W kąciku jego ust, na które desperacko starała się nie patrzeć ani o nich nie myśleć, pojawił się cień uśmiechu. Nic nie mówiąc, podszedł do biurka i nacisnął guzik interkomu, nie odrywając przy tym wzroku od napiętej twarzy Rachel. Odezwał się po chwili kobiecy głos. Senor de Riano wydał polecenie, a potem zwrócił się do Racheclass="underline"
– Może ma pani jednak ochotę się czegoś napić, panno Ellis?
Rachel podziękowała i w tej samej chwili usłyszeli ciche kwilenie dziecka. W drzwiach pojawiła się ciemnowłosa kobieta w średnim wieku. W ramionach trzymała białe zawiniątko.
Rachel, zafascynowana, obserwowała, jak seńor de Riano bierze niemowlę z rąk kobiety i troskliwie umieszcza je na swoim szerokim ramieniu. Delikatnie pogładził dziewczynkę po policzku i przemówił do niej czule.
Ta wzruszająca scena ścisnęła Rachel za gardło. Nieoczekiwanie wróciła myślami do przeszłości. Przypomniała sobie Stephena, który nigdy nie pobawił się z żadnym dzieckiem ani nawet nie wziął na ręce…
To już wówczas powinno dać jej do myślenia. Był nieczuły, oschły, do nikogo prócz siebie nie żywił cieplejszego uczucia. Nie mógłby być dobrym ojcem… Z pewnością nie pieścił żadnego dziecka pozostawionego pod jego opieką, tak jak to w tej chwili czynił seńor de Riano, nie zwracając wcale uwagi, że niemowlę ślini mu elegancki, lniany garnitur.
Vincente de Riano miał inną twarz dla wrogów, inną dla tych, których kochał – pomyślała Rachel i zaczęła się zastanawiać, jak czuje się kobieta będąca obiektem jego miłości.
Niemowlę pod wpływem subtelnej pieszczoty i czułego szeptu przestało płakać. Starsza kobieta rozpromieniła się z radości, dygnęła przed swym pracodawcą i opuściła pokój.
Seńor de Riano rzucił Rachel dumne spojrzenie.
– Pewnego dnia Luisa złamie wiele serc…
Rachel nie miała co do tego wątpliwości. Zwłaszcza jeśli odziedziczy po ojcu jego urodę i osobisty wdzięk, pomyślała.
– Zapewne pójdzie w pani ślady – dodał pod nosem, jakby sam do siebie.
Gdy Rachel zrozumiała sens jego słów, poczuła, że w skórę wbija jej się setka szpileczek. Jeśli miał na myśli Stephena, to się mylił! Bardzo się mylił. Stephen był zbyt wielkim egoistą, aby można mu było złamać serce. Poczuła na sobie wzrok gospodarza i oderwała się od przykrych myśli.
– Proszę spojrzeć na malutką, nim pani stąd wyjedzie. – Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki. – A może boi się pani, że dziecko zbyt mocno chwyci panią za serce i powstrzyma przed odjazdem?.
Serce Rachel już teraz waliło jak oszalałe. To nie dziecka się boję, myślała gorączkowo.
Chciała uciec stąd, ale jakaś nieokreślona siła trzymała ją w miejscu, podczas gdy seńor de Riano uchylił rąbek pieluszki i pokazał jej córeczkę.
Rachel doznała szoku na widok jasnych jak poświata księżyca włosków i anielskiej buzi, której rysy przypominały jej kogoś bardzo, bardzo bliskiego. Kogoś, kto dla Rachel był teraz najważniejszy na świecie… To nie do wiary!
Seńor de Riano przyglądał jej się badawczo.
– Prócz ciemnych oczu i oliwkowej skóry, które odziedziczyła po Carmen, Luisa prawdopodobnie będzie wyglądać jak pani odbicie w lustrze – powiedział zagadkowym tonem.
– Przypomina Briana na zdjęciach, które robiła mu mama w dzieciństwie – szepnęła w uniesieniu. Wyciągnęła rękę i przytuliła do siebie ciepłe, małe ciałko Luisy. – Luisa nie jest pańską córką… Jest córką Briana! – dodała z nagłym ożywieniem.
Na inteligentnej twarzy Vincente de Riano pojawił się zakłopotany wyraz.
– A sądziła pani, że ja jestem ojcem dziecka?
– Tak. Powiedział pan przecież „moja” Luisa…
W spontanicznym geście pocałowała jasną główkę wtuloną w jej ramię, wciągając jednocześnie w nozdrza słodki zapach dziecięcej oliwki.
