– Jestem – powiedziała do Rhyme’a.
Zaczęła wykonywać polecenia, tak jak została nauczona.
Pobrała materiał zza paznokci, przeczesała włosy na głowie.
Informowała Rhyme’a o wszystkim, co robi.
Nie zwracała uwagi na zmatowiałe oczy.
Nie zwracała uwagi na purpurowe mięśnie.
Starała się nie zwracać uwagi na odór.
– Zdejmij jej ubranie – polecił Rhyme. – Rozetnij je. Połóż papier, żeby niczego nie zgubić.
– Czy przeszukać kieszenie?
– Nie, zrobimy to tutaj. Zawiń wszystko w papier.
Sachs odcięła bluzkę, spódnicę, majtki. Sięgnęła po biustonosz zwisający z czegoś, co kiedyś było piersiami kobiety. Rozpadał się w palcach. Nagle zdała sobie sprawę, co trzyma w ręku i krzyknęła. Była to skóra.
– Amelio? Wszystko w porządku?
– Tak – wysapała. – Nic się nie stało.
– Opisz, czego użył do jej skrępowania.
– Taśma do izolowania przewodów, szerokości pięciu centymetrów. Typowe kajdanki i linka do wieszania bielizny, którą okręcił jej nogi.
– Naświetl promieniami z PoliLight ciało. Mógł jej dotknąć gołymi rękami. Poszukaj odcisków.
– Nic – odezwała się po chwili.
– No dobrze. Teraz przetnij linkę, ale nie supeł. Włóż ją do plastikowego worka.
Gdy Sachs skończyła, Rhyme powiedział:
– Potrzebne są też kajdanki.
– Okay. Mam przy sobie klucz.
– Nie. Nie otwieraj ich.
– Co?
– Na zamku często znajdują się ślady.
– Ale jak inaczej je zdejmę? – Roześmiała się.
– W walizce znajduje się piłka do metalu.
– Mam je przepiłować?
Zapadła cisza.
– Nie kajdanki, Amelio.
– Co ja mam zrobić?… Nie mówisz poważnie. Mam odpiłować dłonie?
– Musisz to zrobić. – Zdenerwowała go jej niechęć.
Mam dość, pomyślała. Sellitto i Polling zwrócili się do wariata o pomoc. Być może ich kariera wisi na włosku, ale ja nie mam zamiaru zabrać się z nimi do tonącej łodzi.
– Zapomnij.
– Amelio, to jest jeden ze sposobów zbierania śladów.
Wydaje się, że mówi rozsądnie. Szukała wymówki.
– Krew z odciętych rąk zaleje miejsce przestępstwa.
– Jej serce już nie bije. Poza tym – mówił głosem telewizyjnego kucharza – krew już zakrzepła.
Znów chwyciły ją mdłości.
– Amelio, weź z walizki piłkę. Znajduje się przy wieku.
– Proszę – dodał po chwili lodowatym głosem. – Dlaczego kazałeś mi wybierać brud zza paznokci? Od razu powinieneś powiedzieć, żebym odcięła jej dłonie!
– Amelio, musimy mieć kajdanki. Otworzymy je u mnie. Nie możemy czekać na lekarza. To musi być zrobione.
Podeszła do drzwi. Z walizki wyjęła piłkę. Spojrzała na zastygłe, skręcone ciało kobiety.
– Amelio? AMELIO?
Na zewnątrz otoczyło ją lepkie, gorące powietrze. Pokryte sadzą budynki przypominały wypalone kości. Nigdy do tej pory Sachs nie była tak zadowolona, że znajduje się poza budynkiem. W jednej ręce trzymała walizkę, a w drugiej piłkę. Słuchawki zwisały z szyi. Nie zwróciła uwagi na tłum przyglądających się jej policjantów i gapiów. Szła w stronę furgonetki.
Gdy przechodziła obok Sellitta, nie zatrzymała się, tylko podała mu – właściwie rzuciła – piłkę.
– Niech przyjedzie i sam to zrobi.
CZĘŚĆ II
Zasada Locarda
W rzeczywistości można tylko raz zbadać miejsce zbrodni.
Vernon J. Geberth, emerytowany major
nowojorskiego debartamentu policji
Sobota, 16.00 – sobota, 22.15
Rozdział dziewiąty
– Proszę postawić się w moim położeniu…
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie ucieleśniał wyobrażenie telewizji o komisarzu policji w dużym mieście. Rzeczywiście nim był. Jasne włosy, kształtna szczęka, okulary w złotych oprawkach, elegancka postawa.
– Jaki ma pani problem, funkcjonariuszko?
Komisarz Randolph C. Eckert spojrzał wzrokiem, który natychmiast Sachs rozpoznała. Był zwolennikiem równouprawnienia w policji: równie surowo odnosił się do policjantów jak policjantek.
