Выбрать главу

Ładna dziewczyna siedząca za kontuarem obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.

– Senor de Riano zapłacił za pani dotychczasowy pobyt i polecił przekazać, że może pani tu pozostać, jak długo pani zechce.

Rachel aż wstrzymała oddech ze zdumienia. Jakiś niewytłumaczalny niepokój sparaliżował jej umysł i ciało. Była przekonana, że ten hojny gest nie wynikał li tylko ze szczodrości tego mężczyzny. Poczuła, jak wezbraną falą ogarniają gniew.

– Postanowiłam wyjechać i proszę o mój paszport! – powiedziała ostrym tonem.

– Oczywiście, proszę pani. – Recepcjonistka taktownie nie okazała zdziwienia.

Rachel schowała paszport do torebki, chwyciła bagaż i energicznym krokiem wyszła na dwór. Owionęło ją piekielnie gorące powietrze. Czy kiedykolwiek byłaby w stanie przyzwyczaić się do takiego żaru? Odsunęła tę zgoła śmieszną myśl; przecież jeszcze dziś wieczór będzie z powrotem w Nowym Jorku!

Wyjeżdżając z parkingu, zastanawiała się, dlaczego – senor de Riano ośmielił się zapłacić za jej pobyt w hotelu.

Dlaczego chciał, by miała wobec niego zobowiązania? Być może chodziło mu o wzbudzenie w niej głębszego poczucia winy za grzechy brata… Tak czy owak, nie zamierzała się z nim więcej zobaczyć, choć nie potrafiła przed sobą ukryć, że jego intrygująca osobowość mocno zapadła jej w pamięć.

Niespełna pół godziny później samochód Rachel mijał białe fasady sewilskich domów porośnięte barwną bugenwillą. Zerknąwszy na plan miasta, skręciła w Paseo de las Delicias i pojechała w kierunku górującej nad miastem Giraldy. Musiała trochę zwolnić ze względu na poranny ruch i dopiero wówczas zauważyła we wstecznym lusterku smukłą sylwetkę niebieskiego astina martina lagondy, który zdawał się skręcać wszędzie tam, gdzie ona. Mężczyzna siedzący za kierownicą tego sportowego pojazdu cały czas trąbił. Z początku nie zwróciła na to szczególnej uwagi. Dopiero gdy jakaś ciężarówka właściwie zepchnęła ją z drogi, zmuszając do skrętu w pierwszą uliczkę, a jadący za nią niebieski samochód uczynił to samo – niepokój na dobre wkradł się w jej serce.

W oślepiającym słońcu, które odbijało się od przydymionej szyby, nie mogła dojrzeć twarzy kierowcy. Z determinacją zahamowała i zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu, mając nadzieję, że tajemniczy kierowca minie ją i zniknie w tłumie. Ale niebieski samochód zatrzymał się nie opodal. A więc nie był to czysty zbieg okoliczności.

Czy to możliwe, żeby Brian siedział za kierownicą tak drogiego, sportowego samochodu? – przemknęło jej nieoczekiwanie przez myśl. Mógł przecież dowiedzieć się, że wczoraj o niego pytała…

Wysiadła z wozu i czekała na reakcję drugiego kierowcy. Na widok senora de Riano, wysiadającego zza kierownicy niebieskiego auta serce podeszło jej do gardła z wrażenia. Dlaczego nie spotkał się z nią w hotelowym foyer? – myślała gorączkowo. Bez wątpienia śledził każdy jej ruch, w nadziei, że zaprowadzi go do Briana, skonstatowała z goryczą. Gorycz przemieniła się prędko we wściekłość. Podniosła na niego pałający gniewem wzrok, ale gardło miała tak ściśnięte, że nie zdołała od razu przemówić. Przyglądała mu się w milczeniu.

Dziś nie miał na sobie ani roboczych spodni, ani wymiętej koszuli. Ubrany był w lniany beżowy garnitur o nieskazitelnym kroju, w którym wyglądał niezwykle wykwintnie i elegancko. Zupełnie nie mogła pojąć, dlaczego właściwie boi się tego mężczyzny, a jednak, im bliżej do niej podchodził, tym większy ogarniał ją lęk. Instynktownie cofnęła się o krok. A gdy przesunął po jej ciele władczym wzrokiem, jakby była nagrodą, po którą zgłosił się zwycięzca, nie potrafiła się pohamować i wybuchła:

– Za wcześnie się pan ujawnił, seńor. Jeszcze trochę cierpliwości i zaprowadziłabym pana prosto do Briana!

