— Dość, Jefferson — przerwał mu Nick. — Mamy robotę. Niedługo prawie południe, a nam ciągle brakuje przynajmniej pół godziny, żeby się przygotować do wypłynięcia. Nawet nie wiemy, co panna Dawson chce robić.
— Wystarczy Carol — powiedziała. Przerwała na chwilę, taksując dwóch stojących przed nią mężczyzn. Niech już będzie, myślała, przynajmniej nikt nie będzie niczego podejrzewał, jak będę z tymi dwoma. — Powiedziałam w biurze, że chciałabym wyruszyć trochę popływać i ponurkować, ale to tylko część prawdy. Tak naprawdę chcę się dostać tutaj i poszukać wielorybów. — Z plażowej torby wyciągnęła złożoną mapę i w Zatoce Meksykańskiej, na północ od Key West, wskazała im obszar wielkości jakichś dziesięciu mil kwadratowych.
Nick zmarszczył brwi. Troy spojrzał na mapę znad ramienia Carol. — Na tym obszarze wystąpiły ostatnio liczne anomalie w zachowaniu wielorybów, w tym znaczące liczebnie wypłynięcie na plażę w Deer Key dzisiaj rano — ciągnęła Carol. — Chcę sprawdzić, czy w ich zachowaniu znajdę jakąś regułę. Może będę potrzebowała trochę ponurkować, więc jeden z was będzie mi musiał towarzyszyć. Liczę, że przynajmniej jeden z was ma licencję nurka i że macie na pokładzie sprzęt do nurkowania?
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
Carol poczuła, że powinna usprawiedliwić się. — Tak naprawdę… jestem reporterem — powiedziała wyjaśniająco, — Pracuję dla Miami Herald. Dziś rano zrobiłam materiał o wielorybach w Deer Key.
Troy odwrócił się do Nicka: — No, profesorze, mamy tu chyba prawdziwy czarter. Ktoś tu mówi, że ona chce poszukać wielorybów w Zatoce Meksykańskiej. Co ty na to? Powinniśmy przyjmować od niej pieniądze?
Nick wzruszył obojętnie ramionami i Troy wziął to za zgodę. — W porządku, aniołku — zwrócił się do Caroł — za pół godziny będziemy gotowi. Jeżeli rzeczywiście trzeba, to obaj jesteśmy licencjonowanymi nurkami. Swój sprzęt mamy na pokładzie i możemy wziąć jeszcze dla ciebie. No więc zapłać Juliannę przy biurku i zabierz swoje rzeczy.
Troy odwrócił się i poszedł na dziób łodzi do sterty sprzętu elektronicznego. Wziął jedno z pudełek z częściowo odsuniętą pokrywą i zaczął przy nim majsterkować. Nick wyciągnął następne piwo z lodówki. Carol stała bez ruchu.
Po jakichś dwudziestu sekundach Nick zauważył, że nadal tam była. — No, — powiedział zamykając rozmowę — Troy ci nie powiedział? Nie będziemy gotowi wcześniej niż za pół godziny. — Odwrócił się i poszedł na tył łodzi.
Troy zerkał znad swojej pracy. Rozbawiło go starcie, do jakiego właśnie doszło między Nickiem i Carol.
— Czy zawsze jest taki przyjemny? — zapytała Troya wskazując głową w kierunku Nicka. Nadal uśmiechała się, ale ton jej głosu zdradzał pewną irytację. — Mam trochę sprzętu, który chciałabym zabrać na pokład. Możesz mi w tym pomóc?
Trzydzieści minut później Troy i Carol powracali na Florida Queen. Troy uśmiechał się i pogwizdywał „Zippity DoDah”. Ciągnął wózek, na którym spoczywała załadowana torba. Ledwie mógł się doczekać wyrazu twarzy Nicka, gdy zobaczy „trochę sprzętu” Carol. Był podniecony rozwojem wypadków. Wiedział, że wcale nie było to takie przypadkowe wynajęcie łodzi na popołudnie. Reporterzy, nawet ci najlepsi (a poczta pantoflowa Troya szybko poinformowała go, że Carol nie była taką sobie po prostu reporterką), nie mają na co dzień dostępu do takiego sprzętu, jaki ona miała ze sobą. Troy był już pewien, że historia z wielorybami to jedynie przykrywka. Ale nie zamierzał jeszcze niczego mówić; postanowił cierpliwie zaczekać na rozwój wydarzeń.
Troyowi spodobała się ta pewna siebie młoda kobieta.
Nie było w jej zachowaniu żadnych uprzedzeń ani wyższości. No i miała poczucie humoru. Po otwarciu tylnych drzwi swego samochodu pokazała mu pojemnik pełen sprzętu.