– Chcę złożyć skargę – wykrztusiła. – Słyszał pan o porwaniu pasażerów taksówki?
Skinął głową.
– Przeklęta konferencja ONZ. To przez nią. Cały świat patrzy. To nie fair. Ludzie nie mówią o zbrodniach w Waszyngtonie albo w Detroit. No może o Detroit mówią. Ale o Chicago – nigdy. To Nowy Jork skupia na sobie uwagę wszystkich. Richmond ma większy wskaźnik morderstw na tysiąc mieszkańców niż my. Sprawdzałem. Wolałbym znaleźć się nieuzbrojony w centrum Harlemu, niż otworzyć okno w samochodzie jadącym przez południowo-wschodnią dzielnicę Waszyngtonu.
– Tak jest, sir.
– Rozumiem, że znaleziono dziewczynę martwą. O porwaniu informowano we wszystkich stacjach radiowych i telewizyjnych. Ci dziennikarze…
– Ofiarę znaleziono w południowej części miasta. Kilkadziesiąt minut temu.
– Przykro mi.
– Tak jest.
– Została po prostu zabita? Nie pojawiło się żądanie okupu lub coś takiego?
– Nie słyszałam o okupie.
– Czego dotyczy pani skarga?
– To ja odnalazłam zwłoki mężczyzny, którego porwano w taksówce.
– Jest pani z policji patrolowej? – spytał Eckert.
– Byłam. Mam przeniesienie do wydziału spraw publicznych, ważne od dwunastej. Powinnam siedzieć na kursie. – Uniosła ręce, ale spojrzała na swoje zabandażowane paznokcie i natychmiast położyła je na kolanach. – Oni mnie zmusili, abym brała udział w prowadzeniu tego śledztwa.
– Kto?
– Detektyw Sellitto, sir. I kapitan Haumann. I Lincoln Rhyme.
– Rhyme?
– Tak jest.
– Czy on nie był szefem wydziału badań i zasobów informacji kilka lat temu?
– Tak, to on.
– Myślałem, że nie żyje.
Tacy nigdy nie umierają.
– Ale żyje.
Eckert wyjrzał przez okno.
– On już nie jest w policji. Co ma wspólnego ze śledztwem?
– Przypuszczam, że jest konsultantem. Śledztwem kieruje Lon Sellitto, a nadzoruje je kapitan Polling. Czekałam na nowy przydział osiem miesięcy. A teraz muszę badać miejsce zbrodni. Nigdy tego nie robiłam. To nie ma sensu i szczerze mówiąc, jestem oburzona, że muszę wykonywać zadanie, do którego nie mam przygotowania.
– Miejsce zbrodni?
– Rhyme kazał mi przeprowadzić badania na miejscu przestępstwa.
Eckert nie mógł tego zrozumieć. To niewiarygodne.
– Dlaczego cywil wydaje polecenia mundurowym?
– Właśnie. – Postanowiła wykorzystać sytuację. – Chciałam pomóc w śledztwie, ale nie jestem przygotowana do rozczłonkowywania ofiary…
– Co?!
Zamrugała oczami, gdy zobaczyła jego zdziwienie. Opowiedziała o kajdankach.
– Mój Boże, co, do cholery, oni sobie myślą? Przepraszam za łacinę. Czy oni nie wiedzą, że cały kraj na nas patrzy? Bez przerwy mówią o tym porwaniu. Odciąć dłonie? Czy pani jest córką Hermana Sachsa?
– Tak.
– Dobry policjant. Wspaniały policjant. Dałem mu pochwałę. Dostał ich wiele. Był wzorem policjanta patrolującego dzielnicę. Midtown South, dobrze pamiętam?
– Hell’s Kitchen. Mój rejon. Mój były rejon.
– Herman Sachs prawdopodobnie zapobiegł większej liczbie przestępstw, niż cały wydział detektywistyczny potrafiłby wykryć. Szybko reagował. Rozładowywał sytuację.
– Cały ojciec.
– Jej ręce? – parsknął Eckert. – Rodzina dziewczyny zaskarży nas, gdy się o tym dowie. Oskarżą nas o wszystko. Teraz procesujemy się z gwałcicielem, który został postrzelony w nogę, gdy zaatakował policjanta nożem. Jego adwokat przedstawił teorię, którą nazywa „możliwością mniej zagrażającą życiu”. Jego zdaniem powinniśmy przestępców obezwładniać, używać gazu paraliżującego. Może prosić ich, żeby byli grzeczni – nie wiem. Dobrze, porozmawiam z szefem policji i burmistrzem na temat tego śledztwa. Przeprowadzę kilka rozmów telefonicznych, funkcjonariuszko. – Spojrzał na zegar ścienny. Było kilka minut po czwartej. – Jakie ma pani teraz zadanie?