Выбрать главу

Pół godziny później faks zabrzęczał i wypluł dwie kartki. Thom wziął je do ręki.

– Czytelnicy w Nowym Jorku mają lepkie palce – powiedział, pokazując kartki Rhyme’owi.

Osiemdziesiąt cztery książki wydane przed pięćdziesięciu lub więcej laty zniknęły z bibliotek publicznych w Nowym Jorku w ciągu ostatniego roku. Z tego trzydzieści pięć na Manhattanie.

Rhyme zaczął czytać listę. Dickens, Austen, Hemingway, Dreiser… Książki o muzyce, filozofii, winach. Krytyka literacka, baśnie. Ich wartość była zaskakująco niska: dwadzieścia-trzydzieści dolarów. Rhyme przypuszczał, że żadna z nich nie pochodziła z pierwszego wydania, ale może złodzieje o tym nie wiedzieli.

Dalej przeglądał listę.

Nic, nic. Być może…

Nagle zauważył coś.

„Zbrodnie w starym Nowym Jorku”, autorstwa Richarda Wille’a Stephansa. Książka została wydana przez Bountiful Press w 1919 roku. Jej wartość oszacowano na sześćdziesiąt dolarów. Przed dziewięcioma miesiącami została skradziona z filii Biblioteki Publicznej Nowego Jorku przy ulicy Delancey. Podano, że miała rozmiar 12,7 x 17,8 centymetrów, oprawiona była w czerwoną koźlą skórę, miała marmurkowany papier i złocone krawędzie.

– Chcę mieć egzemplarz tej książki. Nie interesuje mnie, w jaki sposób ją zdobędziecie. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, wyślijcie kogoś do Biblioteki Kongresu.

– Ja się tym zajmę – powiedział Dellray.

Sklepy spożywcze, benzyna, biblioteka…

Rhyme musiał podjąć decyzję. Do dyspozycji miał wprawdzie trzystu agentów i policjantów, ale to kropla w morzu potrzeb, jeżeli wziąć pod uwagę rozległość terenu, który trzeba przeszukać.

Wbił wzrok w charakterystykę przestępcy.

– Czy twój dom znajduje się w West Village? – zapytał cicho. – Czy kupowałeś benzynę i ukradłeś książkę na East Side, aby nas wyprowadzić w pole? Może rzeczywiście tam się ukrywasz? Bardzo jesteś sprytny? Nie, pytanie jest inne: Jak oceniasz swój spryt? Czy byłeś przekonany, że nigdy nie znajdziemy tych mikroskopijnych śladów, które pozostawiłeś i które – jak upewnia nas monsieur Locard – musiałeś zostawić?

W końcu Rhyme podjął decyzję.

– Sprawdzamy Lower East Side. Zapominamy o Village. Wszystkie siły należy skierować do tej dzielnicy. Wszystkich policjantów Bo i agentów Freda. Szukamy dużego budynku w stylu federalnym, zbudowanego około dwustu lat temu. Front wykonano z różowego marmuru, a resztę z piaskowca. Kiedyś mogła to być rezydencja lub budynek użyteczności publicznej. Obok znajduje się garaż lub stara powozownia. Często tam wjeżdżał taurus lub żółta taksówka, szczególnie w ostatnich dniach.

Rhyme spojrzał na Sachs.

Nie myśleć o śmierci…

– Ja też jadę – powiedziała Sachs do Rhyme’a.

– Nie sądziłem, że podejmiesz inną decyzję.

Gdy zamknęły się drzwi na dole, wyszeptał:

– Niech Bóg błogosławi twoją szybką jazdę, Sachs.

Rozdział trzydziesty pierwszy

Trzy samochody policyjne powoli krążyły ulicami południowej części East Side. Dwóch konstabli w każdym.

Chwilę później pojawiły się dwa czarne, kryte powozy… dwa sedany – miał na myśli. Były nieoznakowane, ale reflektory umieszczone przy lusterku po lewej stronie jednoznacznie wskazywały, do kogo należą pojazdy.

Oczywiście wiedział, że będą zawężać poszukiwania i było kwestią czasu znalezienie jego kryjówki. Jednak był zaskoczony, że to tak szybko nastąpiło. Szczególnie zdenerwował się, gdy zobaczył konstabli wysiadających z pojazdu i sprawdzających srebrzystego taurusa zaparkowanego na ulicy Kanałowej.

W jaki sposób dowiedzieli się o tym wozie? Wiedział, że kradzież samochodu związana jest z dużym ryzykiem, ale sądził, że firma Hertz nie zauważy tak szybko zniknięcia pojazdu. Poza tym był pewny, że konstable nie odkryją, iż to on ukradł ten samochód.

