Выбрать главу

– Do diabła, wchodzą w grę miliony fabryk i hurtowni – powiedział Banks.

– Nie sądzę – odparł Rhyme. – Śruba jest cenną wskazówką. Inaczej by jej nie podrzucał. Ten typ śrub nie jest produkowany w wielu fabrykach. Jestem tego pewien.

Sellitto znowu zadzwonił. Rozmawiał kilka minut.

– Lincoln, przydzielono nam czterech ludzi. Gdzie możemy znaleźć spis fabryk?

– Wyślij jednego z nich na Czterdziestą Drugą – odpowiedział Rhyme. – Do biblioteki publicznej. Mają tam książkę adresową: spis przedsiębiorstw. Pozostali niech przeszukają książki telefoniczne.

Sellitto wydał polecenie przez telefon.

Rhyme spojrzał na zegarek. Było wpół do drugiej.

– A teraz azbest.

Przez chwilę słowo „azbest” zaświeciło się jak żarówka w jego mózgu. Poczuł szarpnięcie. Skąd ta reakcja? Zapewne niedawno coś czytał lub słyszał o azbeście. Kiedy? Człowiek leżący w łóżku i czekający na śmierć traci poczucie czasu. Być może było to dwa lata temu.

– Co wiemy o azbeście? – zadumał się. Nikt nie odpowiedział, ale nie miało to znaczenia. Odpowiedział sam. Często tak robił. Azbest jest polikrzemianem o budowie łańcuchowej lub wstęgowej. Podobnie jak szkło jest niepalny.

Gdy Rhyme prowadził badania na miejscu przestępstwa – współpracując z antropologami i odontologami – często stykał się z azbestem. Używany był kiedyś do izolowania budynków. Pamiętał jeszcze specyficzny smak w ustach: podczas poszukiwań wkładali maski. Przypomniał sobie, że trzy i pół roku temu w czasie usuwania azbestu na stacji metra przy ratuszu robotnicy znaleźli ciało jednego z policjantów zamordowanych przez Dana Shepherda. Znajdowało się w hali generatorów. Gdy Rhyme schylił się, by zdjąć włókno azbestu z niebieskiej kurtki policjanta, usłyszał trzask pękającej dębowej belki. Maska uratowała mu prawdopodobnie życie – bez niej udusiłby się pyłem.

– Może zawiózł porwaną do miejsca, w którym usuwa się azbest, lub na teren rozbiórki – powiedział Sellitto.

– Być może – zgodził się Rhyme.

– Zadzwoń do Federalnej Agencji Ochrony Środowiska. Zapytaj o miejsca, w których usuwany jest azbest – Sellitto wydał polecenie asystentowi.

Detektyw natychmiast wykonał polecenie.

– Bo – Rhyme zwrócił się do Haumanna – czy grupy operacyjne są gotowe do działania?

– Tak, gotowe do akcji – odpowiedział dowódca oddziału szybkiego reagowania. – Jednak muszę powiedzieć, że połowa moich ludzi została przydzielona do ochrony konferencji. Podlegają teraz służbom specjalnym i ochronie ONZ.

– Mam informacje z Federalnej Agencji Ochrony Środowiska – oznajmił Banks i ruchem ręki przywołał Haumanna.

Gdy Haumann rozwinął jedną z map operacyjnych, coś z łoskotem spadło na podłogę.

Banks aż odskoczył.

– Jezu!

Rhyme z łóżka nie mógł dostrzec, co spadło. Haumann zawahał się, a po chwili schylił się i podniósł wybielały fragment kręgosłupa. Położył go z powrotem na stół.

Wszyscy spojrzeli na Rhyme’a, ale on nic nie powiedział na temat kości. Podczas gdy Banks odbierał informacje przez telefon, pochylony nad mapą Haumann zaznaczał miejsca, w których usuwano azbest. Znajdowały się we wszystkich pięciu dzielnicach Nowego Jorku. Było ich dużo. Nie nastrajało to optymistycznie.

– Trzeba ograniczyć liczbę potencjalnych miejsc przestępstwa. Przyjrzyjmy się więc piaskowi. – Rhyme zwrócił się do Coopera: – Obejrzyj go pod mikroskopem. Powiesz mi, co na nim znalazłeś.

Sellitto podał kopertę z piaskiem Cooperowi, który wysypał go do emaliowanej kuwety. Nad połyskującym piaskiem uniósł się pył. Z koperty wypadł też kamień.

