Czy ktoś na codzień dostrzega cichy płacz prostytutki, lęk złodzieja, sumienie mordercy? Tutaj gra się na jedną kartę twardą bezwzględnością na pokaz lub z przekonania, lub jak czynią prawdziwi złoczyńcy udają przyjaźń by zaatakować najmocniej, tych, których udało im się oszukać. Innej strony twarzy nie można odkryć, to byłby koniec prawa wstępu do piekieł.
Raz w tygodniu doznawałam poszerzenia świadomości z nową porcją kokainy. Tak długo byłam w stanie siedzieć na dnie depresji i rozdrażnienia, kiedy cały świat prowokował do śmiertelnego ataku. Wpływałam z kolejnym zastrzykiem w ramiona przeróżnych mężczyzn, spragnionych miłosnego uniesienia lub niezwykłego wyuzdania. Moje seksualne biopole rozszerzało się do praktyk Corezza włącznie. Był jeden mężczyzna, którego erekcja trwała godzinami. Ciągła zmiana mężczyzn zaczęła mnie wyczerpywać, lecz musiałam mieć coraz więcej pieniędzy. Handlarz natychmiast odpowiada na zwiększone zapotrzebowanie podnosi cenę, bo wie, że i tak zapłacisz.
Sformalizowane instytucje przestały mnie poszukiwać w pewnym momencie. „Zero kontaktu” jak mawiają psychiatrzy „afekt blady połączony z mutyzmem”. To dobry rodzaj samoobrony, kiedy chcesz się odłączyć. Nie polecam nastolatkom, można zginąć.
Szef komisariatu z reguły wypuszczał mnie z aresztu po 6 godzinach, kiedy zaczynałam się rozpływać. Miał niewielki wybór.
Wymyśliłam sobie. Tylko ta pieprzona śmierć jest realna. Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie pojawił się smród. Przestałam odczuwać potrzebę mycia się. A później przychodził napad sprzątania, prałam, wietrzyłam pościel, zmywałam zasuszoną spermę, usiłowałam ugotować sobie obiad. Świeże powietrze źle czuło się w moim mieszkaniu i ulatywało przez mury, które także były przeciwko mnie.
Nie pamiętam, co pisałam na poprzednich stronach. Zamieram jak jaszczurka przyłapana na otwartej przestrzeni. Wierzyłam, że danej wiosny uda mi się wyjechać w nieznane krainy, gdzie nikt nie będzie mnie pokazywał palcem lub przeklinał na niedzielnych kazaniach. Jak prosto jest wyrzec się drugiego, odejść.
Usiłowałam podpalić swój dom. Nie udało się.
Raz byłam w ciąży. Płód wyjątkowo silny, sam nie chciał odejść, mimo że byłam całkowicie wyczerpana, z anemią, z początkami obłędu. To dziwne, że ten ostatni miesiąc życia jest taki jasny i oczywisty, A więc płód rozwijał się prawidłowo i radośnie. Kto jest ojcem? Oto pytanie Hamlecie. Dziesięć tygodni wcześniej miałam osiemnastu partnerów i każdy z nich mógł zasiać zdradzieckie ziarno. Miliony złośliwych plemników zaatakowały komórkę jajową i oto rozpoczęło się życie, nikomu niepotrzebne. Gdzieś w głębokiej podświadomości przemknęła mi szaleńcza myśl, że dziecko byłoby moim ocaleniem, lecz błyskawicznie ją zabiłam.
Ginekolog od razu zapytał, czy chcę usunąć ciążę, jakby chodziło w wyrwanie zęba czy obcięcie paznokci. Kiwnęłam obojętnie głową. Siady po nakłuciach upoważniały go do ironii i bezczelnego zachowania. Podszczypując mnie na fotelu ginekologicznym, opuścił spodnie i odbył ze mną stosunek.
Miałam wtedy dużo pieniędzy, mogłam zapłacić za zabieg, część klientów stanowili Arabowie, którzy mieli zmyślne wymagania i solidnie bili. Sama operacja odbyła się w szpitalu. Stała się dla mnie czymś ważnym, może najistotniejszym oto mordowałam własne dziecko. Nie ma gorszej zbrodni, potem można uczynić wszystko. Inne kobiety także przybyły pozbyć się problemu. Pociąg śmierci na sali operacyjnej podążał w przepaść, do słoja z formaliną lub do kosza na śmieci i dalej do krematorium szpitala.
W szpitalu cierpienie jest codziennością, jak oddychanie czy oddawanie stolca. Czy może być coś bardziej pospolitego od śmierci?
