– Piękne zdjęcie, Amelio. Jednak nie jest to odcisk dłoni, ale rękawiczki. Stare, skórkowe. Prawda, Mel?
Technik potwierdził.
– Thom, zapisz, że nosi stare rękawiczki. Zaczynamy coraz więcej wiedzieć o przestępcy. Nie zostawia odcisków palców, lecz rękawiczek. Jeżeli znajdziemy rękawiczki w jego domu, można go będzie oskarżyć. Jest inteligentny, ale nie błyskotliwy.
– Co wkładają błyskotliwi przestępcy? – spytała Sachs.
– Zamszowe rękawiczki – odparł Rhyme. – Gdzie jest filtr z odkurzacza?
Technik wysypał zawartość ze stożkowatego filtru – podobnego do używanych w ekspresach do kawy – na kartkę białego papieru.
Analiza śladowa.
Prokuratorzy, dziennikarze i sędziowie lubią rzucające się w oczy dowody: zakrwawione rękawiczki, noże, pistolety, z których niedawno strzelano, listy miłosne, spermę, odciski palców. Lincoln Rhyme uważał jednak, że ślady takie jak na przykład pył są w wielu przypadkach bardziej użyteczne, bo przestępca nie zwraca na nie uwagi.
Na filtrze nie było nic, co mogłoby pomóc w śledztwie.
– Dobrze, teraz coś innego – powiedział Rhyme. – Przyjrzyjmy się kajdankom.
Sachs zacisnęła zęby, gdy Cooper otworzył plastikową torbę i wyjął kajdanki na kartkę. Było na nich – jak przewidywał Rhyme – niewiele krwi. Koroner wziął do ręki piłę dopiero wtedy, gdy otrzymał faksem zgodę od prawnika policji.
Cooper dokładnie obejrzał kajdanki.
– Boyd & Keller. Brak numerów seryjnych. – Spryskał kajdanki DFO i naświetlił promieniami z PoliLight. – Brak odcisków palców. Tylko ślady po rękawiczkach.
– Otwórz je.
Cooper strumieniem powietrza wydmuchnął z zamka zanieczyszczenia.
– Wciąż jesteś na mnie zła, Amelio? – zapytał Rhyme. – Za to, że kazałem ci odpiłować ręce.
Pytanie oderwało ją od myśli.
– Nie byłam zła – rzekła. – Uznałam, że byłoby to sprzeczne z przyjętymi zasadami. Zresztą sam to mówiłeś.
– Słyszałaś o Edmondzie Locardzie?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Był Francuzem. Urodził się w 1877 roku. Utworzył instytut kryminalistyki na uniwersytecie w Lyonie. Sformułował zasadę, o której nigdy nie zapominałem w czasie swojej pracy w wydziale. Twierdził, że jeżeli dwoje ludzi kontaktuje się ze sobą, to zawsze następuje wymiana śladów. Może być to pył, kurz, krew, fragmenty naskórka, cząstki metalu. Czasami trudno znaleźć te zanieczyszczenia, a zwłaszcza na ich podstawie wyciągnąć wnioski. Ale taka wymiana zawsze występuje i dlatego możemy łapać przestępców.
Ten kawałek historii jej nie interesował.
– Miałaś szczęście – powiedział Mel Cooper do Sachs, nie patrząc na nią. – Miał zamiar polecić ci, żebyś przeprowadziła z koronerem sekcję zwłok. Zbadała zawartość żołądka.
– Mogłoby to być pomocne – rzekł Rhyme, unikając wzroku Sachs.
– Wybiłem mu to z głowy – oznajmił Cooper.
– Sekcję zwłok… – Sachs westchnęła, jakby nic, co dotyczy Rhyme’a, nie mogło jej zdziwić.
Dlaczego jest nieobecna? – pomyślał Rhyme ze złością. Myślami znajduje się tysiące kilometrów stąd.
– O – zaczął Cooper. – Coś znalazłem. Myślę, że jest to kawałeczek rękawiczki.
Cooper włożył pyłek pod mikroskop. Przyjrzał mu się uważnie.
– Skóra. Czerwonawa. Wygładzona z jednej strony.
– Czerwona, to dobrze – powiedział Sellitto. – Im bardziej niezwykłe ubrania, tym łatwiej znaleźć przestępcę – wyjaśnił Sachs. – Założę się, że nie uczono tego w akademii. Może opowiem wam później, jak schwytaliśmy Jimmy’ego Plaida z rodziny Gambino. Pamiętasz, Jerry?
– Można było dostrzec te spodnie z odległości dwóch kilometrów – powiedział młody detektyw.
