– Miałam tylko na myśli… – podjęła zmieszana.
– To oczywiste, co pani miała na myśli, senorita – przerwał jej gwałtownie. – Ale proszę być ostrożną w ferowaniu wyroków na podstawie przykładu swego ojca i brata. – Urwał i popatrzył na nią znacząco. – Widzę, że uporczywie porównuje pani do nich wszystkich mężczyzn.
To nieprawda! – chciała zawołać, ale powstrzymała się ostatkiem woli. Za dużo musiałaby wyznać temu mężczyźnie. Przecież to przeżycia związane ze Stephenem skłoniły ją do takich twierdzeń. Dziwne, że wydawał jej się teraz tak dalekim, obcym człowiekiem…
Od czasu przyjazdu do Hiszpanii nie odczuwała już bólu, który dotąd stale jej towarzyszył. Jedyne, co czuła, to żal do samej siebie, że w ogóle związała się ze Stephenem. Nie bez trudu, ale udało jej się wreszcie wznieść wysoki mur, którym odgrodziła się od przeszłości.
Z zamyślenia wyrwało ją zaciekawione spojrzenie senora de Riano. Ten oto człowiek zmienił jej życie w ciągu zaledwie dwóch dni! Nie powinna pozostawać z nim dłużej sama…Podziękowała za wyśmienity lunch i zaczęła wstawać z krzesła, gdy raptem mocna ręka spoczęła na jej dłoni. Poczuła, jak przez jej ciało przepływa strumień gorącego powietrza. Odniosła wrażenie, że jeśli ponownie podejmie próbę wstania z krzesła, pozna całą siłę tych długich, opalonych palców, które nie puszczą jej, aż zacznie błagać o łaskę.
– Gdyby nas ktoś obserwował, pomyślałby zapewne, że pragnie pani ode mnie uciec – zadrwił, nim puścił jej rękę. – A przecież gdyby tak było naprawdę, nie przyjęłaby pani propozycji pozostania w moim domu…
– To naturalne, że pragnę bliżej poznać moją małą bratanicę – powiedziała tonem usprawiedliwienia. Właściwie dlaczego musiała się tłumaczyć?
– A więc, nim pani odejdzie, chciałbym omówić warunki pani zatrudnienia. Przede wszystkim nie oczekuję, że będzie pani bez ustanku zajmować się dzieckiem. W czasie snu Luisy, zarówno w dzień, jak i wieczorami, może pani robić, co zechce. Gdyby chciała pani zrobić zakupy lub zwiedzić miasto, Felipe będzie do pani dyspozycji.
– Dziękuję, seńor – wymamrotała, chwytając zbyt gwałtowny oddech, który nie uszedł uwagi senora de Riano. – Nie zostanę jednak w Hiszpanii dłużej niż tydzień, więc nie sądzę, bym czegokolwiek potrzebowała.
– W każdym razie, gdyby pojawiły się jakieś nieprzewidziane potrzeby, proszę obciążyć tym mój rachunek… Odliczę to później od pani wynagrodzenia. Es claro?
– Tak, oczywiście – odparła, za wszelką cenę unikając jego wzroku.
– Felipe w każdej chwili potrafi się ze mną skontaktować oraz zadzwoni po lekarza w razie jakiegokolwiek problemu z Luisą. Mi casa es su casa, seńorita. Proszę czuć się jak u siebie w domu. Maria pokaże pani za chwilę pokój. Przylega do apartamentu Carmen, a więc będzie pani blisko Luisy. Czy ma pani jeszcze jakieś pytania?
– Właściwie, nie… Jest tylko jedna sprawa: muszę zatelefonować do Stanów, poproszę więc telefonistkę, by podała mi koszt rozmowy, i jeśli pan pozwoli, zapłacę przed wyjazdem.
Niespodziewanie odsunął krzesło i wstał, przesłaniając pokój swym potężnym ciałem.
– Chętnie wziąłbym teraz pieniądze – rzucił cierpkim tonem – ale, niestety, wzywają mnie sprawy nie cierpiące zwłoki i nie mam czasu czekać, aż pani uda się na górę i poszpera w swojej torebce. Będziemy więc musieli później załatwić tę sprawę niezwykłej wagi – dodał z wyraźnym sarkazmem.
Przeszło jej przez myśl, że niechcący go uraziła. Widocznie nie był przyzwyczajony do niezależnych, wyemancypowanych kobiet, które zawsze płacą same za siebie i nie oczekują od mężczyzny, że będą utrzymywane.
