– Lon, kto prowadził przesłuchania dziś rano? – spytał Rhyme.
Banks stłumił śmiech.
– Chłopcy Twardziele.
Uśmiech zniknął z twarzy Banksa, gdy Rhyme rzucił piorunujące spojrzenie.
– Detektywi Bedding i Saul, sir – dodał szybko.
Sellitto też się uśmiechnął.
– Chłopcy Twardziele. Wszyscy ich tak nazywają. Nie znasz ich, Linc. Są z wydziału zabójstw, ze śródmieścia.
– Są do siebie bardzo podobni – wyjaśnił Banks. – Ich sposób mówienia jest trochę śmieszny.
– Nie potrzebuję komediantów.
– Nie, oni są dobrzy – zaznaczył szybko Sellitto. – Najlepsi wywiadowcy, jakich mamy. Pamiętasz tego bydlaka, który w ubiegłym roku porwał w Queens ośmioletnią dziewczynkę? Bedding i Saul prowadzili śledztwo. Przeprowadzili wywiady ze wszystkimi mieszkańcami w okolicy. Zgromadzili dwa tysiące dwieście zeznań. Ocalili ją. Gdy dziś rano dowiedzieliśmy się, że znaleziono zwłoki porwanego mężczyzny, Wilson właśnie ich skierował do prowadzenia śledztwa.
– Co oni teraz robią?
– Szukają świadków w okolicy torów kolejowych. Usiłują się też czegoś dowiedzieć o kierowcy taksówki.
Rhyme wrzasnął na Thoma znajdującego się na korytarzu:
– Dzwoniłeś do Bergera? Oczywiście, że nie. Czy wiesz, co znaczy słowo niesubordynacja? W końcu zrób coś dla mnie. Weź ten raport i odwracaj strony. – Spojrzał na urządzenie. – Cholerna maszyna.
– Nie jesteśmy dzisiaj w dobrym nastroju? – odciął się Thom.
– Podnieś go wyżej. Razi mnie światło.
Czytał kilka minut, potem uniósł wzrok.
Sellitto rozmawiał przez telefon, ale Rhyme mu przerwał:
– Niezależnie od tego, co zdarzy się o trzeciej, musimy znaleźć drugie miejsce przestępstwa. Potrzebuję kogoś, kto by się tym zajął.
– Dobrze – powiedział Sellitto. – Zadzwonię do Perettiego. Będzie niezadowolony, że nic o tym nie wiedział.
Rhyme chrząknął.
– Czy ja prosiłem o Perettiego?
– Ale to złoty chłopiec wydziału – powiedział Banks.
– Nie jest mi potrzebny – mruknął Rhyme. – Potrzebuję kogoś innego.
Sellitto i Banks wymienili spojrzenia. Starszy detektyw uśmiechnął się i musnął swoją pogniecioną koszulę.
– Kogokolwiek potrzebujesz, dostaniesz. Pamiętaj, jesteś królem dnia!
T.J. Colfax, „uciekinierka” z gór wschodniej części Tennessee, absolwentka nowojorskiej szkoły biznesu, szybka jak błyskawica maklerka giełdowa, obudziła się z głębokiego snu. Splątane włosy przykleiły się do jej policzków – pot zalewał jej twarz, szyję, pierś.
Wpatrywała się w czarne oko: otwór w zardzewiałej rurze, znajdującej się piętnaście centymetrów od jej twarzy. Rurze, z której wyjęto zawór.
Nosem wdychała wypełnione zapachem pleśni powietrze – usta wciąż miała zaklejone taśmą. Czuła gorzki smak plastiku i ciepłego kleju.
Co z Johnem? – zastanawiała się. Gdzie on jest? Starała się nie myśleć o głośnym huku, który słyszała nocą w piwnicy. Wychowała się we wschodnim Tennessee i znała odgłos wystrzałów.
Proszę, modliła się za swojego szefa. Nie pozwól, żeby coś mu się stało.
Zachowaj spokój, pouczała samą siebie. Zanim zaczniesz płakać, przypomnij sobie, co się wydarzyło.
W piwnicy, po tym jak usłyszała wystrzał, wybuchła płaczem i szlochając, omal się nie udusiła.
Uspokój się.
Patrz na czarne oko w rurze. Wyobrażaj sobie, że mruga do ciebie. Oko anioła stróża.
T.J. siedziała na podłodze, otoczona plątaniną rur, kabli, przewodów. Gorąco jak w piekle. Wszędzie kapała woda, ze starych belek nad nią zwisały stalaktyty.
Piwnicę oświetlało kilka małych żarówek. Bezpośrednio nad jej głową znajdowała się tablica ostrzegawcza. Nie mogła jej odczytać, widziała jedynie czerwoną obwódkę i wykrzyknik na końcu ostrzeżenia.
