— Lan?…
— Niczego nie mam wam za złe — odpowiedziałem na nie postawione pytanie. — Bardzo cię lubię. Zresztą Netta także…
Przyglądała mi się chwilę badawczo. Wreszcie potrząsnęła głową.
— Ale ja nie mogę się z tym uporać — wykrztusiła. — Ty… To znaczy ja i Nett… a ty nas uratowałeś…
Wstałem. Obszedłem fotel i położyłem jej ręce na ramionach. Patrzyła we mnie szeroko otwartymi oczami. Musiała jednak wyczytać w moim wzroku coś, co ją przekonało, bo niedostrzegalnie jej twarz zaczęła się zmieniać. W kącikach warg ponownie pojawił się uśmiech.
— Nett was uratował — stwierdziłem. — Nie ja. Nie wiem, jakim cudem tak się stało i nie należy wyciągać z.tego żadnych wniosków, ale to jemu przede wszystkim masz do zawdzięczenia, że teraz możesz nie móc uporać się sama ze sobą — zaśmiałem się. — Ładnie mi się to powiedziało, prawda?
Uśmiechnęła się odrobinę szerzej.
— I zostaniemy przyjaciółmi? — spytała z nutką przekory.
Poczułem, że na twarz nasuwa mi się jakiś cień, jakby chmura przysłoniła słońce.
— To trochę inna historia — odparłem wymijająco, siląc się na pogodny ton.
Nie zauważyła niczego.
— Ja, ty, Nett i… Avona? — spytała, przekrzywiając kokieteryjnie główkę.
Chmura rozproszyła się.
— To znowu trochę inna historia… — odwróciłem się, żeby poszukać wzrokiem Netta.