Troy dowiódł Carol, że naprawdę zna się na elektronice.
Od razu rozpoznał znaki MOI na oceanicznym teleskopie Dale’a i nawet odgadł znaczenie skrótu MOIIPL a także rodzaj systemu przechowywania danych. Gdy poprosił ją o wyjaśnienie, Carol po prostu roześmiała się i powiedziała: — Przecież muszę się czymś posłużyć szukając wielorybów. Co mam powiedzieć?
Załadowali wózek sprzętem i potoczyli go przez parking.
Carol najpierw nieco speszyło to, że Troy rozpoznał pochodzenie sprzętu i że zadawał jej sondujące pytania (z którymi zręcznie sobie radziła dzięki wymijającym odpowiedziom — pomógł jej fakt, że Troy chciał wiedzieć przede wszystkim, jak działa elektroniczny sprzęt a ona po prawdzie nie miała o tym zielonego pojęcia). Jednak w trakcie rozmowy uspokoiła się. Intuicja podpowiadała jej, że Troy jest sprzymierzeńcem i że można liczyć na jego dyskrecję.
Carol jednak nie uwzględniła kontroli bezpieczeństwa w zarządzie przystani. Nowa przystań oferowała właścicielom łodzi nieporównywalny z innymi system bezpieczeństwa. Każda osoba, która wchodziła lub wychodziła z przystani, musiała przejść przez skomputeryzowane bramy przylegające do budynku zarządu. Pełną listę poszczególnych wejść i wyjść wraz z godziną przejścia przez bramę wydrukowywano każdej nocy i przechowywano w kartotekach biura bezpieczeństwa — środek ostrożności w razie doniesień o jakichś wzbudzających podejrzenie czy nieszczęśliwych wydarzeniach.
Wejścia i wyjścia ze sprzętem również rutynowo sprawdzano (i odnotowywano), by zapobiec kradzieży kosztownego wyposażenia elektronicznego oraz innego sprzętu.
Gdy po przyjęciu opłaty za wynajem jachtu Juliannę poprosiła, aby na kartce spisać zawartość zamkniętego pojemnika, Carol zdenerwowała się lekko. Ostro jednak zaprotestowała, kiedy wezwany szef bezpieczeństwa, typowy bostoński policjant irlandzkiego pochodzenia w stanie spoczynku, który osiadł na terenie Key West, chcąc sprawdzić zawartość pojemnika, zmusił Carol, by go otworzyła.
Sprzeciwy oraz próba pomocy ze strony Troya były daremne. Reguły obowiązują wszystkich.
Pojemnik otwarto w głównym pomieszczeniu zarządu przystani, jako że wózek był zbyt duży, by mógł przejść przez drzwi. Paru zdziwionych przechodniów, w tym miła, bodaj czterdziestoletnia kobieta o imieniu Ellen (Troy skądś ją znał, była pewnie właścicielką jednej z łodzi, pomyślała Carol), nadeszło i przyglądało się, jak oficer O’Rourke uważnie porównywał zawartość pojemnika z przygotowaną przez Carol listą. Była nieco wytrącona z równowagi, gdy wraz z Troyem pchała wózek nabrzeżem w kierunku Flor idą Queen. Miała nadzieję, że zwróci na siebie jak najmniej uwagi i teraz była na siebie zła, że nie przewidziała kontroli bezpieczeństwa. Tymczasem Nick, po wykonaniu kilku rutynowych przygotowań na lodzi i po otworzeniu kolejnego piwa, z powrotem pogrążył się w meczu koszykówki. Jego ukochany Harvard przegrywał teraz z Tennessee. Pogwizdywanie Troya Nick usłyszał dopiero wtedy, gdy członek jego załogi i Carol znajdowali się w odległości zaledwie kilku jardów.
— Jezu — Nick odwrócił się — już myślałem, że zginęliście… — głos mu zamarł, gdy zobaczył wózek z pojemnikiem. — Co to za rupiecie?
— To sprzęt panny Dawson, profesorze — odpowiedział Troy z szerokim uśmiechem. Dopadł do torby chwytając najpierw duży cylindryczny, błyszczący przedmiot na podpórce. Miał około dwóch stóp długości i ważył około dwunastu funtów. — To na przykład jest, jak mi mówiła, oceaniczny teleskop. Tymi uchwytami mocujemy to do dna łodzi i teleskop robi zdjęcia, które pokazują się na tym monitorze i przechowywane są w innym urządzeniu…
— Dość. — Nick kategorycznie przerwał Troyowi.
Wszedł na pomost i z niedowierzaniem wpatrywał się w pojemnik. Kręcił głową i spoglądał to na Troya, to na Carol.