Rhyme przekręcił nieznacznie głowę w lewo i opowiadał o miejscach zbrodni i o dowodach, dopóki nie zauważył, że pierś Sachs łagodnie faluje. Równomierny oddech unosił kosmyk płomiennorudych włosów, który opadł jej na twarz. Sprawnym ruchem palca wyłączył światło. On też wkrótce zasnął.
Słabe światło poranka zaczęło rozpraszać mrok.
Obudziwszy się, Carole Ganz mogła to zauważyć poprzez szklany dzbanek z drutem, znajdujący się nad jej głową. Pammy, kochanie… Potem pomyślała o Ronie i o wszystkich jej rzeczach, które zostały w tej koszmarnej piwnicy. O pieniądzach, o żółtym plecaku…
Myślała jednak głównie o Pammy.
Coś wyrwało ją z lekkiego, niespokojnego snu. Co to było?
Ból w nadgarstku? Był nie do wytrzymania. Poprawiła się nieznacznie. Czy to…
Odgłos organów i chóru znów wypełnił pokój.
To ją obudziło: donośny odgłos organów. Kościół nie jest opuszczony. Są tutaj ludzie! Roześmiała się do siebie. Ktoś mógłby…
W tym momencie przypomniała sobie o bombie.
Carole wyjrzała zza półki.
Wciąż tam się znajdowała. Kołysała się nad krawędzią stołu. Miała toporny wygląd prawdziwej bomby, morderczej broni, a nie wypucowanego filmowego gadżetu do zabijania. Poplamiona taśma, niestarannie usunięta izolacja, brudna benzyna… Może to niewypał, pomyślała. W świetle dnia nie wyglądała tak groźnie.
Kolejne odgłosy muzyki. Pochodziły bezpośrednio znad jej głowy. Dołączyło do nich szuranie nogami i trzask zamykanych drzwi. Słychać było skrzypienie i stękanie starych drewnianych podłóg, gdy ludzie wchodzili do kościoła. Kurz sypał się z belek.
Na chwilę ucichł śpiew chóralny.
Carole walnęła w betonową podłogę.
Ten hałas nie mógł nikogo zaalarmować. Usiłowała krzyczeć, lecz taśma na ustach skutecznie tłumiła jej wrzaski. Kontynuowano próbę. Uroczyste dźwięki wypełniły piwnicę.
Po dziesięciu minutach wyczerpana Carole wyciągnęła się na podłodze. Znów spojrzała na bombę. Zrobiło się jaśniej i dokładniej mogła przyjrzeć się wyłącznikowi czasowemu.
Carole zmrużyła oczy. Wyłącznik!
To nie był niewypał. Wyłącznik czasowy nastawiony był na 6.15. Wyświetlacz pokazywał, że jest 5.30.
Kuląc się za metalową półką, zaczęła walić w nią kolanami. Jednak słabe odgłosy uderzeń ginęły tłumione głośnymi dźwiękami pieśni dobiegającymi z góry.
CZĘŚĆ IV
Do kości
Jednego nie potrafią bogowie: wskrzeszać przeszłości.
Arystoteles
Niedziela, 5.45 – poniedziałek, 19.00
Rozdział dwudziesty siódmy
Obudził go zapach. Często się to zdarzało. Nie otwierał wtedy oczu, tylko usiłował określić, jakie jest pochodzenie nieznanego mu zapachu.
Aromat poranka? Zapach rosy z pokrytej kroplami oleju ulicy? Wilgotny tynk? Usiłował wyczuć zapach Amelii, ale nie potrafił.
Pomyślał chwilę o niej i znów zaczął odgadywać.
Środek czyszczący? Nie.
Chemikalia z laboratorium Coopera?
Nie. Rozpoznaję zapach tych związków.
To… Ach, tak… pisak.
Teraz mógł otworzyć oczy.
Najpierw spojrzał na Sachs, by się upewnić, że go nie opuściła. Potem zaczął przyglądać się charakterystyce przestępcy. Stąd pochodził zapach. Gorące powietrze sierpniowego poranka osuszyło papier i przyniosło woń rozpuszczalnika.
Cyfry na zegarze ściennym jarzyły się bladym światłem. 5.45. Znów skierował wzrok na reprodukcję. Nie widział dokładnie liter – upiorne białe znaki na mniej białym tle – ale było dostatecznie widno, by mógł odczytać większość wyrazów.
