Rachel zerknęła przez ramię. Potężna postać Vincente de Riano przesłaniała drzwi. W granatowym garniturze wyglądał niezwykle elegancko i przystojnie.
Zmieszana przełknęła ślinę, zastanawiając się, jak długo już tam stoi i obserwuje ją, pochylającą się nad wanienką. Jego wzrok bez żenady wędrował po smukłych liniach jej nóg całkiem odsłoniętych w krótkich, postrzępionych szortach, które miała na sobie.
– Skończę za ciebie, a ty przygotuj się do wyjścia – powiedział i, nim zdążyła mu się sprzeciwić, zdjął marynarkę, powiesił na klamce przy drzwiach i wszedł do łazienki, skąd przyniósł puszysty, niebieski ręcznik.
Nie pozostało jej nic innego, jak wyjąć Luisę z wody i powierzyć ją opiekuńczym ramionom wuja. Nie zwracając najmniejszej uwagi na wyjściową białą koszulę i srebrno-granatowy krawat, przytulił Luisę do serca, owinął ręcznikiem, a potem delikatnie ucałował, szepcząc jej do ucha czułe słówka.
Rachel mimowolnie wyobraziła sobie scenę, w której pieszczotliwe wargi Vincente de Riano wędrują po jej wrażliwej skórze…
– Maria powiedziała mi, że nawet nie otworzyłaś paczek przysłanych ze sklepu – powiedział tonem wymówki.
– To prawda. – Mimo że serce waliło jej jak oszalałe, usiłowała stać prosto z podniesioną głową. – Nie potrzebuję żadnych wieczorowych strojów, ponieważ nigdzie nie zamierzam wyjść. – Patrzyła z niechęcią, jak w kącikach jego wrażliwych ust pojawia się cyniczny uśmiech. – Proszę nie zapominać – dodała – że jestem tu tylko pracownikiem, podobnie jak Maria czy Sharom. I prosiłabym, żeby traktowano mnie w podobny sposób.
– To niemożliwe – powiedział stanowczo. – Jesteś ciotką Luisy, a to zmienia postać rzeczy. – Popatrzył na nią przeciągle, a potem dodał z pewną nonszalancją: – Chyba zapomniałem ci powiedzieć, że przed przedstawieniem umówiłem się na drinka z szefem policji i jego żoną. To moi bliscy znajomi.
Rachel otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
– Pomyślałem sobie – ciągnął z niezmąconym spokojem – że mogłabyś wykorzystać okazję i porozmawiać z nim o Brianie. Hernando to niezwykle uprzejmy człowiek. Z pewnością odpowie na wszystkie dręczące cię pytania… Całkiem prawdopodobne, że za moim przykładem nabierze do ciebie zaufania.
Rozdział szósty
Za każdym razem, gdy Rachel zdawało się, że zaczyna rozumieć swojego gospodarza, on robił lub mówił coś takiego, co wprawiało ją znów w ogromne zakłopotanie i zupełnie nie wiedziała, jak zareagować.
– Czy nie mógł pan zaprosić ich na drinka do domu? – ośmieliła się spytać.
– Oczywiście, że mogłem. – Zakładał właśnie Luisie pieluchę i kaftanik z wprawą zawodowej niańki. – Ale tak dawno już nigdzie nie wychodziłem – przyznał z pewnym smutkiem – że chyba czas to zmienić… Zwłaszcza że mam okazję wyjść z osobą, która należy do rodziny, a więc pod pewnymi względami niczego po mnie nie oczekuje, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.
Nastała chwila ciszy.
– Rozumiem – odezwała się w końcu Rachel i zaraz pożałowała tego słowa. W jednej chwili świat wydał jej się szary i pusty.
– Nie rób problemu, Rachel. Oczywiście, jeżeli wolisz zostać w domu, to możesz zostać. Jeśli jednak głównym powodem twego niepokoju jest telefon od Carmen, to wiedz, że właśnie z nią rozmawiałem i wyjaśniłem, że wychodzimy. Ona doskonale rozumie, że potrzebujesz odpoczynku od obowiązków, z których zresztą wywiązujesz się znakomicie. Wszyscy w tym domu są tobą zachwyceni. A mała Luisa po prostu rozkwita w cieple twego uczucia.
