Выбрать главу

– Którego papieża?

– Nie mam pojęcia.

– W zasadzie Hiszpania przez dość długi czas stanowiła część cesarstwa niemieckiego…

– Rzymskiego. Cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego. Habsburgowie. Jakoś tak na samym początku osiemnastego wieku wymienili ich w tej Hiszpanii na Burbonów. Co to ma do rzeczy?

– Nie, nic. Cesarz spiskował z papieżem przeciwko samemu sobie?

– O, był tam taki bałagan, że wszystko jest możliwe. Chcesz, to sprawdź, co tam piszą, któryś mało znany papież, a Hiszpania była wściekle, katolicka, może cesarz chciał ją przydusić, a papież nie mógł go poprzeć jawnie? Papieży i cesarzy mam w domu, u Alicji nie ma ich z pewnością.

– Czy zaczynacie pisać powieść historyczną? – spytała Marzena z przekąsem. – Alicja, powiedz im coś!

Alicja, jak zwykle, dywagacji historycznych nie słuchała. Podniosła się od stołu i oglądała na bufecie wyjętą z lodówki rybę dla kotów. Ryba zdążyła się już rozmrozić doszczętnie, mignęło mi w głowie, że lada chwila zyskamy nowe źródło atrakcyjnych zapachów.

– Daj im to wszystko naraz – poradziłam. – Do rana zeżrą, nie ma obawy. A ta resztka w lodówce może wytrzyma, wykończą ją jutro wieczorem. Pojutrze mogę kupić nową.

– Ale to już im chyba nie dam nic więcej?

– Sama ryba, bez niczego więcej, też je bardzo ucieszy.

Alicja skrzywiła się z powątpiewaniem.

– Mnie by nie ucieszyła – mruknęła, ale nałożyła porcje na talerz, szarpiąc je i krojąc niedbale. Po czym wróciła do stołu.

– No i co wam tam wyszło? – spytała z roztargnieniem, siadając.

Anita zdążyła sięgnąć po czasopismo Jasia i przeglądała je ze zmarszczonymi brwiami.

– O co ten cały krzyk? Właściwie nic się takiego nie dzieje, no owszem, wychodek ryczy, jakaś niezdara wyłączyła zamrażalnik, ale już śmierdzi o wiele mniej i tylko koło furtki, przedmioty spadają, bo może leżą w takiej trochę chwiejnej równowadze, wielkie rzeczy. Zdarza się. Żadnych nadzwyczajnych sensacji nie widzę i nie wiem, o co by się tu szarpać.

Prawie usłyszałam, jak w tym momencie ze świstem przeleciała nad nami zła godzina.

Alicja najwidoczniej na zjawiska metafizyczne ogłuchła, bardzo się ucieszyła i czym prędzej poparła Anitę. Pewnie, że nic się szczególnego nie dzieje, w nas wszystkich jakieś idiotyzmy zakwitły, ona nie będzie dla głupich mrzonek rujnować sobie domu, odczepmy się od niej z cesarzami, papieżami i królową Wiktorią! Wynośmy się w ogóle do salonu, bo tu ma się zrobić jadalnia dla kotów.

Marzena nie popuściła i przenosiny na salonowy stół nie wybiły jej z tematu.

– Dobrze, ale co z tym, jak mu tam, Blekotem? Skąd u niego taka komitywa z Pamelą? Wiesz coś o tym?

– Komitywa z Pamelą? – zainteresowała się Anita. – Skąd wiecie?

– Joanna ich złapała na poufnej pogawędce. Wyglądało na bliską znajomość.

– To szybki jest – pochwaliła Anita. – Coś mu się musiało o uszy obijać jeszcze w Polsce, bo fakt, pytał mnie o Pamelę. Na wiosnę, jak kradł Jasiowi lekturę…

– Może mamusia…? – wtrąciłam słodko.

– Nader prawdopodobne. Ale nie wiem, skąd ją wytrzasnął… A nie, wiem. Wspólni znajomi, przeróbka domu tuż obok mamusi, łatwo było się spiknąć, a na mamusi nie warto sobie języka strzępić, wścibska suka, ja jej do pięt nie sięgam. Pamela go zafrapowała, mówiłam o niej, bo dlaczego nie, no i proszę! Już ją zdążył poderwać?

– To nie podrywka, to konszachty.

– Możliwe. I co?

– Plącze się tu pasożyt – podjęła nieustępliwie Marzena. – Chciałam powiedzieć, Anatol. Też zna Pamelę, Alicja ich razem widziała, uważa, że on u niej mieszka.

Anita zaczęła kręcić głową.

