Выбрать главу

Spojrzała podejrzliwie na señora de Riano. Im dłużej rozmawiała z tym aroganckim nieznajomym, tym wyraźniej widziała wszystkie wady swego byłego narzeczonego. Jak to się mogło stać?

– Zatrzymałam się w hotelu Del Rey Don Pedro w Carmonie i zamierzam tam teraz wrócić – powiedziała.

– Zrozumiałem, że brak pieniędzy uniemożliwił pani wcześniejszy przyjazd do Hiszpanii – rzekł, nieznośnie przeciągając słowa. – Dlaczego zatem wybrała pani tak drogi hotel, skoro w okolicy jest wiele tańszych? To trochę dziwne, nie uważa pani? – Jego czarne oczy zaświeciły złośliwie.

– Chciałam spędzić z Brianem kilka dni w komfortowych warunkach – odparła z urazą. – Domyślam się, że przez ostatnie sześć lat życie go nie rozpieszczało.

– Święte słowa – mruknął pod nosem, jakby sam do siebie, ale Rachel go zrozumiała.

– Dlaczego jest pan taki okrutny! – wybuchła. – Z pewnością pan coś wie o Brianie i tylko droczy się pan ze mną jak… jak toreador z tym biednym zwierzęciem na arenie. Zawsze uważałam, że wy, Hiszpanie, macie we krwi okrucieństwo!

Zmarszczył czarne brwi w grymasie irytacji. Czyżby go wreszcie dotknęła?

– Nie sądzę, żeby Hiszpanie mieli monopol na tę szczególną cechę – odparł zimnym tonem. – Amerykanie mają na sumieniu szereg własnych okrucieństw. Najlepszym przykładem jest tu pani brat.

Wzmianka o Brianie spotęgowała rosnące napięcie. Rachel wzdrygnęła się przerażona. Zaczynała odnosić wrażenie, że złość i niechęć tego mężczyzny do jej brata wynikała z jakichś czysto osobistych pobudek. Brian musiał go bardzo skrzywdzić, dopiec mu do żywego… Z trudem opanowała wyobraźnię i powiedziała pozornie spokojnym tonem:

– Cokolwiek Brian zrobił, muszę poznać prawdę… Chciałabym mu pomóc… I wynagrodzić tych, których zranił.

Uśmiechnął się z wyraźnym szyderstwem.

– Jakaż z pani szlachetna osóbka, panno Ellis! – wycedził przez zęby. – Śmiem twierdzić jednak, że pani poświęcenie przyszło odrobinę za późno.

– Jak mam to rozumieć? – Rachel spojrzała mu prosto w oczy.

– Pani brat się ukrywa, ponieważ popełnił przestępstwo, które zaprowadziło jego wspólnika do więzienia – wyjawił bez ogródek.

Rozdział drugi

– To jakaś pomyłka – szepnęła Rachel. – To niemożliwe… – Nieświadomie cofnęła się o krok i oparła się ciężko o jedną z kolumn.

– Obawiam się, że nie.

Musiał spostrzec, że krew raptownie odpłynęła jej z twarzy, ponieważ nic nie mówiąc podszedł ku niej i poprowadził ją do stojącego nie opodal stołu. Gdy już bezpiecznie siedziała na krześle, pomyślała z irytacją, że znów powinna być mu wdzięczna za pomoc i troskę. A więc Brian się ukrywał… Nie do wiary! Gdy nagle podniosła oczy, przerażenie nadało im barwę ciemnego fioletu.

– Chyba… chyba nikogo nie zabił? – zdołała wyjąkać.

Vincente de Riano stał kilka kroków przed nią z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

– Nie – powiedział po chwili napiętego milczenia.

– Bogu dzięki! – niemal krzyknęła, a łzy ulgi mimowolnie popłynęły po jej bladych policzkach. – Domyślam się, że to panu wyrządził krzywdę… Co takiego uczynił?

– Nie tylko mnie… – señor de Riano przeszedł powoli na skraj tarasu i oparłszy rękę o łuk kolumnady, popatrzył w zamyśleniu na góry. Jego potężna sylwetka na tle zachodzącego słońca wyglądała dziwnie złowieszczo.

Rachel siedziała z drżącym sercem, czekając na najgorsze. Śmiertelna powaga malująca się na twarzy señora de Riano zwiastowała złe wieści.

