Węszyły i nasłuchiwały w tym dziwnym miejscu. Szczególnie zainteresował je cichy płacz dochodzący gdzieś z dołu.
Byli tak zdesperowani, że nawet Chłopcy Twardziele się rozdzielili.
Bedding pracował przy ulicy Delancey, Saul – dalej na południe. Sellitto i Banks też mieli swoje rejony. Tak samo dziesiątki innych policjantów oraz agentów FBI. Chodzili od drzwi do drzwi, pytając o drobnego mężczyznę, płaczącą małą dziewczynkę, srebrzystego forda taurusa, opuszczony budynek w stylu federalnym z fasadą z różowego marmuru i pozostałymi ścianami z ciemnego piaskowca.
Hę? Co do diabła znaczy: federalny? Czy widziałam dziecko? Pytacie, czy widziałam dziecko na Lower East Side? Jimmy, czy widziałeś jakieś dziecko tutaj?
Amelia Sachs naprężyła mięśnie. Nalegała, żeby być w grupie Sellitta sprawdzającej sklep ShopRite na ulicy Houston, w którym sprzedano gicz cielęcą, stację benzynową oraz bibliotekę, z której skradziono książkę „Zbrodnie w starym Nowym Jorku”.
Nie znaleźli tam jednak żadnych wskazówek i rozbiegli się jak wilki, które wyczuły dziesiątki różnych zapachów. Każdy z policjantów zaczął przeszukiwać wyznaczony rejon.
Gdy Sachs włączyła silnik i skierowała się w stronę kolejnej przecznicy, poczuła tę samą frustrację, która towarzyszyła jej, kiedy rozpoczynała badanie miejsc przestępstw. Za dużo możliwych śladów, za duży obszar do przeszukania. Ogarnęło ją uczucie beznadziejności. Znalezienie na tych brudnych, upalnych ulicach – rozgałęziających się w setki innych ulic i alei – kryjówki przestępcy wydało się równie niemożliwe jak odszukanie tego włosa, który odrzucony podmuchem wystrzału przykleił się do sufitu.
Początkowo miała zamiar sprawdzić dokładnie każdą ulicę, ale z upływem czasu, myśląc o dziewczynce ukrytej w piwnicy, bliskiej śmierci, zaczęła jeździć znacznie szybciej. Rozglądała się na prawo i lewo, szukając budynku z fasadą z różowego marmuru. Miała wątpliwości. Może w pośpiechu przeoczyła budynek? Czy powinna jeździć tak szybko, by sprawdzić więcej ulic?
Kolejna przecznica, następny kwartał domów. I wciąż nic.
„Po śmierci nikczemnika detektywi dokładnie zbadali jego zbrodnie. Z pamiętnika, który prowadził, wynikało, że zamordował ośmioro porządnych obywateli miasta. Poza tym (jeśli napisał prawdę) sprofanował kilka grobów na cmentarzach wokół miasta. Żadna z ofiar nie wyrządziła mu najmniejszej krzywdy. W większości byli to uczciwi, pracowici i niewinni obywatele. Przestępca nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Co więcej, przypuszczalnie żył w przeświadczeniu, że uszczęśliwia ofiary”.
Lincoln Rhyme nieznacznie poruszył palcem i urządzenie odwróciło przyżółkłą stronę książki „Zbrodnie w starym Nowym Jorku”, dostarczonej dziesięć minut wcześniej przez dwóch agentów FBI. Zostali przysłani przez Freda Dellraya.
„Mięśnie obumierają i mogą być słabe – pisał przestępca pewną ręką. – Kości są najmocniejszą częścią ciała. Nieważne, jak stare są twoje mięśnie, kości zawsze pozostają młode. Miałem przed sobą szlachetny cel i nie interesuje mnie, że ktoś mógłby być innego zdania. Wyświadczyłem im przysługę. Teraz są nieśmiertelni. Uwolniłem ich. Oczyściłem ich do kości”.
Terry Dobyns miał rację. Dziesiąty rozdział tej książki pod tytułem „James Schneider – Kolekcjoner Kości” był wzorcem dla przestępcy 823. Sposoby działania były takie same: ogień, zwierzęta, woda, gotowanie żywcem. 823 szukał też podobnych ofiar do tych zamordowanych przez Schneidera. Odwiedził te same miejsca. Turystkę z Niemiec wziął za Hannę Goldschmidt, emigrantkę z początku wieku. Udał się do Niemieckiego Domu, by ją tam porwać. Małą Pammy Ganz nazywał Maggie. Widocznie uznał, że jest to mała O’Connor, jedna z ofiar Schneidera. Nieudana akwaforta w książce ukazywała demonicznego Jamesa Schneidera, który siedział w piwnicy i przyglądał się kościom nogi.