Rozdział trzeci

– Pani wczorajsza wizyta u mnie sprawiła, że ludzie strzępią sobie języki od Jabugo do Sewilli. Istniało prawdopodobieństwo, iż plotka dojdzie do pani brata i wyciągnie go z kryjówki. Miałem nadzieję, podobnie jak policja, że dziś rano pojedzie za panią do miasta.

To wyjaśnienie brzmiało sensownie; Rachel sama żywiła podobną nadzieję. Nie spodziewała się jednak znów spotkać na swej drodze seńora de Riano. Ogarnął ją niepokój i zmieszanie, niewiele mające wspólnego ze sprawą Briana.

Bezwiednie wytarła wilgotne dłonie o biodra, czując na sobie jego baczny wzrok.

– Jestem nie mniej rozczarowana niż pan, że to nie Brian wysiadł z tego samochodu. – Gdy już zamilkła, zdała sobie nagle sprawę, iż nie do końca powiedziała prawdę.

Zapadła chwila niezręcznej ciszy.

– Jeśli mam być szczery, senorita, całkiem zapomniałem o pani bracie, gdy zobaczyłem, jak ten idiota spycha panią z drogi. Mam nadzieję, że policja już go zatrzymała. Przyznać trzeba, iż tylko dzięki swej wyjątkowej zręczności uniknęła pani wypadku.

W umyśle Rachel zakiełkowało podejrzenie. Senor de Riano z pewnością nie prawił komplementów bez wyraźnego celu, ona zaś obawiała się jego manipulacji.

– Nigdy nie prosiłam, żeby pan płacił moje hotelowe rachunki! – przystąpiła do ataku. – Pozwoli pan, że oddam mu pieniądze, ponieważ nie chcę mieć wobec pana żadnych zobowiązań. – I po chwili dodała zuchwale: – Obawiam się, iż przyglądanie się, jak cierpię, sprawia panu szczególną przyjemność i dlatego sądzę, że jeśli potrzebna jest mi ochrona, to wyłącznie przed pana osobą, senor!

– Madre de Dios! – wybuchnął, szczerze zbulwersowany, a jego niewzruszoną twarz wykrzywił grymas gniewu.

Nareszcie mu dopiekłam! – pomyślała z satysfakcją.

– Przykro mi, ale spieszę się na lotnisko – rzuciła nonszalancko i odwróciła się w stronę samochodu.

– Nie tak szybko, senorita! – W okamgnieniu chwycił ją za nadgarstek i odwrócił do siebie. Poczuła twarde mięśnie jego ud przy swoim ciele i ciepło jego dłoni na skórze. – Muszę z panią porozmawiać – wymamrotał ochryple.

Była przerażona jego fizyczną bliskością i niespokojną reakcją własnego ciała.

– Nie… nie mam ochoty na rozmowę – wyjąkała.

– Nawet jeśli ta sprawa ma bezpośredni związek z pani bratem?

– Czy ma pan zamiar dręczyć mnie wymienianiem dalszych jego grzechów? – odparowała.

Zacisnął dłoń na jej ramieniu.

– Nie będziemy rozmawiać tutaj, na oczach setek przechodniów – powiedział z naciskiem. – Zabiorę panią do siebie.

Czyżby chciał ją zabrać do swojej posiadłości? W jej głowie kłębiły się sprzeczne myśli.

– Spóźnię się na samolot – zaprotestowała.

Rzucił jej posępne, nieodgadnione spojrzenie.

– Czyżby brat zapomniał pani wspomnieć, że posiadam również dom w Sewilli?

I znów wezbrała w niej fala gniewu.

– Wiem o panu jedynie to, że nigdy nie powinnam przekroczyć progu pańskiego domu! – zawołała.

– Pragnę pani przypomnieć – rzekł z wyższością – iż sugerowałem, żeby pani wróciła do Stanów pierwszym możliwym samolotem. Ale, jak widzę, nie potrzebowała pani mojej rady.

– I to w pańskich oczach czyni mnie jeszcze bardziej podejrzaną, czyż nie?

– Skoro pani tak uważa, nie będę zaprzeczał.

Próbowała odsunąć się od niego i wyzwolić rękę.

– Jeśli policja nie złapała Briana, a oboje wiemy, że się nie ujawnił, nie rozumiem, o czym moglibyśmy rozmawiać.

– Niebawem pani zrozumie. – Jego głos brzmiał złowieszczo. Nie dał jej więcej czasu na rozmyślania i zmusił, by mu towarzyszyła do samochodu.