Выбрать главу

– Por Dios! – wybuchnął, po czym jednym szybkim łykiem wypił bursztynowy napój. – Ależ ma pani bujną wyobraźnię! Czy spodziewa się pani, że zostanie za chwilę zgwałcona na tej zimnej, marmurowej podłodze?

Ogarnęła ją fala podniecenia i strachu przed potęgą własnej wyobraźni, ponieważ zmysłowy obraz, który przed chwilą odmalował, przebiegł jej umysł sekundę przed tym, nim on tę zdrożną myśl ubrał w słowa.

– Wielki Vincente de Riano nigdy by się nie poniżył z siostrą takiego typa spod ciemnej gwiazdy, jak Brian Ellis! Nie mam wątpliwości, że jestem przy panu bezpieczna, seńor!

Mruknął coś pod nosem ze złością i tak mocno postawił pusty kieliszek na stole, że usłyszała, jak pęka na pół. Ten dźwięk sprawił jej mimo wszystko przyjemność.

Seńor de Riano odwrócił się i stanął naprzeciw niej – potężny, wysoki, z ponurym i władczym wyrazem twarzy. Jak śmiała tak się do niego odezwać? Zupełnie nie wiedziała, co w nią wstąpiło.

– Wbrew temu, co pani o mnie sądzi, nie jestem człowiekiem całkiem pozbawionym wrażliwości. Wierzę, że pani miłość do brata jest prawdziwa.

Rachel słuchała w napięciu, pełna sprzecznych uczuć w stosunku do tego mężczyzny. Ostatecznie jego słowa brzmiały całkiem szczerze…

– Pani uporczywe wysiłki zmierzające do odnalezienia brata i pani wiara w jego niewinność, są doprawdy godne podziwu. – Usiadł za biurkiem i przyglądał się jej spod lekko zmrużonych powiek.

Jego słowa nie roztopiły lodowej powłoki skuwającej jej serce. Przeciwnie, poczuła jeszcze większą irytację. Gdy tak na niego patrzyła i słuchała tych układnych słów, odnosiła wrażenie, że ma przed sobą dzikiego kota przyczajonego do skoku.

– Zupełnie pani nie przypomina kobiety, którą dwa tygodnie temu wyrzucono z pracy w hotelu Kennedy Plaza za zaniedbanie opieki nad dzieckiem arabskiego dyplomaty – dokończył z drwiącym uśmiechem.

Rachel zamrugała oczami. A więc jednak Stephen spełnił swą groźbę… Właściwie nie była tym zaskoczona. Stephen był człowiekiem bez charakteru.

Senor de Riano uniósł pytająco brew,

– Nie zaprzecza pani?

Być może był to wytwór wyobraźni, ale przez ułamek chwili Rachel wydawało się, że zauważyła w jego oczach cień rozczarowania.

– Jeśli zaprzeczę, i tak mi pan nie uwierzy – odparła ostrym tonem. – Podobnie, jak nie uwierzył pan Brianowi. Nie ma więc sensu, bym się broniła.

Usta mu drgnęły nieznacznie i po raz pierwszy od chwili poznania Rachel dostrzegła w jego twarzy iskierkę rozbawienia. Wyglądał tak atrakcyjnie, że znów serce zabiło jej niespokojnie.

Dopiero pukanie do drzwi oderwało ją od zdradzieckich myśli. Służący cicho wszedł do pokoju i przez chwilę rozmawiali po hiszpańsku, po czym gospodarz wręczył mu kluczyki do samochodu Rachel. Służący ukłonił się i wyszedł.

Vincente de Riano odwrócił się do Rachel; jego twarz znów przypominała pozbawioną wyrazu maskę.

– Zatelefonowałem do hotelu, w którym pani pracowała, żeby zasięgnąć o pani opinii – wyjaśnił. – Kierownik hotelu odmalował niepochlebny obraz pani osoby… Czekam na pani wyjaśnienia.

– Po co? – odparowała. – W pańskich oczach winna jestem tak samo, jak mój brat!

Pochylił się do przodu i mierzył ją ognistym spojrzeniem.

– W pani przypadku chyba dałbym się przekonać. Mężczyzna, z którym rozmawiałem, zbyt chemie panią oskarżył… Był zbyt zapalczywy w słowach… Zrodziło się we mnie podejrzenie, że łączył go z panią jakiś związek osobisty. Czyżby chodziło tu o kłótnię kochanków?

Senor de Riano okazał się mężczyzną nazbyt przenikliwym. Rachel nie mogła znieść jego przeszywającego spojrzenia i odwróciła wzrok.