Sokoły już się obudziły. Słyszał trzepotanie skrzydeł. Ponownie zaczął wpatrywać się w charakterystykę. W biurze kazał też powiesić kilkanaście ścieralnych tablic, na których umieszczał informacje dotyczące przestępców. Przypomniał sobie, jak chodził, patrzył na nie, myślał o ludziach, których one dotyczyły. Przez drobiny farby, błota, liści, pyłki kwiatów.
Wiekowy budynek, różowy marmur…
Pomyślał o bystrym złodzieju biżuterii, którego on i Lon zatrzymali dziesięć lat temu. W areszcie przestępca powiedział im, że nigdy nie znajdą łupów pochodzących z poprzednich kradzieży, ale zdradzi im miejsce ich ukrycia, gdy wystąpią o złagodzenie kary. Rhyme rzekł wtedy:
„No cóż, mamy pewne kłopoty z określeniem miejsca ukrycia łupów”.
„Jestem pewien, że macie” – odparł złodziej.
„Jednak – kontynuował Rhyme – wiemy, że ukryte są w kamiennej ścianie w pomieszczeniu na węgiel w kolonialnym domu znajdującym się na brzegu rzeki Connecticut, osiem kilometrów od cieśniny Long Island. Nie potrafię tylko powiedzieć, na którym brzegu znajduje się ten dom – na wschodnim czy zachodnim…”.
Gdy skończył, na twarzy przestępcy pojawiło się zaskoczenie, jakby chciał powiedzieć: Do cholery, musiałeś przy tym być!
Może to jest magia, Sachs, pomyślał.
Przynajmniej stuletni; jakaś rezydencja lub siedziba instytucji…
Kiedy uważnie przyjrzał się charakterystyce, zamknął oczy. Wtulił głowę we wspaniałą poduszkę.
Nagle poczuł wstrząs, jakby ktoś go spoliczkował. Wbił znowu wzrok w reprodukcję.
Zafascynowany podziemiami…
– Sachs! – wrzasnął. – Wstawaj!
Poruszyła się i usiadła na kanapie.
– Co? Co…?
Stary, stary, stary.
– Popełniłem błąd – powiedział krótko. – Jest problem.
Początkowo myślała, że Rhyme ma znów atak. Szybko wstała z kanapy i ruszyła w stronę worka Thoma ze sprzętem medycznym.
– Nie, Sachs. Wskazówki… Źle je odczytałem. – Szybko oddychał, zacisnął zęby.
Włożyła ubranie, z powrotem usiadła i odruchowo zaczęła drapać się po głowie.
– Co, Rhyme? Co się stało?
– Kościół. Może wcale nie chodzi o kościół w Harlemie. Popełniłem błąd… – powtórzył.
Tak samo jak w przypadku przestępcy, który zabił rodzinę Colina Stantona. W kryminalistyce można zidentyfikować setki śladów właściwie, ale pomylisz się przy jednym i masz na sumieniu śmierć niewinnych ludzi.
– Która godzina? – spytała.
– Za piętnaście szósta. Trochę po. Weź gazetę. Znajdź plan odprawiania mszy.
Sachs poszukała gazety, otworzyła ją. Uniosła wzrok.
– O czym pomyślałeś?
– 823 ma obsesję na punkcie historii. Stary kościół dla czarnych nie musi oznaczać, że znajduje się w północnej części Manhattanu. Philip Payton utworzył w Harlemie Afroamerykańskie Stowarzyszenie Nieruchomości w 1900 roku. Poza tym jeszcze w dwóch rejonach Manhattanu mieszkali Murzyni: na południu, gdzie są teraz gmachy sądu, oraz w San Juan Hill. Teraz mieszkają tam głównie biali, ale… Do cholery, o czym ja myślałem?
– Gdzie jest San Juan Hill?
– Na północ od Hell’s Kitchen. Na West Side. Nazwa została nadana na cześć czarnych żołnierzy amerykańskich, którzy brali udział w wojnie hiszpańsko-amerykańskiej.
Zaczęła czytać.
– Kościoły na południu – powiedziała. – Tak, w parku Battery znajduje się Instytut Marynarki. Jest tam kaplica. Odprawia się w niej msze. Trójca Święta. Święty Paweł.