– Senor! – zawołała za nim i poderwała się z krzesła, pragnąc wyjaśnić, że nie zamierzała zrobić mu afrontu, ale on wyszedł już z pokoju i zdążył zniknąć w czeluściach korytarza.
Po chwili pojawiła się Maria, żeby poprowadzić gościa na górę. Rachel weszła za pokojówką do eleganckiego apartamentu, który miał stać się jej domem na najbliższe kilka dni. Odczuwała w duszy taki zamęt, a myśli tłukły się jej w głowie w szalonej gonitwie, że całkiem nie wiedziała, co począć ze sobą, ani też nie miała odwagi, by myśli te analizować.
– Senorita Ellis, telefon! Patron chce z panią rozmawiać.
Rachel słyszała dzwonek telefonu, myślała jednak, że to Carmen, która dzwoniła co wieczór, by zasięgnąć wiadomości o dziecku. Całkiem nie spodziewała się rozmowy z senorem de Riano, którego nie widziała od czterech dni, kiedy to odwiózł bratanicę do Kordowy. Na dźwięk jego imienia poczuła ucisk w żołądku.
– Dziękuję, Mario. – Położyła Luisę do łóżeczka, nakryła lekkim kocykiem i pospieszyła do telefonu stojącego przy łóżku Carmen. Drżały jej ręce, gdy podnosiła słuchawkę.
– Rachel? – usłyszała znajomy głos, który sprawił, że serce żywiej jej zabiło. – Nie masz chyba nic przeciw temu, bym mówił ci po imieniu? Ostatecznie jesteśmy jakby spokrewnieni, nieprawdaż? – Mówił żartobliwym tonem, bez cienia wcześniejszej irytacji.
W ustach jej zaschło z wrażenia; próbowała je zwilżyć, ale bez rezultatu.
– Nie… Oczywiście, że nie, senor.
– W takim razie powinnaś nazywać mnie Vincente, verdad?
Nie wiedziała co odpowiedzieć.
– Może… może kiedyś spróbuję – wyjąkała.
– Po jutrzejszym wieczorze z pewnością przyjdzie ci to bez trudu – rzekł z ożywieniem.
Poczuła dreszcz przebiegający po kręgosłupie.
– Jutrzejszym wieczorze? Nie rozumiem…
– To twoja pierwsza wizyta w Hiszpanii, prawda?
– Tak – przyznała, zaciskając rękę na słuchawce.
– A więc jako twój gospodarz pragnę zaprosić cię na wieczór flamenco, z którego Sewilla słynna jest na całym świecie.
Znów dreszcz podniecenia przeszył jej ciało.
– Zatrudnił mnie pan, bym zajmowała się Luisą, senor! – usiłowała protestować. – Obiecałam Carmen, że będę tu w dzień i w nocy.
– To była nieprzemyślana obietnica, pequena. Jedna z tych, których nie można dotrzymać.
Pequena? Nie znała tego słowa.
– Maria zajmowała się malutką Carmen, zaraz po jej narodzinach, a więc doskonale poradzi sobie także z Luisą – wyjaśnił.
Nastała chwila ciszy.
– Tak, ale jeśli Carmen…
– Jeśli Carmen zadzwoni, Maria spokojnie z nią porozmawia – przerwał jej gwałtownie. – Z pewnością dobrze cię zastąpi. W tej chwili jestem jeszcze w Rabacie, załatwiam tu interesy, ale zdążę wrócić na czas. Postaraj się być gotowa do wyjścia o wpół do ósmej, zgoda? – I nie czekając na odpowiedź, dodał: – Na wypadek gdybyś nie miała żadnego wieczorowego stroju, kazałem dostarczyć jutro rano kilka sukni z ulubionego sklepu Carmen. Mam nadzieję, że któraś z nich ci się spodoba. Muszę już kończyć… Buenas noches, Rachel.
– Senor? Vincente… Poczekaj! – zawołała, ale on już odłożył słuchawkę.
Targana sprzecznymi uczuciami, z zamętem w głowie, stała tak dobrą chwilę, nim zorientowała się, że ciągle trzyma w dłoni słuchawkę.
Pomysł spędzenia wieczoru z Vincente de Riano był niedorzeczny… Na litość boską, była przecież jego pracownicą! I to w dodatku pracowała u niego jedynie po to, by spłacić długi Briana…
Brian… Zamknęła oczy. Była siostrą Briana, a więc senor de Riano zapewne przypuszczał, że jest do brata podobna. Och, przecież uważał, że Brian jest chciwym, nieuczciwym człowiekiem! I teraz z pewnością chciał sprawdzić jej uczciwość. Był ciekaw, jak zareaguje na jego propozycję.