– Skóra wysuszona – kontynuował Cooper. – Niewielkie ślady oleju. Miałeś rację, mówiąc, że są stare.
– Jaki rodzaj?
– Chyba koźla skóra wysokiej jakości.
– Gdyby rękawiczki były nowe, moglibyśmy powiedzieć, że przestępca jest zamożnym człowiekiem – mruknął Rhyme. – Ale ponieważ są stare, mógł je znaleźć na ulicy lub kupić na wyprzedaży. Na podstawie maski i rękawiczek nie damy rady wyciągnąć daleko idących wniosków o przestępcy. Thom, dodaj do charakterystyki, że ma czerwonawe rękawiczki z koźlej skóry. Co jeszcze mamy?
– Używa płynu po goleniu – przypomniała Sachs.
– Nieistotne. No… może, żeby stłumić inne zapachy. Przestępcy tak czasami robią. Zapisz to, Thom. Jaki zapach, Amelio? Opisywałaś już go.
– Gorzki. Zapach dżinu.
– Co można powiedzieć o lince do suszenia bielizny? – spytał Rhyme.
Cooper ją zbadał.
– Domyślałem się wcześniej. Tworzywo sztuczne. Kilkadziesiąt nitek z sześciu – dziesięciu różnych rodzajów tworzyw sztucznych. Jedna… nie, dwie nitki metalowe.
– Chcę wiedzieć, w jakim zakładzie i kiedy została wyprodukowana.
Cooper pokręcił głową.
– Niemożliwe. Zbyt typowa.
– Cholera – przeklął Rhyme. – A węzeł?
– Nietypowy. Bardzo mocny. Podwójny. Trudno go było zawiązać. Linki z PCW są mało elastyczne.
– Czy mamy spis węzłów?
– Nie.
Niewybaczalne, pomyślał.
– Proszę pana…
Rhyme odwrócił głowę w stronę Banksa.
– Trochę żegluję…
– W Westport – powiedział Rhyme.
– Tak, rzeczywiście. Skąd pan wie?
Gdyby musiał określić, skąd pochodzi Banks, to wskazałby na Connecticut.
– Zgadłem.
– To nie jest węzeł żeglarski. Nie rozpoznaję go.
– Dobrze wiedzieć. Powieś go tam. – Rhyme wskazał głową na ścianę obok celofanu i reprodukcji obrazu Moneta. – Zajmiemy się tym później.
Rozległ się dzwonek u drzwi. Thom poszedł otworzyć. Rhyme przez chwilę myślał, że to może przyszedł doktor Berger, by mu powiedzieć, że nie pomoże w realizacji „projektu”.
Jednak ciężkie kroki od razu powiedziały mu, kto przyszedł.
Do pokoju weszli grzecznie ponurzy policjanci z oddziału szybkiego reagowania. Wszyscy byli potężnie zbudowani, w rynsztunku bojowym. Rhyme wiedział, jak zareagowali w myślach, gdy zobaczyli go leżącego w łóżku. Byli ludźmi czynu.
– Panowie, wiecie o porwaniu w nocy i o śmierci ofiar – mówił tonem oznajmującym. – Przestępca ma w swoich rękach kolejną ofiarę. Dysponujemy pewnymi wskazówkami i chcę, żebyście sprawdzili miejsca i zabezpieczyli dowody. Natychmiast i równocześnie. Jeden człowiek – jedno miejsce.
– Chce pan, żebyśmy działali bez wsparcia? – niepewnie zapytał wąsaty policjant.
– Nie będzie wam potrzebne.
– Nie mamy w zwyczaju angażować się w akcje bez wsparcia. Musi być przynajmniej jeden partner.
– Nie sądzę, żeby doszło do jakiejś strzelaniny. Waszym celem są sieci sklepów spożywczych.
– Sklepy spożywcze?
– Nie wszystkie. Tylko te należące do dużych sieci: J &G’s, ShopRite, Food Warehouse…
– Co my mamy właściwie robić?
– Kupować gicz cielęcą.
– Co?
– Jedno opakowanie w każdym sklepie. Muszę was prosić, żebyście płacili z własnej kieszeni. Miasto zwróci pieniądze.
Leżała nieruchomo na boku.
Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności panujących w starym tunelu i mogła dostrzec podchodzących do niej małych sukinsynów. Szczególnie przyglądała się jednemu.
Czuła nieznośny ból w nodze, a przede wszystkim w ręce, gdzie zrobił jej głęboką ranę. Ręce miała skute kajdankami na plecach i nie mogła zobaczyć rany – nie wiedziała, jak bardzo krwawi. Jednak musiała stracić dużo krwi, gdyż była bardzo osłabiona. Czuła lepką ciecz na ramieniu i boku.