Выбрать главу

– Zawiesiła głos. – Mniejsza z tym. Na przyszłość zastanów się dwa razy, nim popełnisz kolejne głupstwo.

Gdy drzwi zamknęły się za Charlotte, Beth opadła na poduszki kanapy i wydała przeciągłe westchnienie ulgi. Kuzynka miała całkowitą rację. Dama uczestnicząca w zabawie tanecznej londyńskich kokot miałaby paskudnie zaszarganą reputację. Beth postanowiła nie przyznawać” się, że lord Trevithick widział jej twarz bez maski. Długo patrzyła w ogień dogasający w kominku. Po namyśle doszła do wniosku, że to szczegół bez znaczenia, bo skłócone rodziny obracają się w różnych kręgach towarzyskich. Miała na głowie ważniejsze sprawy. Jutro z samego rana powinna wysłać do lorda swego prawnika nazwiskiem Gough. Kiedy będzie miała w kieszeni dokument potwierdzający, że jest właścicielką Fairhaven, natychmiast wyjedzie do Devon.

Choć Markus Trevithick zapowiedział, że nie odda jej wyspy, postanowiła się tym nie przejmować. Wartość rynkowa Fairhaven była znikoma. Trevithick miał wiele innych, znacznie wyżej szacowanych domów i majątków. Z wyspą nie łączyły go więzy uczuciowe. Skalista posiadłość była mizernym dodatkiem do zasobniejszych włości. Gdyby trwał w uporze i nie chciał się jej pozbyć, Beth mogła ponowić ofertę kupna Z zadowoleniem pomyślała, że ma dość pieniędzy, żeby podbijać cenę tak długo, aż postawi na swoim. Chodziły słuchy, że lordowi brakuje gotówki, więc sądziła, że zdoła go przekonać do korzystnej transakcji.

Przegarnęła żar w kominku, zgasiła lampę i poszła na górę do swojej sypialni. Rozważyła całą sprawę, więc powinna na pewien czas oderwać się od natrętnych myśli, lecz daremnie próbowała zająć umysł innymi kwestiami. Nie wiedzieć czemu nieustannie powracało do niej wspomnienie o spotkaniu z Markusem Trevithickiem. Stawał jej przed oczyma nawet wówczas, gdy położyła się do łóżka. Wmawiała sobie, że zetknęli się po raz pierwszy i ostatni, ale miała przeczucie, że będzie inaczej. Powtarzała w duchu, że nie chce go więcej widzieć, ale wewnętrzny głos, natrętny i dokuczliwy, raz po raz zarzucał jej, że okłamuje samą siebie.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Hazardzista, nicpoń, włóczykij! – perorowała tryumfalnie wicehrabina Trevithick, pstrykając rytmicznie palcami. Dystyngowana wdowa była w złym humorze.

Domownicy spotkali się przy śniadaniu. Promienie jesiennego słońca wpadały przez wydłużone okna i lśniły na stołowych srebrach. Tylko trzy z licznych krzeseł otaczających duży stół były zajęte. Jedna z sióstr Markusa zamierzała przyjechać do Londynu na jesienny sezon, ale była jeszcze w drodze; druga bawiła z wizytą u przyjaciół. Miała u nich pozostać przez kilka tygodni. W londyńskim Trevithick House, gdzie się zatrzymał, przebywała tylko Eleonora, najmłodsza z rodzeństwa, no i rzecz jasna sama wicehrabina.

– Włóczykij, mamo? – zapytał uprzejmie Markus. – Skąd ten zarzut?

Zdawało mu się, że słyszy stłumiony chichot, więc zerknął na Eleonorę, która pochyliła się nad talerzem z grzankami. Z pozoru sprawiała wrażenie przeciętnej debiutantki, ale wiedział, że nie brak jej inteligencji i poczucia humoru. Na szczęście wicehrabinie nie udało się zabić w córce owych przymiotów w czasie wieloletniego pobytu Markusa za granicą.

– Włóczysz się po wszystkich europejskich dworach! – oznajmiła wicehrabina. Zimne, szare oczy spojrzały drwiąco na wyrodnego syna. – Jak uciekinier jeździsz z kraju do kraju.

Zirytowany Markus złożył gazetę i zmiął ją nerwowym gestem. Od rana bolała go głowa, zapewne dlatego, że wczoraj wieczorem wypił z Justynem za dużo brandy. Kąśliwe uwagi matki nie poprawiły mu nastroju. Dziwne, że do listy jego wad nie dodała pijaństwa.

– Nie wydaje mi się, żeby podróż do Austrii z misją dyplomatyczną u boku lorda Easterhouse'a można było nazwać włóczęgostwem – odparł lodowato. – Jeśli chodzi o pozostałe zarzuty, masz trochę racji.

