Kiedy zrozumiał, co się tam dzieje, łzy same popłynęły z jego oczu.
Cisnął lampę na chodnik, przykucnął i zakrył uszy rękami. Oczy także zmrużył, żeby nie widzieć i nie słyszeć tego plugawego świata, pieskiego życia, w którym jednym przypada wszystko, a innym figa z makiem. Boga też żadnego nie ma, skoro los potrafi się tak nad człowiekiem pastwić. A jeżeli jest, to lepiej, żeby Go w ogóle nie było.
Ale Sieńka nie bluźnił długo – może minutę.
Nagle drzwi się otwarły i na ganek z impetem wypadł Erast Pietrowicz, jakby ktoś mocno pchnął go w plecy.
Krawat zjechał mu na bok, guziki koszuli były rozpięte, a twarz zasługiwała na odrębny opis, jako że podobnej miny u opanowanego, zimnokrwistego Namelessa Sieńka nigdy dotąd nie widział i nawet nie przypuszczał, że jest możliwa. Inżynier w oszołomieniu mrugał oczyma, kosmyk czarnych włosów opadł mu na czoło, usta były otwarte w niebotycznym zdumieniu.
Erast Pietrowicz odwrócił się i wykrzyknął:
– Ale… O co chodzi?!
Drzwi się zatrzasnęły z jeszcze większym hałasem niż przed nosem Sieńki. Dobiegł zza nich głuchy szloch.
– Proszę otworzyć! – zawołał inżynier i chciał pchnąć skrzydło drzwi, lecz nagle gwałtownie oderwał od niego ręce niczym od rozpalonego żelaza. – Nie chcę się narzucać, ale… Nie rozumiem! Niech pani posłucha… – I dodał ciszej: – Boże, n-nawet nie mogę się do niej zwrócić po imieniu! Proszę wytłumaczyć, co zrobiłem nie tak.
Bezlitośnie szczęknęła zasuwa.
Sieńka patrzył i nie wierzył własnym oczom. Jest Bóg, jest! Oto cud wysłuchanej modlitwy!
Miło było zakosztować odrobiny goryczy, co, przystojniaku? Miło?
– Eraście Pietrowiczu – zaczął Skorik przymilnym głosem – widzi pan, jak to przyjemnie…
– Idź do diabła! – ryknął inżynier. Nie wiadomo, gdzie się nagle podziały jego uprzejmość i dobre maniery.
Ale Sieńka wcale się na niego nie obraził.
Jak Sieńka został Żydkiem
Rano z trudem dobudził go Masa. Brudny, spocony, z zaczerwienionymi oczyma, jakby całą noc nie spał, tylko ładował cegły.
– O co chodzi, sensei? - spytał zdziwiony Sieńka. – Przychodzi pan prosto z miłosnego spotkania, tak? Był pan u Fiodory Nikitiszny czy też ma pan jakąś nową wybrankę?
Pytanie jak pytanie, powinno nawet trochę schlebiać męskiej próżności, ale Japończyk nieoczekiwanie wpadł w złość.
– Byrem tam, gdze trzeba! Wstawaj, reniu, juz porudnie!
I jeszcze pogroził Sieńce pięścią, bisurman jeden. I taki chce uczyć innych grzeczności!
Dalej było jeszcze gorzej. Masa posadził wciąż sennego Sieńkę na krześle i namydlił mu policzki.
– Ej, ej! – krzyknął ten ostrzegawczo, widząc w dłoni Japończyka brzytwę. – Nie dotykaj mnie! Zapuszczam brodę.
– Pan kazar – wyjaśnił krótko Masa. Lewą ręką chwycił sierotę za ramiona, żeby się nie szarpał, a prawą zgolił mu nie tylko wszystkie pięćdziesiąt cztery włoski na brodzie, ale i wąsy.
Sieńka ze strachu, że Japończyk zatnie go brzytwą, ani drgnął. Mimo to sensei, zeskrobując mu spod nosa ostatki świeżo wyhodowanej męskiej urody, dogadywał:
– Bardzo dobze. Dobze ci tak. Jeden hura, a drugi haruje jak wór.
Co to miało znaczyć i przy czym Masa tak się spracował, Skorik nie rozumiał, ale nie chciał o nic pytać. Postanowił, że w odwecie za bezpardonowe użycie przemocy więcej w ogóle nie będzie ze skośnookim antychrystem gadał. Urządzi mu bojkot jak w angielskim parlamencie.
Był to jednak dopiero początek urągowiska, jakie Sieńce zgotowano. Po ogoleniu Masa zaprowadził go do gabinetu Erasta Petrowicza. Inżyniera tam jednak nie było, siedział za to przed trójdzielnym lustrem stary Żyd w jarmułce i chałacie, z zadowoleniem przyglądając się swojej nosatej fizjonomii i strosząc i tak ohydne kosmate brwi.