Rhyme poczuł ucisk w gardle. Nie był spowodowany reakcją na to, co zobaczył: nie wiedział jeszcze, jakie znaczenie dla śledztwa będzie miał ten kamień. To impuls nerwowy wysłany z mózgu do bezwładnej ręki zatrzymał się w połowie drogi. Rhyme chciał chwycić pióro. Nie doznał takiego uczucia już od roku. Omal się nie rozpłakał. Jedynym pocieszeniem było wspomnienie buteleczki z Seconalem i plastikowego worka, które miał ze sobą doktor Berger. Wspomnienie to wraz z aniołem stróżem unosiło się w pokoju.

Chrząknął.

– Zbadaj go.

– Co? – zapytał Cooper.

– Kamień.

Sellitto spojrzał pytająco na Rhyme’a.

– Kamień mi tutaj nie pasuje – powiedział Rhyme. – Chcę wiedzieć, po co i skąd się tu znalazł.

Pincetą z porcelanowymi końcówkami Cooper podniósł kamień z piasku. Nałożył okulary ochronne i oświetlił kamień promieniami z PoliLight. Urządzenie składało się z zasilacza wielkości akumulatora do samochodu i niewielkiej lampy.

– Nic – oświadczył Cooper.

– VMD?

VMD, czyli próżniowe napylanie metali, jest najskuteczniejszą metodą wykrywania śladów na gładkich powierzchniach. Badany przedmiot umieszcza się w komorze próżniowej i odparowuje złoto lub cynk. Na powierzchni osadza się warstewka metalu, która umożliwia precyzyjną identyfikację śladów.

Jednak Cooper nie miał przy sobie urządzenia VMD.

– Co tutaj masz? – zapytał niezadowolony Rhyme.

– Czerń sudańską, stabilizatory, jod, DFO…

Miał też ninhydrynę do zbierania odcisków z porowatych powierzchni oraz Super Glue – z gładkich. Rhyme przypomniał sobie, jaką sensację przed kilkoma laty wywołało przypadkowe odkrycie dokonane przez technika pracującego w laboratorium Sił Lądowych Stanów Zjednoczonych w Japonii. Sklejając rozbitą kamerę, zaskoczony technik zauważył, że pary kleju dają wyraźniejszy obraz odcisków palców niż większość używanych do tego celu substancji chemicznych. Tę metodę zastosował teraz Cooper. Korzystając z pincety, włożył kamień do małej szklanej komory. Na płytce grzejnej wewnątrz umieścił niewielką ilość kleju. Włączył zasilanie. Po kilku minutach wyjął kamień.

– Coś mamy – powiedział. Posypał kamień luminoforem i skierował na niego wiązkę promieniowania ultrafioletowego z PoliLight. Odcisk stał się dobrze widoczny.

Cooper zrobił zdjęcie polaroidem. Pokazał je Rhyme’owi.

– Bliżej. – Rhyme zmrużył oczy, gdy przyglądał się zdjęciu. – Tak! – Cooper obracał je w palcach.

Ujawnione linie były szersze, niż gdyby przestępca dotknął kamienia. Rhyme bez trudu to rozpoznał.

– Spójrz. Co to jest? Ta linia… – Nad odciskiem widać było niewyraźny półokrągły znak.

– Wygląda jak…

– Tak, ślad zrobiony przez jej paznokieć – dokończył Rhyme. – Zazwyczaj nie zostawiamy takich odcisków. Podrzucił kamień, gdyż był przekonany, że będziemy go dokładnie badać.

– Dlaczego to zrobił? – zapytała Sachs.

Po raz kolejny Rhyme zirytował się, że policjanci mają kłopoty z kojarzeniem faktów.

– Po pierwsze, mówi nam, że ma w swoich rękach kobietę. Na wypadek gdybyśmy nie znaleźli związku między jej porwaniem a zwłokami odkrytymi dziś rano.

– Ale dlaczego nam to mówi? – spytał Banks.

– Wchodzi do gry – powiedział Rhyme. – Podbija stawkę. Chce nam przekazać, że kobieta jest w niebezpieczeństwie. Wartościuje ofiary, tak jak my, chociaż się do tego nie przyznajemy…

Rhyme spojrzał na dłonie Sachs. Zaskoczyło go, że ta piękna kobieta ma zniszczone palce. Cztery z nich były zabandażowane. Na jednym palcu znajdowała się zakrzepła krew. Kilka paznokci miała ogryzionych. Zauważył też, że naskórek pod brwiami był zaczerwieniony. Zapewne wyskubuje brwi, pomyślał. Miała też zadrapanie przy uchu. Zachowania autodestrukcyjne. Można się niszczyć nie tylko pigułkami i armaniakiem.

– Poza tym ostrzega nas: Coś wiem na temat badania miejsc przestępstw. Nie zostawię żadnych śladów. Nic nie znajdziecie – kontynuował Rhyme. – Na pewno tak myśli. Ale my go znajdziemy. Jestem tego pewny.