Zaczęła się szamotać, ale kajdanki zaczęły wrzynać się w przeguby. Z jej gardła wydobył się desperacki krzyk – krzyk rannego zwierzęcia. Jednak nikt nie mógł jej usłyszeć: miała zaklejone usta, a wokół hałasowała pracująca maszyneria.
Czarne oko patrzyło na nią. Uratujesz mnie, prawda? – zapytała w myślach.
Nagle usłyszała szczęk, jakby ktoś w oddali uderzył w stalowy dzwon. Przypominał odgłos wydawany przez zamykane metalowe drzwi. Wydobywał się z otworu w rurze, z zaprzyjaźnionego oka.
Szarpnęła kajdankami, usiłując wstać. Uniosła się jednak tylko kilka centymetrów.
Okay, nie panikuj. Uspokój się. Wszystko skończy się dobrze.
Usiłowała odczytać ostrzeżenie. Wyprostowała się trochę i przekrzywiła głowę. Teraz pod kątem mogła zobaczyć wyrazy.
Och, nie. Jezu…
Łzy znów napłynęły do jej oczu.
Przypomniała sobie matkę: jej zaczesane do tyłu włosy, okrągłą twarz, chabrowy fartuch, w którym chodziła po domu. Szeptała: „Wszystko będzie dobrze, kochanie. Nie martw się”.
Ale nie wierzyła jej słowom.
Wierzyła słowom ostrzeżenia.
„Uwaga niebezpieczeństwo! Przegrzana para pod wysokim ciśnieniem. Nie usuwać zaworu. W razie awarii wezwać służby techniczne. Uwaga niebezpieczeństwo!”.
Czarne oko gapiło się na nią. Wlot do środka rury z przegrzaną parą. Patrzyło wprost na jej różową skórę na piersiach. Z rury wydobyło się zgrzytanie metalu o metal. Ktoś odkręcał zawory.
Tammie Jean Colfax zaczęła płakać i krzyczeć. Usłyszała kolejne zgrzyty i uderzenia młotkiem. Następnie z daleka zaczął dochodzić cichy pomruk. Patrzyła przez łzy na czarne oko. Wydawało się jej, że mrugnęło.
Rozdział piąty
– Zatem sytuacja jest następująca: mamy ofiarę porwania i nieprzekraczalny termin: godzinę trzecią po południu – oznajmił Lincoln Rhyme.
– I nikt nie żąda okupu – uzupełnił Sellitto i odszedł na bok, by odebrać telefon.
– Jerry, powiedz wszystkim, co znaleziono dziś rano – Rhyme zwrócił się do Banksa.
Już dawno w ciemnym pokoju Rhyme’a nie kręciło się tylu ludzi. Po wypadku wpadali czasami bez zapowiedzi przyjaciele (oczywiście zawsze był w domu), ale szybko ich zniechęcił. Przestał odbierać telefony i coraz bardziej zaczął pogrążać się w samotności. Czas spędzał, pisząc książkę, a gdy nie miał natchnienia, czytał. Oglądał też wypożyczone filmy, telewizję, słuchał muzyki. Po pewnym czasie przestały go interesować telewizja i radio. Godzinami gapił się na reprodukcje obrazów, które kazał umieścić na ścianie naprzeciw łóżka. W końcu i to mu się znudziło.
Samotność.
Teraz ją utracił i bardzo tego żałował.
Po pokoju w napięciu chodził Jim Polling. Wprawdzie Lon Sellitto był oficerem prowadzącym śledztwa w sprawach morderstw, ale sprawa taka jak ta wymagała kogoś starszego rangą. Kapitan Polling zgłosił się na ochotnika. Ucieszyło to bardzo szefa policji i szefów wydziałów. Sprawa była bardzo poważna i mogła zakończyć się złamaniem wielu karier. Teraz będą dystansować się od sprawy i używając takich słów jak: „oddelegowany”, „wyznaczony”, „zasięgnąć rady”, skierują dziennikarzy do Pollinga. Rhyme nie mógł zrozumieć, że można zgłosić się jako ochotnik do prowadzenia takiego śledztwa.
Ale Polling nie był zwykłym policjantem. Niski mężczyzna rozpoczynał karierę w okręgu Midtown North. Po pewnym czasie stał się znanym detektywem zajmującym się tropieniem morderców, odnosił sukcesy. Wybuchowy temperament doprowadził go do kłopotów: zastrzelił nieuzbrojonego przestępcę. Zapomniano o tym jednak, gdy aresztował Shepherda – seryjnego mordercę policjantów (w czasie tego śledztwa Rhyme miał wypadek). Awansował do stopnia kapitana. Przeszedł przemianę: zrzucił dżinsy i włożył ubrania od Brooks Brothers (dzisiaj miał na sobie mało elegancki granatowy garnitur od Calvina Kleina). Zaczął robić karierę. Zamierzał dostać się do „pluszowego zakątka” w biurze policji.