– Mogło tak być… – powiedział tonem gorzkiej zadumy. – Moja żona była właśnie w ciąży, gdy trzy lata temu zginęła w tej samej katastrofie samochodowej co rodzice Carmen.
– Wielki Boże! – wyrwało się Rachel z piersi.
– Od tamtej pory opiekuję się moją bratanicą. Popełniła bardzo poważny błąd w swym młodym życiu, wiążąc się z pani bratem… Ale Luisa jest niewinna i zasługuje na wszystko co najlepsze.
Rachel nie wątpiła w szczerość tego oświadczenia. Widziała, jak odnosił się do dziecka, widziała w ciemnej głębi jego oczu prawdziwą miłość. Luisa miała szansę rozkwitać w cieple tej miłości… Rachel podziwiała go, że wziął na siebie tak wielką życiową odpowiedzialność i była mu jednocześnie wdzięczna za przywiązanie do jej małej bratanicy. Ale to Brian był ojcem Luisy i to on powinien zaopiekować się Carmen i dzieckiem. Mijający czas był nie do odzyskania… Dług Briana wobec senora de Riano wzrastał. Gdzie on się podziewa? – myślała z bólem w sercu.
– Czy Brian wie o dziecku? – spytała.
– Gdy zniknął, Carmen była w piątym miesiącu ciąży, ja jednak dowiedziałem się dopiero, gdy nie mogła dłużej ukrywać swego stanu. Możliwe, że pani brat wiedział, iż zostanie ojcem na długo przed tym, nim porzucił Carmen i zostawił ją własnemu losowi.
Porzucił… Rachel odżegnywała się od samego tego słowa.
– A co na ten temat mówi Carmen?
Bezwiednie potarł ręką po brodzie.
– Moja bratanica w ogóle o tym nie rozmawia.
– Ale jest przecież możliwe, że Carmen albo nie miała okazji powiedzieć Brianowi o dziecku, albo zdecydowała świadomie nie mówić mu prawdy… – rozważała na głos.
Seńor de Riano niedbale wzruszył ramionami.
– A cóż to za różnica, senorita? Końcowy rezultat jest taki sam: pani brat wyjechał.
– Jeśli nie wiedział, że zostanie ojcem, to stanowi ogromną różnicę! – odparowała. – Nasz ojciec odszedł od nas, kiedy byliśmy dziećmi. To zniszczyło całe dzieciństwo Briana. Czy pan naprawdę sądzi, że Brian mógłby powtórzyć grzech ojca?
Oczy Vincente de Riano rozbłysły złością.
– Mówi się, że jaki ojciec, taki syn…
– No właśnie! Ale to nie pan jest ojcem Luisy! – Odskoczyła gwałtownie i usiłowała uspokoić dziecko, które nagle zaczęło płakać. – Nie ma pan prawa wydawać wyroków!
– Jeśli pani brat zniknął na dobre, będę wychowywał Luisę i formalnie ją zaadoptuję!
Rachel szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
– Nie może pan! Ona przecież jest córką Carmen!
– Owszem, ale Carmen ma szansę jeszcze ułożyć sobie życie. Zanim pani brat zawrócił jej w głowie, była zaręczona z Raimundo de Leon, który pochodzi z jednej z najlepszych naszych rodzin. Raimundo nadal pragnie ją poślubić.
– Pod warunkiem, że Luisa nie będzie częścią posagu, czyż nie? – przerwała mu gwałtownie. – Czy naprawdę takiego męża pragnie pan dla swej bratanicy? Jestem pewna, że Carmen nie zechce brać udziału w tej transakcji. Tylko despota pańskiego pokroju mógł coś podobnego wymyślić! Moje gratulacje, senor!
Widok jego gniewnej twarzy rozwścieczył ją jeszcze bardziej. Nie mogła się pohamować i dodała jadowitym tonem:
– Jest pan reliktem zamierzchłej epoki z tym swoim aranżowaniem małżeństwa. To istny cud, że Carmen jeszcze od pana nie uciekła. I niech pan sobie nie myśli, że złożę broń. Będę walczyć do ostatnich sił o opiekę nad Luisą! Nie pozwolę, by również i jej zrujnował pan życie!
Rozdział czwarty
Seńor de Riano, nie pytając Rachel o zgodę, podszedł i odebrał jej płaczące niemowlę. Wystarczyło kilka czułych słów i pieszczot, żeby Luisa się uspokoiła.