– A więc tak jak myślałem! – mruknął z satysfakcją. – I ma pani zamiar zniszczyć moją kruchą wiarę w pani niewinność? Pozwoli mi pani przypuszczać, że rzeczywiście zaniedbała pani swoje obowiązki wobec małego chłopca powierzonego pani opiece? Cóż, to oznacza, że będę musiał poszukać sobie innej opiekunki dla mojej małej Luisy.

Luisa… Rachel zacisnęła kurczowo dłonie na poręczy fotela. Vincente de Riano miał dziecko! A to oznacza przecież, że ma żonę… Nie wiedzieć czemu ta wiadomość ją poraziła.

– Señorita? – doszedł jej uszu zaniepokojony głos.

– Gdzie… gdzie jest jej matka? – wyjąkała, z trudem odnajdując słowa.

Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się.

– Fizycznie wróciła już do zdrowia po trudnym porodzie, który wymagał cesarskiego cięcia… Emocjonalnie nadal nie czuje się dobrze… – Mówił coraz wolniej, wydawało się, iż szybuje gdzieś daleko myślami. – Ona i niemowlę w ogóle mają szczęście, że żyją…

– Niemowlę? – Raptownie uniosła głowę.

– Luisa kończy dziś siedem tygodni.

Rachel poruszyła się niespokojnie; zrozumiała, że kłopoty z Brianem nałożyły się na rodzinne problemy seńora de Riano. W ciągu ostatnich miesięcy żona go przecież bardzo potrzebowała… Rachel poczuła ciężar w sercu. Odwróciła wzrok, byle tylko nie patrzeć senorowi de Riano w oczy.

– Lekarz, który ją wczoraj badał, zalecił wyjazd – ciągnął. – Mamy nadzieję, że zmiana otoczenia i uwolnienie od obowiązku zajmowania się dzieckiem dobrze jej zrobią.

– I prosi pan mnie, przedstawicielkę okrytej niesławą rodziny Ellisów, abym zajęła się pańską córką? – zawołała Rachel z goryczą. Skoczyła na równe nogi, nie mogąc usiedzieć spokojnie. – Doprawdy, pańskie poczucie honoru jest równie oryginalne, jak pańskie poczucie humoru!

Rachel nie poznawała samej siebie. Uważała się przecież za osobę zrównoważoną – a teraz całkiem poniosły ją nerwy. Czy chciała się do tego przyznać, czy nie – senor de Riano zrobił na niej niezatarte wrażenie i dlatego pomysł pozostania pod jego dachem podczas nieobecności żony uznała za wielce niebezpieczny.

– Doprawdy? – W jego czarnych oczach pojawiły się ostrzegawcze błyski, ale Rachel o nic już nie dbała.

– Traci pan tylko czas. W dodatku spóźniłam się przez pana na samolot. Pojadę teraz taksówką na lotnisko i odlecę następnym.

Zerwał się z miejsca i zdążył zatrzymać ją przy drzwiach. Gdy poczuła jego dłoń zaciskającą się na ramieniu, ciało jej znów przeszył alarmujący dreszcz. Nie zdołała go opanować; pożerał ją wstyd z powodu własnej słabości. Coś nieuchronnie pchało ją ku temu fascynującemu mężczyźnie, mimo że należał do innej kobiety.

– Czy nie zechciałaby pani zobaczyć Luisy, nim definitywnie odrzuci pani moją propozycję? – Głęboki głos zdawał się przenikać ją na wskroś. – A może nie doceniam siły pani uczuć do mężczyzny, którego pozostawiła pani w Nowym Jorku?

Gwałtownie odwróciła głowę.

– To nie jest mężczyzna mojego życia – powiedziała twardym, stanowczym tonem. – Cokolwiek panu powiedział, kłamał!

Vincente de Riano przyglądał się jej napiętej twarzy, jakby ważył prawdziwość jej słów, po czym nagle wzruszył niedbale ramionami i powiedział:

– W takim razie nie widzę problemu. Nie ma pani pracy, do której warto by wracać, a pani zasoby finansowe są na wyczerpaniu. Oferuję pani wysoką pensję za opiekę nad Luisą. – Pochylił się nad nią niebezpiecznie blisko. – Ponadto będzie pani mogła pozostać jeszcze tydzień w Hiszpanii, co zwiększa szanse na spotkanie z bratem.

Potrząsnęła gwałtownie głową, trochę przerażona jego przebiegłością.

– Jeśli wrócę do Nowego Jorku, mam większe szanse, że Brian się ze mną skontaktuje i dobrze pan o tym wie! – Spojrzała na niego wyzywająco. – Właściwie czego pan ode mnie chce?