Выбрать главу

– Przecież mówię, że to nie Książę, tylko Oczko – przypomniał Sieńka. – Oczko zarżnął Kałmuków. Tak jak powiedziałem…

– Oczko to potwór, można się po nim wszystkiego spodziewać. Ale Książę dawniej był ludzkim człowiekiem, pamiętam. Z początku chciałam go nawet…

Ale Sieńka nie dowiedział się, co chciała zrobić Śmierć, gdyż właśnie w tej chwili rozległo się pukanie: stuk-stuk, stuk-stuk i jeszcze dwa razy stuk-stuk.

Śmierć zerwała się z miejsca.

– To on! O wilku mowa. No już, wstawaj, szybko. Jak cię zobaczy, to zabije, łotr. Nie będzie zważał, żeś jeszcze dzieciak. Straszny z niego zazdrośnik.

Sieńce nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Jakby go zdmuchnęło z kanapy, nawet za „dzieciaka” nie zdążył się obrazić.

Zapytał tylko ze strachem:

– Którędy? Przez okno?

– Nie, trudno się otwiera.

Wskazał jedne z dwojga białych drzwi, ale Śmierć powiedziała:

– Nie, do łazienki nie. Książę to straszny czyścioszek, zawsze najpierw idzie umyć ręce. Lepiej tutaj. – I otworzyła sąsiednie drzwi.

Sieńce było wszystko jedno – wlazłby nawet do rozpalonego pieca, byle tylko nie natknąć się na Księcia. A ten znów stuka, jeszcze głośniej.

Skorik znalazł się w małym pomieszczeniu, które przypominało schowek czy obszerną szafę, tyle że całą białą, wykafelkowaną. Pod ścianą, na podłodze, stała duża porcelanowa misa na nodze, także biała.

– Co to? – zapytał Sieńka.

Śmierć roześmiała się.

– Waterklozet. Ubikacja spłukiwana wodą.

– A jeśli go przypili?

Zaśmiała się jeszcze głośniej.

– Prędzej pęknie, niż pójdzie do klozetu przy damie. Przecież jest Księciem.

Zatrzasnęła za Sieńka drzwi i poszła otworzyć. Skorik słyszał, jak krzyknęła: „No już, idę, idę, nie musisz tak walić!” Potem rozległ się głos Księcia:

– To po co się zamknęłaś? Przecież nigdy się nie zamykasz.

– Ukradli mi chustkę z przedpokoju, ktoś wszedł w nocy.

Książę już był w pokoju.

– Na pewno jakiś obcy, musiał się tu znaleźć przypadkiem. Nikt z Chitrowki by się nie odważył. Ale to nic, powiem słówko i odzyskasz chustkę. Złodzieja też złapią, długo się nie nacieszy.

– A Bóg z nią, to stara chustka, sama miałam ją wyrzucić.

Potem rozmowa ucichła, coś zaszeleściło, cmoknęło. Śmierć powiedziała:

– No, witaj, witaj, jak się masz?

Ściskają się, pomyślał Sieńka. Po chwili Książę się odezwał:

– Pójdę tylko umyć ręce. Cały jestem zakurzony.

Blisko, tuż za ścianą, z szumem polała się woda. Trwało to dłuższy czas.

Sieńka tymczasem rozglądał się po swojej kryjówce.

Od miski prowadziła w górę rura, aż do żeliwnego zbiornika, z którego zwisał łańcuszek z porcelanową rączką na końcu. Jakie jest przeznaczenie tego urządzenia, Sieńka nie wiedział. Ale teraz nie pora na zaspokajanie ciekawości. Najważniejsze, żeby ujść z życiem.

Pod sufitem zauważył okienko. Małe, ale dałoby się przez nie przecisnąć. Gdyby stanął na porcelanowej misie i chwycił za łańcuszek, a później wdrapał się na zbiornik, akurat dosięgnął – by okna.

Długo się nie namyślał. Wlazł na misę (och, żeby tylko nie pękła!) i pociągnął za łańcuch.

Miska wytrzymała, ale łańcuszek okazał się zawodny – zjechał w dół, a rura zahuczała i do miski zaczęła z szumem płynąć woda.

Sieńka ze strachu omal nie zemdlał.

Śmierć zajrzała przez drzwi.

– Co robisz? – szepnęła. – Oszalałeś?

W tej samej chwili stuknęły drzwi obok – to Książę wyszedł z łazienki. Śmierć odwróciła się i udała, że też wychodzi z sąsiedniego pomieszczenia.

Starannie zamknęła za sobą drzwi.

