– Rhyme? Lepszy. Rocznie prowadził czterysta spraw. Dwa razy więcej, niż wynosi przeciętna. Nawet wtedy, gdy kierował wydziałem. Peretti jest sympatycznym człowiekiem, ale prowadzi jedną sprawę na dwa tygodnie i tylko takie, którymi interesują się media. Nie usłyszała tego pani ode mnie.
– Tak jest.
– Rhyme osobiście prowadził badania na miejscu przestępstwa. W chwilach wolnych spacerował.
– Co robił?
– Chodził po mieście, oglądał. Przeszedł tysiące kilometrów. Nie było zakątka, do którego by nie zajrzał. Kupował rzeczy, zbierał rzeczy, gromadził rzeczy.
– Jakie rzeczy?
– Wszystko, co mogłoby stanowić standardy przy ewidencji śladów. Śmieci, jedzenie, czasopisma, piasty, buty, książki medyczne, leki, rośliny… Opisywał je i wciągał do katalogu. Gdy znaleziono jakieś ślady, zawsze miał najlepsze pomysły, jak można je wykorzystać, jakie wnioski na ich podstawie można wyciągnąć. Widywało się go wszędzie: w Harlemie, na Lower East Side, w Hell’s Kitchen.
– Jego ojciec był policjantem?
– Nie, naukowcem. Pracował w laboratorium federalnym albo w podobnej instytucji.
– Co Rhyme studiował? Nauki ścisłe?
– Studiował w Champaign. Chemię i historię. Nie wiem, co jeszcze. Gdy go poznałem, jego rodzice już nie żyli. Nie miał rodzeństwa. Wychowywał się w Illinois. Dlatego ma imię Lincoln.
Chciała zapytać, czy jest lub też był żonaty, ale powiedziała:
– To znaczy, że on ma w głowie same…
– Śmiało może pani to powiedzieć.
– Gówna.
Banks się roześmiał.
– Moja matka używała tego określenia – kontynuował Sellitto. – Tak mówiła o ludziach świrniętych. To określenie dobrze opisuje Rhyme’a. On jest świrnięty. Pewnego razu głupi technik rozpylił luminol – reagent do badania krwi – na badanej powierzchni zamiast ninhydryny. Zniszczył w ten sposób odciski palców. Rhyme z miejsca wyrzucił go z pracy. Kiedy indziej, w mieszkaniu, w którym popełniono przestępstwo, policjant skorzystał z ubikacji i spuścił wodę. Rhyme wpadł w szał. Kazał mu zejść do piwnicy i przynieść całą zawartość zbiornika, w którym gromadzono ścieki. – Sellitto się roześmiał. – Policjant, to był oficer, powiedział: „Nie zrobię tego. Jestem porucznikiem”. Na to Rhyme: „Przyjmij do wiadomości, że teraz jesteś hydraulikiem”. Mógłbym opowiadać godzinami. Cholera, funkcjonariuszko, jedzie pani sto trzydzieści na godzinę.
Przemknęli obok Dużego Budynku. Wściekła, pomyślała: Tutaj powinnam być teraz. Spotykać się z policjantami ze swojego wydziału. Brać udział w sesjach treningowych. Siedzieć w klimatyzowanych pomieszczeniach.
Wyprzedziła taksówkę, która przejeżdżała skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Jezu, ale gorąco. Gorący kurz, gorące powietrze, gorące spaliny. Najgorsze godziny dnia w mieście. Ludzie są zdenerwowani, bez powodu wybuchają gniewem. Dwa lata temu obchodziła święta Bożego Narodzenia ze swoim narzeczonym, od 23.00 do północy. Tylko wtedy mogli się spotkać. Siedziała z Nickiem w Centrum Rockefellera na zewnątrz, obok lodowiska. Pili kawę i brandy. Uznali wtedy, że wolą mroźną pogodę niż sierpniowe upały.
W końcu, jadąc Perłową, dostrzegła stanowisko dowodzenia. Zaparkowała między samochodem Haumanna a wozem oddziału szybkiego reagowania.
– Świetnie pani prowadzi – rzekł Sellitto i wysiadł z samochodu.
Sachs ucieszyła się, zobaczywszy na szybach wozu odciski spoconych palców Banksa, które zostawił, otwierając tylne drzwi.
Wszędzie było widać mundury policjantów z patrolów i oddziału specjalnego. W pobliżu stanowiska dowodzenia znajdowało się pięćdziesięciu-sześćdziesięciu ludzi. Znacznie więcej rozeszło się po dzielnicy. Wydawało się, że cała nowojorska policja zjawiła się tutaj. Sachs pomyślała, że to najlepszy moment na popełnienie przestępstwa.
