Выбрать главу

Spokojnie czekał, aż dziewczyna wymieni fant. Może będzie to brylantowy naszyjnik, znacznie cenniejszy niż sznurek niezbyt kosztownych, ale wytwornych pereł, które otaczały jej szyję.

Podeszła tak blisko, że poczuł jej perfumy. Była to subtelna, lecz uderzająca do głowy woń jaśminu i różanych płatków, a także zapach skóry jakby rozgrzanej słonecznymi promieniami. Mniejsza o stawkę. Naprawdę warto zaryzykować.

– Nie zagarnę pańskiego majątku – odparła pogodnie. – Chcę tylko małej jego cząstki. Da mi pan wyspę Fairhaven.

Markus popatrzył na nią z niedowierzaniem. Pośrednio zyskał odpowiedź na pytanie, czy dziewczyna wie, z kim ma do czynienia, ale jej prośba była osobliwa.

Nie zdążył jeszcze odwiedzić Fairhaven, ale wiedział, że smaganą falami wysepkę pośrodku Kanału Bristolskiego zamieszkuje garstka ludzi hodujących owce; i to wszystko. Nie miał pojęcia, dlaczego kurtyzana interesuje się takim pustkowiem.

Zdrowy rozsądek podpowiadał, że trzeba z nią porozmawiać i rozwikłać zagadkę, ale zmysły upojone zwodniczą wonią perfum zachęcały, aby zaniechać sprzeciwu i przyjąć jej warunki, bo zwycięstwo i tak jemu przypadnie. Gdyby został pokonany, na pewno zdołałby ją przekonać, żeby go pocieszyła. Teraz nie pora dywagować o posiadłościach, skoro największym pragnieniem Markusa było wziąć Beth w ramiona. Resztą zajmą się później jego prawnicy.

– Zgoda – powiedział, wolno kiwając głową. – Czy jest pani osobą wiarygodną?

Dopiero teraz odwróciła głowę, unikając jego wzroku.

– A czy pan dotrzymuje słowa?

Markus wybuchnął śmiechem. Mężczyźnie takie pytanie nie uszłoby płazem, ale w tym wypadku sam był sobie winien, bo pierwszy zakwestionował prawdomówność dziewczyny.

– Ja również nie unikam odpowiedzialności – zapewnił i ujął piękną dłoń, która lekko drżała. Złożył na niej pocałunek. – Ale nie odpowiedziała pani na moje pytanie.

Otworzyła szeroko oczy, jakby ogarnął ją strach, lecz po chwili odzyskała spokój i uniosła dumnie głowę.

– Ureguluję dług… jeśli przegram.

Markus kiwnął głową i przyciągnął ją bliżej. Oparła dłonie na jego torsie.

– Dostanę zadatek? – spytał zmienionym głosem.

– Lepiej nie. Jeśli pan przegra, a istnieje taka możliwość, zwiększy to ogólną wartość długu. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Skoro jednak chce pan zaryzykować…

Markus zdecydował w mgnieniu oka, że jest na to gotowy. Pochylił głowę i pocałował ją w usta.

Wiedział z doświadczenia, że wobec kobiet zachłanność nie popłaca. Nawet kokoty lubią, żeby je adorowano. Markus nie był napalonym młokosem, który zmierza prostą drogą do celu, więc całował ją ostrożnie i czule, trzymając w objęciach, jakby dano mu pod opiekę kruchą figurkę z porcelany. Dopiero gdy zadrżała w jego ramionach i oddała pocałunek, poczuł, że traci panowanie nad sobą. Ogarnięty pożądaniem, zapomniał o skrupułach i chciał przyciągnąć ją mocniej, ale wysunęła się z jego objęć.

– Gramy, milordzie? – spytała, lekko zdyszana.

Zajęty własnymi pragnieniami, miał nadzieję, że Beth zapomni o niedawnym zakładzie. Mimo to nie zamierzał wycofać się z umowy, skoro jej tak bardzo zależało na tej grze.

– Jak pani sobie życzy. – Wzruszył ramionami. – Jakie zasady? Pani decyduje.

– Dwie kostki. Kto wyrzuci dziewięć oczek, ten wygrywa.

Pierwsza podeszła do stołu z orzechowego drewna. Markus obserwował toczące się kostki. Pięć i cztery. Nie do wiary! Ta dziewczyna miała diabelne szczęście. Westchnęła, jakby kamień spadł jej z serca. Gdy odwróciła się twarzą do światła, oczekiwał miny wyrażającej zachłanność i poczucie tryumfu, ale pomylił się, bo uradowana Beth tylko odetchnęła z ulgą.

– Dostanę Fairhaven, prawda? – powiedziała trochę niepewnie. – Dotrzyma pan słowa, milordzie?