Jeden z policjantów spojrzał na jego taksówkę.

Patrząc przed siebie, Kolekcjoner Kości powoli skręcił w ulicę Houston i wmieszał się pomiędzy inne taksówki. Pół godziny później porzucił swoją taksówkę i taurusa, po czym pieszo wrócił do rezydencji.

Mała Maggie spojrzała na niego.

Była wciąż przestraszona, ale przestała już płakać. Zastanawiał się, czy powinien ją zatrzymać przy sobie, traktować jak córkę, wychowywać. Pomysł ten zaświtał mu w głowie, ale po chwili się ulotnił.

Nie, wiąże się z tym zbyt wiele problemów. Poza tym było coś niesamowitego w spojrzeniu dziewczynki. Wydawała się starsza, niż była w rzeczywistości. Na zawsze zapamięta, co zrobił.

Przez pewien czas może jej się wydawać, że to tylko zły sen, ale pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw. Zawsze tak się dzieje. Możesz ukrywać prawdę dłuższy czas, ale w końcu i tak wypływa.

Nie, nie mógł jej zaufać bardziej niż komukolwiek innemu. Każda dusza ludzka w końcu cię oszuka. Możesz wierzyć nienawiści. Możesz wierzyć kościom. Wszystko inne jest zdradą.

Pochylił się nad Maggie i odkleił taśmę z jej ust.

– Mamusiu! – zaszlochało dziecko. – Chcę do mamy!

Nic nie powiedział, stał i patrzył na dziewczynkę: na jej delikatną czaszkę, na szczupłe ramiona.

Zawodziła jak syrena.

Zdjął rękawiczkę.

Chwilę trzymał rękę nad jej głową. Potem zaczął delikatnie pieścić jej włosy. („Odciski palców można zebrać ze skóry w ciągu dziewięćdziesięciu minut od kontaktu, jednak do tej pory nie udało się nikomu zrekonstruować odcisków pozostawionych na ludzkich włosach”. L. Rhyme, „Badanie miejsc przestępstw”, wydanie czwarte, Wydawnictwo Sądowe, 1994).

Kolekcjoner Kości wszedł na schody. Skierował się do dużego pokoju gościnnego.

Szedł wzdłuż ścian pokrytych malunkami przedstawiającymi robotników, kobiety i dzieci. Uniósł głowę, gdy usłyszał stłumiony hałas dochodzący z zewnątrz. Potem głośniejszy: brzęk metalu. Wyciągnął broń i podbiegł do tylnej części budynku. Odsunął zasuwę i gwałtownie pchnął drzwi, przyjmując pozycję strzelecką.

Wataha dzikich psów przyglądała się mężczyźnie. Zwierzęta szybko jednak wróciły do pojemnika na śmieci, w którym znów zaczęły buszować.

Włożył broń do kieszeni, wrócił do salonu.

Podszedł do okna i zaczął przyglądać się staremu cmentarzowi. Tak! Tam! Znów widział mężczyznę ubranego na czarno, stojącego na cmentarzu. W oddali majaczyły czarne maszty kliperów i małych statków jednożaglowych, cumujących na East River wzdłuż nadbrzeża.

Kolekcjonera Kości ogarnął ogromny smutek.

Zastanawiał się, jaka tragedia się wydarzyła. Może wielki pożar w 1776 roku właśnie strawił większość budynków wzdłuż Broadwayu. Albo epidemia żółtej febry w 1795 roku zdziesiątkowała społeczność irlandzką. Lub w 1904 roku spalił się statek wycieczkowy „General Slocum”, wywołując pożar w niemieckiej dzielnicy East Side, w wyniku którego zginęło ponad tysiąc kobiet i dzieci.

Być może instynktownie przeczuwał zbliżające się tragedie.

Po kilku minutach płacz Maggie ucichł, zastąpiły go odgłosy starego miasta: łoskot silników parowych, dźwięk dzwonków, wystrzały z broni ładowanej czarnym prochem, stukot podków na kocich łbach.

Patrzył w przestrzeń. Zapomniał o konstablach, którzy go tropili, o Maggie. Przyglądał się zjawie poruszającej się po ulicy.

Wtedy i teraz.

Stał zatopiony w myślach. Zagubił się w przeszłości. Nie zauważył, że dzikie psy dostały się do środka budynku drzwiami z tyłu domu, które zostawił uchylone. Przyjrzały mu się przez drzwi do salonu, odwróciły i po cichu wróciły do tylnej części budynku.