Haumann podbiegł do furgonetki i zwrócił się do Sellitta:
– Chodzimy od drzwi do drzwi. Pytamy o miejsca prac budowlanych wzdłuż Perłowej. Nikt nic nie wie o usuwaniu azbestu. Nikt nie słyszał żadnego wołania o pomoc.
Sachs zaczęła wysiadać, ale Haumann powiedział:
– Nie, funkcjonariuszko. Musi pani tutaj zostać.
Mimo wszystko wysiadła.
– Tak jest. Kto wydał takie polecenie?
– Detektyw Rhyme. Właśnie z nim rozmawiałem. Ma pani zadzwonić do centrali.
Haumann odszedł, natomiast Sellitto i Banks skierowali się do stanowiska dowodzenia.
– Detektywie Sellitto! – zawołała Sachs. Odwrócił się. – Przepraszam, detektywie. Komu ja podlegam? Komu mam składać meldunki?
– Rhyme’owi – odpowiedział krótko.
Roześmiała się.
– Przecież nie mogę mu składać meldunków.
Sellitto spojrzał na nią chłodno.
– A co z odpowiedzialnością? Procedurami? On jest cywilem. Mogę składać meldunki oficerowi policji.
– Proszę posłuchać. Wszyscy składamy meldunki Rhyme’owi. I wszystko mi jedno, czy jest on cywilem, czy szefem policji, czy może pierdolonym krzyżowcem. Rozumie pani?
– Ale…
– Jeśli pani chce złożyć skargę, proszę to zrobić jutro na piśmie.
Gdy się oddalił, Sachs patrzyła na niego przez chwilę, a potem wróciła na przednie siedzenie furgonetki. Zadzwoniła do centrali. Podała swój kod. Miała czekać na instrukcje.
Uśmiechnęła się, gdy usłyszała kobiecy głos:
– Funkcjonariusz 5885. Proszę być w pogotowiu. Detektyw Rhyme wkrótce się skontaktuje. Detektyw Rhyme.
– Zrozumiałam – zakończyła Sachs. Obejrzała się do tyłu. Zaciekawiło ją, co może być w tych czarnych walizkach.
Czternasta trzydzieści.
W mieszkaniu Rhyme’a zadzwonił telefon. Odebrał Thom.
– Łączniczka z centrali – oznajmił.
– Przełącz.
Głośnik i mikrofon wydały głośne trzaski.
– Detektywie Rhyme, zapewne pan mnie nie pamięta. Pracowałam w wydziale badań i zasobów informacji, gdy pan był szefem. Byłam pracownikiem cywilnym. Emma Rollins.
– Dobrze cię pamiętam, Emmo. Jak dzieci? – Rhyme miał w pamięci korpulentną, pogodną Murzynkę, która utrzymywała piątkę dzieci, pracując na dwóch etatach. Przypomniał sobie jej krótkie palce z wściekłością uderzające w klawisze. Kiedyś rozbiła aparat telefoniczny gorącej linii.
– Jeremy za kilka tygodni rozpoczyna studia, a Dora wciąż gra w filmach albo jej się wydaje, że gra. Z młodszymi wszystko w porządku.
– Lon Sellitto zaangażował cię do tej sprawy?
– Nie. Usłyszałam, że pan będzie prowadził to śledztwo, i zgłosiłam się jako ochotniczka. „Emma bierze tę sprawę” – powiedziałam.
– Co masz dla nas?
– Szukaliśmy fabryk produkujących śruby oraz hurtowni. Pomogły nam litery wytłoczone na główce: „CE”. Śruby te były specjalnie produkowane dla Con Ed.
Cholera. Oczywiście.
– Były znakowane, ponieważ mają nietypową średnicę: piętnaście szesnastych cala oraz dłuższy gwint. Produkowane są przez Michigan Tool i Die w Detroit. Używa ich się tylko w Nowym Jorku do napraw sieci kanalizacyjnej instalowanej sześćdziesiąt-siedemdziesiąt lat temu. Służą do skręcania rur. „Aby młodych małżonków lepiej dopasować do siebie w noc poślubną” – jak powiedział mężczyzna, który mi udzielał informacji. Chciał mnie zawstydzić.
– Kocham cię, Emmo. Będziesz przy telefonie?
– Pewnie.
– Thom! – wrzasnął Rhyme. – To nie działa. Chcę sam rozmawiać przez telefon. Chodzi o aktywator głosu z komputera. Czy mogę go użyć?
– Nie zamawiałeś go.
– Nie zamawiałem?
– Nie.
– Cóż, potrzebuję go.
– Cóż, nie mamy.
– Zrób coś. Chcę sam korzystać z telefonu.