Rhyme spojrzał na mapę Randela.
Kości…
Przypomniał sobie miejsce przestępstwa, które kiedyś badał. Został wezwany na miejsce budowy w południowej części Manhattanu, gdzie w czasie wykopów znaleziono czaszkę na głębokości kilku metrów. Rhyme od razu ocenił, że czaszka jest bardzo stara i ściągnął antropologa sądowego. Kontynuowali wykopki i odkryli jeszcze pojedyncze kości i szkielety.
Rhyme bez trudu odszukał informację, że w 1741 roku na Manhattanie wybuchł bunt niewolników. Wielu z nich – a także niektórych ze wspierających ich białych abolicjonistów – powieszono na wysepce znajdującej się na jeziorze Collect. Wyspa była znanym miejscem straceń. Znajdowały się tam też nielegalne cmentarze.
Gdzie to jezioro było? – Rhyme usiłował sobie przypomnieć. Tam gdzie styka się Chinatown z Lower East Side. Ale nie mógł tego powiedzieć z całą pewnością, ponieważ jezioro zostało zasypane bardzo dawno temu. Zostało…
Tak! – pomyślał. Jego serce zaczęło gwałtownie bić. Jezioro zostało zasypane, ponieważ było tak zanieczyszczone, że władze miasta obawiały się, iż może stać się wylęgarnią chorób. Wśród głównych trucicieli znajdowały się garbarnie na wschodnim wybrzeżu. Nieźle posługując się już telefonem, Rhyme wprowadził numer. Nie pomylił ani jednej cyfry i za pierwszym razem uzyskał połączenie z burmistrzem. Osobisty sekretarz powiedział, że burmistrz jest na przyjęciu w ONZ. Jednak gdy Rhyme się przedstawił, sekretarz powiedział:
– Proszę poczekać minutę.
Minęło zaledwie kilkanaście sekund, gdy Rhyme usłyszał głos mężczyzny mającego usta pełne jedzenia:
– Proszę mówić, detektywie. Chodzi panu o tego pieprzonego mordercę?
– Funkcjonariusz 5885 – powiedziała Amelia Sachs, odpowiadając na wezwanie.
Rhyme słyszał w jej głosie zdenerwowanie.
– Sachs?
– Niedobrze – powiedziała. – Nie mamy szczęścia.
– Sądzę, że ja mam.
– Gdzie?
– East Van Brewoort. W pobliżu Chinatown.
– Skąd wiesz?
– Burmistrz skontaktował mnie z prezesem Towarzystwa Historycznego. Prowadzono tam badania archeologiczne na starym cmentarzu. Po przeciwnej stronie ulicy znajdowała się duża garbarnia. Były tam też rezydencje rządowe. W tej okolicy znajduje się kryjówka przestępcy.
– Jadę.
W głośniku usłyszał pisk opon, a potem odgłos syreny.
– Dzwoniłem do Lona i Haumanna – dodał. – Oni też tam jadą.
– Rhyme – powiedziała natarczywie. – Ja ją uratuję.
Amelio, masz dobre serce policjanta, serce zawodowca, pomyślał Rhyme. Ale wciąż jesteś żółtodziobem.
– Sachs? – odezwał się.
– Tak?
– Właśnie czytałem tę książkę. 823 wybrał wyjątkowo przerażającą postać jako wzorzec.
Nic nie odparła.
– Chcę ci powiedzieć – kontynuował – że niezależnie od tego, czy dziewczynka tam jest, czy nie, jeżeli natkniesz się na przestępcę, nie wahaj się go zastrzelić.
– Ale jeżeli dostaniemy go żywego, może nam powiedzieć, gdzie jest dziewczynka. Możemy…
– Nie, Sachs. Słuchaj mnie. Zastrzel go. Nawet jeżeli nie będzie sięgał po broń ani wykonywał innych podejrzanych ruchów. Masz go zlikwidować.
Rozległy się trzaski.
– Rhyme, jestem na Van Brevoort – usłyszał po chwili jednostajny głos. – Miałeś rację. Wygląd miejsca odpowiada opisowi.
Osiemnaście nieoznakowanych pojazdów, dwa wozy oddziału szybkiego reagowania i furgonetka Sachs zgromadziły się wokół opustoszałej ulicy na Lower East Side.
East Van Brevoort wyglądała jak Sarajewo. Budynki były opuszczone, dwa z nich wypaliły się całkowicie. Na wschodniej stronie ulicy znajdował się stary szpital z zawalonym dachem. Obok był ogrodzony wykop. Prowadzono tam wykopaliska archeologiczne, o których wspominał Rhyme. Wychudzony, zdechły pies leżał w rynsztoku. Częściowo zjadły go szczury.