Sieńka, trzymając się za serce, jeszcze przez jakiś czas przychodził do siebie po szoku. Potem, kiedy pierwszy strach minął, przykucnął obok misy i zaczął się zastanawiać, jak też piękne kobiety załatwiają przyziemne potrzeby. Cóż, natura domaga się swego, więc jakiś sposób chyba wynalazły, ale nie potrafił wyobrazić sobie Śmierci w podobnej sytuacji. No i jak miałaby to robić? Chyba nie do tej śnieżnobiałej misy? Z takiego pięknego naczynia nawet jeść byłoby można.

Nie potrafił ostatecznie rozwiać swoich wątpliwości. Całkiem prawdopodobne, że tak piękne kobiety mają to wszystko jakoś inaczej urządzone.

W końcu znudziło mu się siedzieć w komórce – ciekawiło go, co też tamci dwoje robią w pokoju.

Przyłożył ucho do drzwi, chciał posłuchać, ale nie mógł rozróżnić słów. Próbował i siak, i owak, w końcu, na czworakach, przywarł uchem do szpary przy podłodze. Tak było najlepiej słychać.

Najpierw dobiegł go głos Śmierci:

– Mówiłam przecież, że nie mam dziś ochoty na czułości.

Na to Książę:

– A ja ci przyniosłem prezent, pierścionek z szafirem.

Śmierć:

– Połóż tutaj, pod lustrem.

Kroki. Potem znowu Książę, zły (Sieńka aż zadrżał ze strachu):

– Jakoś rzadko ostatnio miewasz ochotę. Inne baby są zawsze chętne, a ty kłujesz jak jeż.

Śmierć na to bez pardonu:

– Jak ci się nie podoba, fora ze dwora, nie zatrzymuję cię.

Książę, jeszcze bardziej rozzłoszczony:

– Nie bądź taka harda. Sama nie wiesz, co narobiłaś. Skąd wytrzasnęłaś tego gówniarza Skorika?

O Boże, przeraził się Sieńka.

– A co znowu masz do niego? – spytała Śmierć. – Podobno życie ci uratował.

– No cóż, chłopak jest sprytny, ale straszny tchórz. Jak go zobaczysz, powiedz mu, że kto się raz znajdzie w talii Księcia, ma tylko dwie drogi: albo do kryminału, albo do piachu.

– Ale co takiego zrobił?

– Zwiał.

Śmierć na to:

– Więc pozwól mu odejść. To moja wina. Pomyliłam się, myślałam, że ci się przyda, ale widać jest z innej gliny ulepiony.

– Nie pozwolę – rzucił ostro Książę. – Wszystkich widział, wszystko wie. I pamiętaj, powiedz mu: jak się sam nie znajdzie, ja go odszukam i ukatrupię. Ale dosyć tej gadaniny. Zeszłej nocy, Śmiertko kochana, zgarnąłem niezłą forsę, ponad trzy tysiące. A dziś zgarnę jeszcze więcej, dostałem dobry cynk. Znasz Siniuchina, tego co to mieszka w suterenie u Jeroszenki?

– Znam. To pijus, dawny urzędnik. A co, to on dał ci cynk?

Książę roześmiał się.

– Nie on. Dostałem cynk na niego.

– A cóż on może mieć? Ledwie żonę i dzieciaki wyżywi.

– Może, Śmiertko, może, i to dużo. Jeden człowiek szepnął słówko Słoninie, a Słonina mnie. Ten biurowy pisarzyna znalazł gdzieś zakopany dawno temu skarb, złoto, srebro – majątek. Już trzeci dzień pije i zakąsza rydzami i siomgą. Swojej babie kupił chustkę, dzieciakom buty. Siniuchin, który nigdy nie miał grosza przy duszy! Paserowi Chasimce sprzedał całą garść starych srebrnych monet i po pijanemu przechwalał się w „Katordze”, że wkrótce się wyniesie z Chitrowki i będzie, jak dawniej, mieszkał we własnym mieszkaniu i jadał frykasy na białym obrusie. Pogadam sobie z nim dzisiaj w nocy. Niech się podzieli swoim bogactwem.

Nagle w pokoju zapadła cisza. Sieńka wyczuł w niej coś niedobrego. Jeszcze bardziej nastawił ucha. Książę nagle jak nie ryknie:

– A to co takiego?! Buty?! Kto leżał na kanapie?!

Rozległ się jakiś rumor – upadło krzesło, a może jeszcze coś.

– Dziwka! Szmata! Z kim? Mów, bo zabiję! Schował się? Gdzie?

Dłużej Sieńka nie zamierzał czekać. Zamknął zasuwkę, wskoczył na muszlę, chwycił za łańcuszek, podciągnął się, pchnął okienko i nie zwracając uwagi na hałas spuszczonej wody, dał nura głową na zewnątrz.