Markus nie odpowiedział. Dopiero teraz ogarnęły go wątpliwości. Głos rozsądku, słaby, ale uporczywy, zachęcał do przemyślenia całej sprawy.

Beth znowu podeszła bliżej, a fałdy sukni musnęły jego udo. Pod wpływem jej bliskości znowu poczuł wzbierające pożądanie, ale zdusił je w zarodku, próbując się skoncentrować.

– Po co pani ta wyspa? – zapytał.

Roześmiała się i dopiero teraz przybrała tryumfalny wyraz twarzy, którego spodziewał się przed chwilą.

– Trochę za późno na takie pytania, milordzie! Nasza dyskusja jest teraz czysto akademicka. – Cofnęła się o krok, szeleszcząc jedwabną suknią. – Mój prawnik skontaktuje się jutro z pańskim adwokatem. Dobranoc, milordzie.

Odwróciła się, chcąc odejść, ale Markus chwycił ją mocno za ramię i obrócił tak, że stanęli oko w oko. Niecierpliwym gestem zerwał srebrzystą maseczkę, odsłaniając niezwykle piękną twarz o idealnym owalu. Szare oczy patrzyły spod ciemnych brwi, nos był mały i prosty. Pięknie wykrojone usta przestały się uśmiechać. Beth oddychała szybko, więc od razu poznał, że ogarnął ją strach. Uświadomił sobie również, że nie jest kurtyzaną, za którą się podawała. Z niejasnych powodów rozgniewało go to odkrycie.

– To nie jest dla pani odpowiednie miejsce – oznajmił z naciskiem.

– Owszem – przyznała. – Naprawdę uwierzył pan, że jestem kokotą, milordzie?

Markus mimo woli wybuchnął śmiechem.

– Naturalnie, ale gdy panią pocałowałem, ogarnęły mnie wątpliwości.

Te słowa dały mu pewną przewagę. Beth zarumieniła się i próbowała uwolnić ramię z mocnego uścisku. Cofnął się i opuścił ręce, z przesadną galanterią schodząc jej z drogi. Z pewnością nie była kurtyzaną, lecz nadal jej pragnął. Nie miał pojęcia, kim jest, ale obiecał sobie, że dowie się wszystkiego.

– Dotrzyma pan słowa? – spytała znowu.

– Nie ma mowy. – Uśmiechnął się i skrzyżował ramiona na piersi.

Po jej minie poznał, że jest wściekła. Srebrzyste oczy płonęły gniewem.

– Zmuszę pana! – ostrzegła.

– W jaki sposób? – Markus uśmiechnął się kpiąco. – Proszę mi nie wmawiać, że gdybym wygrał, pani dotrzymałaby obietnicy.

Zarumieniła się jeszcze bardziej i zacisnęła usta.

– Nieważne, jak bym postąpiła. Przegrał pan, jedynie to się liczy. Podobno nie ma pan zwyczaju uchylać się od płacenia długów honorowych. To pana własne słowa!

– Kłamałem!

– Oszust i łgarz! – rzuciła pogardliwym tonem. – Powtarzam, że jutro mój prawnik zgłosi się do pańskiego adwokata w sprawie przekazania Fairhaven. Proszę mu polecić, żeby przygotował stosowną umowę i wszelkie potrzebne dokumenty.

Opuściła gabinet, trzaskając drzwiami. Markus długo słyszał szybki i donośny stukot obcasów o marmurową posadzkę. Sięgnął po kostki i usiadł na krześle, uśmiechając się szyderczo. Nie do wiary, że dał się podejść. Mimo niecodziennych okoliczności nie powinien mylić damy z kokotą. Jak młokos dał się zwieść pożądaniu. Beth bez trudu wodziła go za nos… a raczej za inną, równie ważną część ciała. Po raz pierwszy w życiu dał się tak oszukać, całkowicie ulegając własnym popędom.

Machinalnie rzucił kostkami. Został oszukany, a powody, dla których Beth użyła podstępu, nadal były dla niego tajemnicą. Postanowił wyjaśnić tę sprawę i dowiedzieć się czegoś więcej o zagadkowej damie. Nadal jej pożądał. Zniecierpliwiony wstał z krzesła. Powinien się napić, i to szybko.

Justyn znalazł kuzyna w bufecie, gdy tamten wychylał jednym haustem pierwszy kieliszek brandy. Przy drugim młodszy z Trevithicków pytająco uniósł brwi.

– Zawód miłosny?

– Brak szczęścia w grze – odparł Markus z ponurą miną.

Chwycił kuzyna za ramię i pociągnął w cień kolumnady, daleko od uszu ciekawskich plotkarzy. – Lepiej ode mnie znasz się na genealogii. Czy Kit Mostyn ma siostrę? Justyn kiwnął głową.