Выбрать главу

– Po coś przylazł? Co, nie widziałeś, że w oknie stoi czerwony mak? Zapomniałeś, co to znaczy? Mówiłam ci przecież! Niebezpieczeństwo! Nie pokazuj się na Chitrowce, Książę cię szuka!

Sieńka sam o tym wiedział, ale jak mógł nie przyjść? Przez całą tę naukę, a zwłaszcza zajęcia praktyczne z Żorżem, z jego dwóch tysięcy została ledwie jedna czwarta. W ciągu tygodnia przepuścił półtora tysiąca. Musiał więc pilnie uzupełnić swoje zasoby finansowe.

Wybrał się zatem do podziemi Jerochy.

Chciał wziąć dwa pręty, ale rozmyślił się – na razie wystarczy jeden. Nie będzie szastał pieniędzmi, pieniądz lubi być dobrze rachowany. Trzeba zacząć żyć zgodnie z tą zasadą.

Jubiler Aszot Aszotycz na widok Sieńki cały się rozpromienił. Pilnowanie sklepu powierzył papudze, zaprowadził gościa za zasłonkę i poczęstował go koniakiem i biszkoptami.

Sieńka zjadł biszkopta, łyknął kulturalnie odrobinę koniaku i potem dopiero, nie wypuszczając pręta z ręki, pokazał go jubilerowi. Zażądał nie czterystu rubli, ale tysiąca. Ciekaw był, czy jubiler zgodzi się na tę cenę.

Samszytow bez słowa wypłacił mu żądaną sumę.

A więc w książce sędziego Kuwszynnikowa napisano prawdę o rzeczywistej wartości pręta.

Jubiler wciąż dolewał Sieńce koniaku. Myślał, że jeśli głupek z Chitrowki się upije, rozwiąże mu się język. Zapytał, czy Sieńka przyniesie więcej prętów i kiedy.

Skorik na to chytrze:

– Te po tysiączku się skończyły, był tylko jeden. Niech mnie pan, panie Samszytow, skontaktuje z tym, kto jest zainteresowany kupnem, wtedy być może się znajdą.

Aszot Aszotycz zamrugał atramentowymi oczyma, chrząknął parę razy, ale zrozumiał, że musi gdzie indziej szukać głupiego.

– A co z moją wyceną? – zapytał.

– Dostanie pan tyle, ile się należy. Dwadzieścia procent.

Jubiler na to, że dwadzieścia to za mało. Tylko ja wiem, powiada, gdzie szukać klientów, sam pan do nich nie trafi. Należy mi się trzydzieści procent.

Potargowali się i ugodzili na dwadzieścia pięć.

Sieńka zostawił jubilerowi adres, pod który w razie czego można przesłać wiadomość, i bardzo z siebie zadowolony wyszedł.

Samszytow zawołał jeszcze za nim:

– A więc mogę mieć nadzieję, panie Skorikow?

Lewonczyk też wychrypiał:

– Panie Skorrrikow! Panie Skorrrikow!

Sieńka wrócił do czekającej dorożki, przebrał się z powrotem w porządne ciuchy, ale nie pojechał, tylko poszedł do domu pieszo. Skoro postanowił nie szastać pieniędzmi, musi się tego trzymać. Pół rubla to oczywiście niewielka strata, ale zasada jest zasadą.

Na rogu Cwietnego obejrzał się, bo chyba coś mu się przywidziało.

Ale pod latarnią dostrzegł znajomą postać. Procha! Śledził go od samej Chitrowki, czy jak?

Sieńka przyskoczył do niego i złapał za koszulę na piersi.

– Oddawaj cykacz, złodzieju!

Miał już zresztą od tygodnia nowy zegarek, złoty, ale Procha nie musiał o tym wiedzieć. Obrobiłeś kumpla – musisz za to odpowiedzieć.

– Aleś się wystroił, Skorik – wycedził Procha i oswobodził się silnym szarpnięciem. – A po ryju nie chcesz, gnido?

I włożył rękę do kieszeni, gdzie – Sieńka wiedział – miał ołowiankę albo i groźniejszą broń.

Nagle rozległ się gwizd, a po nim tupot nóg. Nadbiegł policjant, żeby bronić przed łobuzem przyzwoitego młodego człowieka.

Procha puścił się zaułkiem Zwonarnym w górę i zniknął w ciemności.

Tak, tak, artycho szemrany. To nie Chitrowka, tylko porządna dzielnica. Widzicie go, co wymyślił! „Po ryju”!

Jak Sieńka został kochankiem Śmierci

Najchętniej ze wszystkich przekazywanych przez Masę nauk chłonął Sieńka tę, jak podbijać niewieście serca.

W tej dziedzinie Japończyk okazał się znawcą zarówno w teorii, jak i w praktyce.