– To mi się wydaje wątpliwe, bo kto kogo…? On niewyrywny do płacenia, ona nie filantropka. Romans…? Wykluczyć nie można, ale jakoś mi się nie widzi, chociaż już prędzej romans niż świadczenia finansowe. Zaraz, czy Blekot zna Anatola…? Niech sobie przypomnę… Nie, chyba nie, nic o tym nie wiem, żeby się zetknęli.

– Ale tam jeszcze między nimi plącze się Marianek. On zna wszystkich.

– Ten półgłówek? No, to jeśli ktokolwiek cokolwiek zamyśla w sekrecie, nie ma obawy, Marianek rozniesie jak czarną ospę.

– A co Blekot zamyśla?

– Nie zwierzał mi się – wyznała Anita z lekkim żalem – ale wydedukowałam i bardzo chętnie naplotkuję. O dedukcjach powiem prawdę. Wykombinował sobie, nie wiem, na jakiej podstawie, że Alicja ma jakiś skarb, o którym sama nie wie. Chętnie to znajdzie i zagarnie dla siebie, a ma to być coś z tych rzeczy – klepnęła o stół trzymanym w ręku czasopismem. – Niekoniecznie rubiny Romanowów, może tylko jakieś skojarzenie, może wie coś więcej o pogubionych przedmiotach, a do Alicji doszedł bardzo krętą drogą.

Staraliśmy się nie wymieniać pomiędzy sobą znaczących spojrzeń.

– Kretyn – powiedziała Alicja z politowaniem.

– To z pewnością. Ale zwracam wam uwagę, że nie mówił mi tego, ja tylko zgadłam i nie dam głowy, że trafnie.

– A co myślisz o całej reszcie? Co wiesz?

– O jakiej reszcie?

– O związku jednego z drugim i wszystkiego ze sobą wzajemnie. Blekot wymyślił, chce znaleźć, zna Marianka, który zna dom Alicji, zna Pamelę, w domu Alicji dzieją się dziwne rzeczy, w dzień i w nocy przedmioty się przemieszczają, brandy ginie z butelki, kot w worku wyłazi z kąta. I tak dalej.

– Na wszelki wypadek bym ten dom zamykała – poradziła Anita po krótkim namyśle.

– Nie możemy, bo śmierdzi…

Paweł i Beata zaczęli wyłazić zza stołu.

– No więc właśnie, to już trzeba ukrócić – powiedział Paweł stanowczo. – Jedziemy powyrzucać resztę, zabieram wszystko do końca, choćbym miał jechać do Holte i Lyngby! Najwyższy czas!

– Ale…! – przypomniałam sobie. – Beata, kupiłaś tę rzecz do polerowania?

Beata spłoszyła się lekko.

– Nie, jeszcze nie było, przepraszali, miała być po południu, wyleciało mi z głowy. Teraz już chyba zamknięte?

– Zamknięte gwarantowanie.

– Och, Alicja, bardzo cię przepraszam…

– Nie szkodzi, kupisz jutro – powiedziała Alicja z roztargnieniem. – Tylko, zaraz, gdyby was ktoś złapał, nie przyznawajcie się do mnie. Paweł, czekaj, dam ci zapasowy klucz…

Znikli nam z oczu.

* * *

– Może pozmywać, co? – powiedziała Alicja niepewnie, kiedy już Marzena odjechała razem z Anitą i zostałyśmy same.

Zajrzałam do otwartej zmywarki.

– Naprawdę masz nadzieję, że uda tam się zmieścić jeszcze cokolwiek?

– Czy ja wiem? Jakaś łyżeczka może się gdzieś plącze?

– Już i szpilka nie wejdzie. Nasyp tam czegoś i mogę prztyknąć za ciebie, jeśli masz jakieś osobiste opory. Waham się strasznie i grzęznę w niepewności.

– Jak to? – zdziwiła się Alicja, wyciągając z szafki proszek do zmywania. – Przecież przed chwilą zadecydowałaś…?

– O zmywaniu! W twoim domu się waham!

– Pozwolisz, że we własnym domu będę się wahać samodzielnie?

– We własnym domu będziesz robić, co ci się spodoba, ale ja lubię mieć jakieś wyrobione poglądy. Niczego sobie nie mogę wyrobić, bo mi głupoty wychodzą. Na cholerę Blekotowi Pamela…?

Alicja włączyła zmywarkę, usiadłyśmy przy stole, niemrawo kontynuując dyskusję, zapoczątkowaną przez Marzenę. Anita z pewnością nie powiedziała wszystkiego, ukryła jakąś część swojej wiedzy i domysłów, ale i tak wyraźnie wychodziło, że coś się wokół nas dzieje. Tajemnicza zmowa krąży nad dachem Alicji, nie wiadomo, czy ma sens, i nie wiadomo, co z nią robić.