– Trudno jej nie kochać – szepnęła Rachel, zmieszana tym nieoczekiwanym komplementem. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno seńor de Riano chciał się jej natychmiast pozbyć! Jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dni sytuacja diametralnie się odmieniła? Teraz czuła wręcz, że odmowa wyjścia z nim na kolację byłaby z jej strony grubiaństwem. – Przywiozłam ze sobą czarną sukienkę, którą można ozdobić dodatkami – powiedziała pospiesznie. – Pójdę się przebrać.
– Jeśli rozpuścisz włosy, nie będziesz potrzebowała żadnych ozdób – mruknął pod nosem, wkładając Luisie śpioszki. – Ale zrobisz, jak zechcesz. Być może przewrotna skromność jest typowo amerykańską cnotą.
– Przewrotna? – zdziwiła się.
– Czyż nie tak określa się kobietę, która mówi „nie”, gdy myśli „tak”? – Roześmiał się sarkastycznie, a potem uniósł do góry Luisę i kilkakrotnie pocałował ją w okrągły brzuszek. – Miejmy nadzieję, pequena, że nie odziedziczysz tej cechy po ciotce. W przeciwnym razie, gdziekolwiek się pojawisz, będziesz czynić zamęt w sercach mężczyzn.
Rachel stała ze ściśniętym gardłem i nie była w stanie wydobyć głosu. Co on chciał przez to powiedzieć? – zastanawiała się gorączkowo. W jej umyśle kiełkowały przedziwne podejrzenia, ale nie miała teraz czasu nad nimi rozmyślać. Odwróciła się i wybiegła z pokoju.
Wzięła pospieszny prysznic, a potem włożyła czarną sukienkę bez rękawów z jedwabnego dżerseju, która od pasa rozchodziła się w klosz. Kiedy kilka minut później czesała włosy, znów przemknęły jej przez głowę drwiące, dwuznaczne uwagi senora de Riano. Do licha, co on miał na myśli?
Patrzyła w lustro z niezadowoleniem. Jeśliby chciała włosy rozpuścić, powinna je najpierw umyć, żeby były proste i gładkie. Niestety, na to nie miała już czasu.
Siedziała przez chwilę niezdecydowana, a potem postanowiła zebrać włosy w węzeł i podpiąć je z dwóch stron perłowymi spinkami, które pasowały do jej kolczyków.
Rachel zwykle prawie się nie malowała, używała jedynie różowej, perłowej szminki. Ciemne brwi i rzęsy nie potrzebowały podkreślania, jedyne, co mogłaby zrobić, to przypudrować nieco pałające policzki, ale nie zabrała ze sobą pudru. Słabością Rachel były natomiast perfumy. Spryskała się więc teraz odrobiną Fleurs de Rocaille, które ofiarował jej Stephen na urodziny, i które w pierwszym nie kontrolowanym odruchu po zerwaniu chciała wyrzucić wraz z innymi prezentami, jakie od niego dostała podczas półrocznej znajomości. Teraz była zadowolona, że darowała sobie ten ostentacyjny i dość niemądry gest i perfumy zatrzymała.
Noc była gorąca, toteż nie wzięła ze sobą żadnego okrycia. Chwyciła małą wieczorową torebkę, na nogi wsunęła eleganckie czarne pantofle i pospieszyła do apartamentu Carmen, by sprawdzić, co dzieje się z Luisą i przekazać Marii polecenia na najbliższe godziny.
Pięć minut później schodziła po marmurowych schodach, u podnóża których oczekiwał na nią seńor de Riano. Widziała w jego oczach dziwne błyski i znów serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem. Na moment zawahała się i musiała wykorzystać całą swą siłę woli, by ostatecznie zmusić się do zejścia na dół.
Vincente de Riano patrzył jak urzeczony na jej zgrabną sylwetkę w sukni, która opinała biodra, a potem nieoczekiwanie rozszerzała się i wirowała przy każdym kroku wokół jej kształtnych nóg. Patrzył na nią w taki sam sposób, jak przed chwilą, gdy kąpała Luisę… Pod wpływem tego spojrzenia paraliżował ją jakiś nie sprecyzowany niepokój.
Rachel słyszała obiegowe opinie o południowcach, którzy ponoć sprawiają, iż każda kobieta czuje się w ich towarzystwie pożądaną – niezależnie czy ma lat dziewięć czy dziewięćdziesiąt – i teraz poznawszy seńora de Riano, zaczynała się do tych opinii przychylać. Pojmowała, że na pewno potrzebuje osłony przed natarczywością kobiet. Był przecież niebywale interesującym mężczyzną – takim, przy którym zalety wszystkich innych mężczyzn zadziwiająco szybko bladły.