Sieńka nie mógł się nadziwić, że madame Borisenko wprost omdlewa na widok krzywonogiego, skośnookiego Masy i okazuje mu tyle sympatii. Pewnego razu zszedł na śniadanie wcześniej niż inni goście i co ujrzały jego oczy? Gospodyni siedzi u Masy na kolanach, obcalowuje go po tłustych policzkach, a on tylko oczy mruży z zadowolenia. Kiedy madame Borisenko zahaczyła Sieńkę, krzyknęła, zaczerwieniła się i wybiegła z pokoju jak mała dziewczynka. A na pewno ma już ze trzydziestkę, jeśli nie więcej.

Sieńka nie wytrzymał i jeszcze tego samego dnia, kiedy odpoczywali po porannej walce, zapytał Masy, jak on to robi, że ma takie powodzenie u kobiet. Bądź tak łaskaw, sensei, powiedział Sieńka, i naucz tej sztuki sierotę.

A Japończyk wygłosił cały wykład, zupełnie jak profesor, którego Sieńka słuchał w instytucie, dokąd zaprowadził go Żorż. Tyle że Masa, chociaż był cudzoziemcem, tłumaczył bardziej zrozumiale.

Krótko mówiąc, rzecz sprowadzała się do paru punktów.

Żeby otworzyć niewieście serce, potrzebne są trzy klucze: pewność siebie, tajemniczość i podejście. Dwie pierwsze sprawy to nic trudnego, bo zależą tylko od ciebie. Trzecia jest już bardziej skomplikowana, gdyż najpierw należy się rozeznać, z jaką kobietą ma człowiek do czynienia. To się nazywa znajomość duszy, a naukowo – psychologia.

Kobiety, wyjaśnił Masa, nie są jednakowe. Dzielą się na dwie kategorie.

– Tylko na dwie? – zdumiał się Sieńka, który słuchał z wielką uwagą i żałował jedynie, że nie ma pod ręką kartki, żeby wszystko zanotować.

Tak, tylko na dwie, powtórzył z powagą sensei. Te, które w mężczyźnie szukają ojca, i te, które szukają w nim syna. Najważniejsze to prawidłowo ocenić, do której kategorii dana kobieta należy, a jeśli się nie ma doświadczenia, nie jest to łatwe, gdyż one lubią udawać. Ale jeśli dokona się prawidłowej oceny, reszta bywa zwykle bardzo prosta. Mając do czynienia z kobietą należącą do pierwszej kategorii, trzeba być ojcem: nie wypytywać jej o nic i w ogóle jak najmniej rozmawiać, okazywać ojcowską surowość. Jeśli kobieta należy do drugiej kategorii, musisz robić smutną minę, wzdychać i wznosić oczy do nieba, żeby dać jej do zrozumienia, iż bez mamy w żaden sposób sobie nie poradzisz.

Jeżeli nie chodzi ci o duszę kobiety, lecz tylko o ciało, ciągnął mentor Sieńki, wtedy sprawa jest o wiele prostsza.

Sieńka wykrzyknął pospiesznie:

– Tylko o ciało!

W tym wypadku, odparł Masa, wzruszając ramionami, słowa w ogóle nie są potrzebne. Wystarczy po prostu głośno sapać, przewracać oczami i nie odpowiadać na żadne pytania. Nie wolno natomiast odsłaniać własnej duszy. To byłoby nieuczciwe, skoro nie zależy ci na duszy kobiecej. Powinieneś być dla kobiety nie człowiekiem, lecz zwiezęciem.

– Kim? – nie zrozumiał w pierwszej chwili Sieńka. – A, zwierzęciem.

Masa z upodobaniem powtarzał trudne słowo. Tak, powiedział, zwierzęciem. Które podbiegnie, obwącha i od razu chce się parzyć. Od kobiet wszyscy wymagają, żeby były czyste, wstydliwe i niewinne, a tak naprawdę nudzi je to tylko i męczy. Zwierzęcia natomiast nie muszą się krępować. Przecież to tylko zwierzę.

Długo jeszcze sensei głosił swoje mądrości, Sieńka zaś, mimo że nie notował, zapamiętywał jego wykład słowo w słowo.

A nazajutrz nadarzyła się okazja do zastosowania wskazówek w praktyce.

Żorż zaproponował, żeby zorganizować w Sokolnikach piknik (jedzie się do lasu, siada na trawie i je rękami). Obiecał, że zabierze dwie koleżanki studentki. Jedną sam jestem od dawna zainteresowany, a druga będzie akurat dla ciebie, powiedział Sieńce (w tym czasie byli już po bruderszafcie, czyli, mówiąc prościej, przeszli na „ty”). Współczesna panna, oświadczył, nie ma uprzedzeń.