– Rok temu – podjął chłodnym, rzeczowym tonem – nieopatrznie zatrudniłem pani brata w mojej firmie w Jabugo i zapewniłem mu mieszkanie. Mieszkał razem z drugim cudzoziemcem, Szwedem, i razem pracowali przy pakowaniu i wysyłce towaru. Pani brata polecił mi przeor z La Rabidy, który twierdził, że Brian jest uczciwym i pracowitym młodzieńcem i zasługuje na lepszą płacę niż ta, którą może mu zaofiarować kościół. Przeor od lat jest przyjacielem naszej rodziny, zna mnie od dziecka i darzę go wielkim zaufaniem. Nie wahałem się więc ani chwili. Ale pani bratu udało się wywieść przeora w pole…

– Cóż takiego zrobił? – spytała z ciężkim sercem.

– Po kilku tygodniach pracy razem ze swoim kumplem zaczęli kraść szynki i sprzedawać je na europejskim czarnym rynku. Przez pewien czas ten proceder uchodził im bezkarnie. Moi pracownicy nie wykazali dostatecznej czujności. Sądzili, że popełniono błędy w rachunkach. Ale po pewnym czasie okazało się, że straty w magazynach były znaczne. Dokładnie okradli nas na dwadzieścia tysięcy dolarów! Jakiś czas potem przyłapano Szweda na gorącym uczynku. Został aresztowany, a policja odkryła, że ma konto w szwajcarskim banku.

– A co z Brianem? – dopytywała się niecierpliwie.

– W dniu, w którym aresztowano jego kumpla, nie zgłosił się do pracy i od tej pory wszelki słuch o nim zaginął. To miało miejsce pół roku temu.

– Wielki Boże! – wyrwało jej się z piersi.

– Szwed złożył zeznania obciążające pani brata.

Rachel nie mogła dłużej usiedzieć w spokoju. Skoczyła na równe nogi i zawołała z rozpaczą:

– To zupełnie niepodobne do Briana! Kocham go i znam od dziecka. Nie macie przeciw niemu żadnych dowodów z wyjątkiem słów tego mężczyzny. Nie wierzę, że to prawda… Przeor z pewnością się nie pomylił!

Vincente de Riano patrzył na nią wzrokiem pełnym litości.

– Czy pani brat kiedykolwiek się z panią skontaktował? Czy przysiągł pani, że jest niewinny?

– Nie – wyznała zgodnie z prawdą. – Wielka szkoda, że tego nie zrobił… Wiem, że pan mi nie wierzy, ale gdyby pan znał Briana, toby pan wiedział, że nie należy do ludzi, którzy przyznają się do kłopotów. Jest zbyt hardy, zbyt dumny… – Rachel ukryła twarz w dłoniach, przypominając sobie o jego ostatnim telefonie do matki. – Musiał już opuścić Sewillę – wyznała ledwie słyszalnym szeptem. – Kiedy po raz ostatni rozmawiał z matką, uprzedził ją, że przez dłuższy czas nie będzie się odzywać… Matka wyczuła, że dzieje się coś niedobrego, ale obie starałyśmy się nie dawać przystępu złym myślom. – W rozpaczy potrząsała głową. – Muszę go odnaleźć. Muszę go przekonać, że powinien zgłosić się na policję i wyznać prawdę. Proszę mi powiedzieć, gdzie on może być?

– Przypuszczam, że nadal przebywa w Hiszpanii. – Señor de Riano miał nieodgadniony wyraz twarzy.

– Dlaczego pan tak uważa? – spytała z nagłym ożywieniem.

– Kiedy człowiek czegoś bardzo pragnie, zdobywa się na zadziwiającą wytrwałość – powiedział sentencjonalnie.

– Czegóż więcej w tej sytuacji mógłby pragnąć, prócz oczyszczenia z zarzutów? – rozważała na głos. – Proszę mi uwierzyć, señor… Brian z pewnością jest niewinny. Nie stawił się na policji, ponieważ bał się, że nie zostanie wysłuchany. Znajduje się w obcym kraju i nie zna tutejszego prawa. Na pewno został fałszywie oskarżony. W pewnym sensie jest bezbronny. A jeśli pan byłby na jego miejscu, co by pan zrobił?

Patrzył na nią przez chwilę w skupieniu, a potem rzekł tonem lekkiej drwiny:

– Czy przypadkiem nie studiuje pani prawa i nie zamierza zostać adwokatem?

Miała serdecznie dość jego szyderczego poczucia humoru.

– Aż tak bardzo prawo mnie nie interesuje, seńor.

– A można spytać, co panią bardzo interesuje?

– Wykonuję niepozorną pracę, ale bardzo mnie ona satysfakcjonuje – odparła z godnością, była bowiem świadoma, że ten tajemniczy mężczyzna poddaje ją szczególnemu egzaminowi, od którego być może wiele będzie zależeć.