– Markusie, z pewnością trudno cię uznać za nicponia – zapewniła pojednawczo Eleonora. Piwne oczy lśniły radośnie. – Sama słyszałam, że odkąd wróciłeś do Anglii, nasze majątki są znacznie sprawniej zarządzane.

– Dosyć, moja panno! – wtrąciła opryskliwie wicehrabina, żując nerwowo kęs chleba. – Nie wyrywaj się ze swoim zdaniem. Jeśli będziesz się odzywać niepytana, jak znajdziemy ci odpowiedniego męża? Trudno będzie również o żonę dla twojego brata. Lady Hutton wspomniała niedawno, że chętnie wydałaby za Markusa swoją Marię, gdyby zechciał się wreszcie ustatkować, w co wątpi. Z tego wniosek, że nie dostanie nam się posag tej małej, a jest warta przynajmniej pięćdziesiąt tysięcy funtów!

Markus westchnął. Nie dość, że matka bez cienia skrupułów wyrażała krytyczne opinie na każdy temat, to jeszcze traktowała go jak uczniaka. Nie był w stanie pojąć, jak to znosi Eleonora. Wcale by się nie zdziwił, gdyby przyjęła oświadczyny pierwszego lepszego adoratora, byle tylko wyrwać się spod skrzydeł matki. Zdawał sobie sprawę, że jego przyjaźń z Justynem stanowi dla lady Trevithick kolejny powód do niezadowolenia, jako że nie pogodziła się nigdy z faktem istnienia młodego kuzyna, a w towarzystwie ledwie odpowiadała na jego ukłony. Markus westchnął ciężko i doszedł do wniosku, że rodzina jest źródłem nieustannej zgryzoty.

Jakby w odpowiedzi na jego dywagacje do jadalni wszedł kamerdyner Penn.

– Pan Justyn czeka przed drzwiami i pyta o pana, milordzie. Mam go wprowadzić?

Markus uśmiechnął się kpiąco.

– Naturalnie, Penn! Każ przynieść dodatkowe nakrycie. Mój kuzyn zapewne nie jadł śniadania.

Wicehrabina mruknęła coś niewyraźnie i ciężko podniosła się z fotela.

– Idę do biblioteki. Mam do napisania kilka listów. Nie wykluczam, że córka Dextera okaże się dla ciebie właściwą kandydatką na żonę, ale żeby to stwierdzić, muszę szybko przeprowadzić małe dochodzenie.

– Jeśli chodzi o mnie, pośpiech nie jest wskazany, mamo – odparł Markus. Rodzicielka obrzuciła go karcącym spojrzeniem, a siostra obdarzyła ukradkowym uśmiechem. – Byłoby lepiej dla panny Dexter, żeby opływała we wszelkie dostatki, bo inaczej nie dam się skusić.

– Markusie, nie drocz się z nią – szepnęła Eleonora, gdy matka wyszła z jadalni. – Spróbuj nie zwracać uwagi na docinki.

– Trudne zadanie – rzucił oschle. – Przeklinam dzień, w którym uznała za stosowne zostać moją swatką. – Twarz mu złagodniała, kiedy spojrzał na siostrę. – Nie mam pojęcia, kochanie, jak znosisz jej tyrady.

Eleonora bez słowa pokręciła głową. Do jadalni wszedł Justyn. Podał rękę Markusowi, a kuzynkę pocałował w policzek.

– Eleonoro, cieszę się, że lady Trevithick nie zabrała cię ze sobą.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły.

– Jej lordowska mość nalega, żeby panna Eleonora udała się do biblioteki – oznajmił donośnym głosem Penn. – Jest tam lord Prideaux. Przyszedł z wizytą.

Eleonora wymieniła z bratem i kuzynem znaczące spojrzenia, lecz posłusznie opuściła salon. Markus wskazał dzbanek z kawą.

– Justynie, usiądziesz ze mną do śniadania? Przepraszam za fatalne maniery mojej matki.

Justyn wybuchnął śmiechem.

– Chętnie coś przekąszę, a co do reszty, nie warto się tym przejmować. Martwi mnie tylko, że zdaniem lady Trevithick towarzystwo lorda Prideaux jest dla Eleonory stosowniejsze od mojego. To hulaka i utracjusz, ale ma niewątpliwy atut, ponieważ jego rodzice to przykładne małżeństwo.

– Twoi również.

– Owszem, lecz pobrali się dopiero, gdy przyszedłem na świat. – Julian nalał sobie kawy. – Jak się dzisiaj czujesz, staruszku? Muszę przyznać, że głowa mi pęka. Brandy musiała być kiepska, choć wyglądała nieźle.