– Ogoliłeś go? – zapytał starzec głosem pana Namelessa. – Doskonale. Ja już p-rawie skończyłem. Siadaj tu, Sienia.
Erast Pietrowicz w tej charakteryzacji był absolutnie nie do poznania. Nawet skóra na jego szyi i rękach zrobiła się jakaś żółta, pomarszczona, cała w ciemnych, starczych plamach. Zachwycony jego metamorfozą, Sieńka zapomniał o bojkocie i chwycił Masę za rękę.
– Ale fajnie! A mnie przefasonujecie na Cygana, dobra?
– Na Cyganów nie mamy dziś zapotrzebowania – oświadczył inżynier, który stanął za plecami Sieńki i teraz zaczął wcierać mu w głowę jakiś olej. Włosy chłopaka, płasko przylegając do głowy, sprawiły, że uszy stały się jakby większe.
– Dodamy mu piegów – zwrócił się Erast Pietrowicz do Japończyka.
Masa podał panu maleńki słoiczek. Kilka kolistych ruchów dłoni wcierających coś w policzki i twarz Sieńki już cała była usiana piegami.
– P-peruka numer czternaście.
Masa wręczył inżynierowi coś w rodzaju czerwonej gąbki, która na głowie Sieńki zamieniła się w rude kudły z dwoma zwisającymi przy skroniach skręconymi puklami. Inżynier załaskotał Skorika, przesuwając pędzelkiem po jego rzęsach i brwiach, które też zrudziały.
– Ale co zrobić ze słowiańskim nosem? – sam sobie zadał pytanie pan Nameless. – Dodamy mu garbek? Chyba tak.
Przylepił do nosa Sieńki kawałek wosku, zamalował go farbą w cielistym kolorze i dorzucił na koniec trochę piegów. Wyszedł prawdziwy majstersztyk.
– Po co to wszystko? – spytał rozbawiony Sieńka, przyglądając się sobie w lustrze.
– Będziesz teraz żydowskim chłopcem Motią – odparł Erast Pietrowicz i nasadził na głowę Skorika jarmułkę podobną do tej, którą sam nosił. – Masa da ci odpowiednie ubranie.
– Nie będę Żydkiem! – oburzył się Sieńka, dopiero teraz spostrzegłszy, że dwa rude grajcarki to żydowskie pejsy. – Nie chcę!
– D-dlaczego?
– Bo ich nie lubię! Nienawidzę ichnich mord z zakrzywionymi nosami! To znaczy twarzy!
– A jakie twarze ci się podobają? – zainteresował się inżynier. – O zadartych nosach? To znaczy, jeśli ktoś jest rdzennym Rosjaninem, już za samo to od razu go lubisz?
– No, oczywiście zależy kogo.
– Racja – przyznał Sieńce słuszność Erast Pietrowicz, wycierając ręce. – Trzeba starannie wybierać tych, których się lubi. A jeszcze staranniej tych, których się nienawidzi. A już w żadnym wypadku nie należy się w tych sprawach kierować kształtem nosa. Ale dość tej d-dyskusji. Za godzinę mamy spotkanie z panem Wampirem, najgroźniejszym moskiewskim bandytą.
Sieńkę aż dreszcz przeszedł na te słowa; od razu zapomniał o Żydach.
– Moim zdaniem Książę jest groźniejszy od Wampira – rzucił niedbale i ziewnął.
W podręczniku savoir-vivre’u napisano: „Jeśli temat rozmowy poruszył was do głębi, nie należy w żadnym wypadku tego okazywać. Najlepiej wygłosić obojętnym tonem jakąś błahą uwagę, dając w ten sposób rozmówcom do zrozumienia, że zachowaliśmy zimną krew. Dopuszczalne jest także ziewnięcie, naturalnie lekkie; należy przy tym zasłonić usta ręką”.
– To zależy od punktu widzenia – odparł inżynier. – Książę oczywiście przelewa o wiele więcej krwi, ale spośród złoczyńców zawsze znacznie niebezpieczniejszy jest ten, który patrzy dalej w przyszłość. A jeśli chodzi o środowisko kryminalne Moskwy, przyszłość niewątpliwie będzie należała nie do zajmujących się rozbojem bandytów, złodziei i morderców, lecz do ściągających haracze gangsterów. Wskazuje na to prosty rachunek. Zajęcie, którym para się Wampir, jest bezpieczniejsze, gdyż mniej drażni władzę, a dla niektórych jej przedstawicieli bywa nawet niekiedy korzystne. Poza tym ściąganie haraczy przynosi nieporównanie większe zyski.