Jeszcze się mnie nie obawiano, jeszcze nikt nie słyszał o AIDS, była to cisza przed burzą. Sądzę, że dlatego się uratowałam przed zarażeniem wirusem HIV, ponieważ w pewnym momencie stałam się aseksualna, a przez to samotna. I nie używałam wspólnych igieł i strzykawek.
Słuchałam przez kilka dni opowieści kobiet kochanych i kochających, które chwilowy los zamienił w morderczynie, bez udziału współwinnego nieszczęścia.
Po zabiegu odczułam niespodziewany spokój, jakby dziecko miało wnieść w moje życie nowy rodzaj cierpienia czy samozagłady.
I zaczęło się. Zaczęłam sobie wyobrażać mego syna, znałam płeć mego dziecka. Zdecydowanie mordercą nie może być istota o tak wybujałej wyobraźni, tak namacalnej, rzutującej obrazy jak projektor filmowy. Wina za wszystkie wyskrobane dzieci na całym świecie osaczała mnie coraz mocniej.
Dawki kokainy rosły.
Miliardy poronionych sztucznie płodów wzywało mnie w sennych marach, zawodząc niczym nimfy z mitycznych rzek. Kara poprzez uduszenie sterylnymi szczypcami, rozerwanie drobnego ciałka skalpelem.
Byłam nim, byłam moim nienarodzonym synkiem. Miałam przytwierdzone do nóg i rąk kule metalowe z łańcuchami, osadzone w dybach. Oddech dławiła oleista kula wpychana od strony odbytu. Wszystko odbywało się na centralnym placu miasta, w miejscu dawnych straceń czarownic i zbrodniarzy.
Miałam ulubiony hotel, gdzie mężczyźni czekali na mnie co wieczór, lubiący coolsex. Na świecie istnieją miliony mężczyzn, którzy jedynie pragną rozładować napięcie, gnani przez popędy w moje ramiona, skazani na prostytutki i domy publiczne przez marność natury, a raczej z niemożnością zapanowania nad nią. Są jak naładowane dynamitem tulejki podnieta, zapłon, wyładowanie, ulga. Traktowali mnie zawsze z wyższością, wręcz pogardliwie jako najgorszy gatunek dziwki.
Szpryca zrobi wszystko by zdobyć pieniądze na narkotyk.
Lubieżny mężczyzna kojarzył mi się z bezzębnym uśmiechem idioty, śliniący się i atakujący. Czasami któryś z nich silił się na gest czułości albo ojcowskie upomnienia, lecz tylko po przeżyciu orgazmu.
Nigdy nie trafiłam na tę drugą połowę mężczyzn, którzy utrzymują się w monogamii. To dziwne, lecz teraz, kiedy nadchodzi kres, głód narkotyku jest mniej wyraźny, mniej zaborczy. Rozumiem ich, oni seks, ja kokainę. Proste.
Muszę przerwać pisanie. Muszę wcisnąć trochę leku w niewidzialne mięśnie. Mój bunt, jeżeli w ogóle to był bunt, miał charakter metafizyczny, był całkowitym zaprzeczeniem sensu istnienia.
Opad z zielonej chmurki. Stany trzeźwienia były przebudzeniem ze zbyt wielu snów. W odurzeniu zmieniający się koloryt świata oślepiał i nawet najprostsze rzeczy zdawały się być piękne i olśniewające, na przykład tłusta plama na ubraniu wprowadzała mnie w zachwyt nad boskimi arkanami tajemnej sztuki. Albo szczyny na klatce schodowej stawały się życiodajnym źródłem, które odradza wędrowca po trudach podróży. Już wtedy przeczuwałam u siebie talent malarski. Dusze ludzkie były piękne, a twarze łagodne, nawiedzane dobrocią aniołów. Szumy i trzaski nabrzmiewały niebiańskimi symfoniami. Oto ŻYCIE.
Popadałam na całe dnie w całkowity bezruch, przeżywałam nieistniejące natchnienia. Kochałam wszystko i każdego człowieka.
Uczucie nienawiści zanika w momencie wpuszczenia kokainy do żyły, gdzieś tak w połowie pełnej strzykawki, lek osacza pewne ośrodki w mózgu i eliminuje wszelki lęk. Żołądek wypełnia się powietrzem niczym balon z dziecięcych zabaw, jest lekko, jest dobrze. Chwile bezpieczeństwa.
Ćpuny opiatowe zawsze się ze mnie naśmiewały Twierdziły, że jedynie ich narkomania jest prawdziwa. Nie rozróżnia się głodu fizycznego, z czym się nie zgadzam. Są zmiany biochemiczne, które są nieodwracalne. Tak samo za jedną działkę się zabijam, zdradzam, oddaję ciało do rozprzedania na bazarach rozpusty.