknęła, Kargul stęknął głucho dusząc się w uścisku Kaźmierza. Poderwał kolana, wyrzucając napastnika w powietrze. Pawlak zatrzepotał rękoma, próbując złapać równowagę, po czym zwalił się na plecy i przebierał rozpaczliwie nogami niczym przewrócony żuk. Shirley poderwała się z kanapy, chcąc biec na ratunek. Ania chwyciłają za rękę, nieomal siłą posadziła obok siebie i podsunęła przed oczy fotografię rodzinną, na której pysznił się żółtością traktor Ursus C-330, blikował w słońcu ekran radzieckiego telewizora „Rubin”, który dziadek Pawlak kazał wystawić jako świadectwo ich zamożności na parapecie otwartego okna; z boku stał fiat 125p, pożyczony do zdjęcia przez wójta Fogla; właśnie czerwony maluch najbardziej zainteresował Shirley. Nie Zenek, mąż Ani, nie Marynia i Anielcia, lecz właśnie produkt polskiego przemysłu motoryzacyjnego.

– Samochód? – Shirley była wyraźnie tym rozbawiona.

– To jak wy się w takim czymś kochacie? Ania wytrzeszczyła na nią oczy: do tej pory nawet nie przyszło jej do głowy takie zastosowanie pojazdu mechanicznego.

– Kogo ty bronisz?! Tej czarnej?! – Kargul wdrapał się już na łóżko i zasłaniając się poduszką przed pięściami Kaźmierza usiłował przemówić mu do rozumu.

– Taż to zawołoka jakaś, a ty ją za swoją masz! Zdążył już zapomnieć o chrześcijańskim stosunku do bliźniego, który jeszcze pół godziny temu pozwolił mu twierdzić, że „ostatecznie dziki też człowiek”.

– Drań sobaczy! Zabieraj ty się z mojej Ameryki! – wrzasnął Kaźmierz, wskazując Kargulowi drzwi.

– Odkąd to ona twoja, a? – Odkąd tu groby mam i rodzinę! – Awo, jaki to familijny – szydził Kargul, niebacznie wyglądając spoza poduszki.

– Ale co chcieć od takiego konusa! Jemu starczy żeby baba miała dłuższą nogę jak on cały, to on dla niej honoru zaprze sia! – Jak powiedział?! Konusie?! – Kaźmierz aż zapiał i z furią ponownie natarł na odsłoniętego przeciwnika.