Выбрать главу

Pośrodku innego placu przy ulicy stał budynek z marmurową fasadą, lekko różową. Obok znajdowała się powozownia. Był w trochę lepszym stanie niż inne budynki wzdłuż Van Brevoort.

Sellitto, Banks i Haumann stali obok pojazdu oddziału specjalnego. Podobnie jak inni policjanci mieli na sobie kamizelki kuloodporne. Uzbrojeni byli w karabinki M-16. Sachs podeszła do nich i bez pytania włożyła na głowę hełm. Zaczęła zapinać kamizelkę kuloodporną.

– Sachs, nie jesteś policjantem operacyjnym – powiedział Sellitto.

Odpinając pas, zaczęła przyglądać się badawczo detektywowi, dopóki nie ustąpił i powiedział:

– Okay. Ale będziesz zabezpieczała tyły. To jest rozkaz.

– Będziesz w Oddziale Drugim – dodał Haumann.

– Tak jest. Mogę z tym żyć.

Jeden z policjantów podał jej karabinek MP-5. Pomyślała o Nicku – o ich randce na strzelnicy. Dwie godziny ćwiczyli strzelanie z broni automatycznej. Strzelali, wbiegając do pomieszczeń treningowych, szybko przy tym wymieniając magazynki w kształcie bananów. Potem czyścili karabinki, usuwając z nich piasek, który jest prawdziwą zmorą dla broni automatycznej. Nick lubił staccato karabinów maszynowych, jednak Sachs była trochę przerażona hałasem robionym przez broń o dużym kalibrze. Zaproponowała pojedynek. Trzykrotnie pokonała go w strzelaniu z glocka z odległości 15 metrów. Roześmiał się i pocałował ją mocno, gdy ostatnia łuska wyskoczyła z komory jej pistoletu i upadła na strzelnicy.

– Będę używała mojej broni osobistej – powiedziała policjantowi.

Podbiegli do nich Chłopcy Twardziele, kuląc się i klucząc, jakby byli ostrzeliwani przez snajperów.

– Sprawdziliśmy. Wokół nikogo nie ma. Budynek jest…

– …całkowicie opuszczony.

– Szyby są wybite. Wejście z tyłu…

– …prowadzące na aleję. Drzwi są otwarte.

– Otwarte? – powtórzył Haumann, spoglądając na kilku swoich policjantów.

Saul potwierdził.

– Nie chodzi mi o to, że nie są zamknięte na klucz, ale że są otwarte na oścież.

– Jakieś pułapki?

– Nie widzieliśmy, co nie znaczy…

– …że ich nie ma.

– Są jakieś pojazdy w alei? – zapytał Sellitto.

– Nie.

– Od frontu mamy dwa wejścia. Główne drzwi do budynku…

– …które chyba są zamknięte na stałe oraz drzwi do starej powozowni – podwójne, zmieściłyby się w nich dwa pojazdy. Była tam kłódka i łańcuch.

– Ale leżały na ziemi.

Haumann kiwnął głową.

– Może jest w środku.

– Może – rzekł Saul i dodał: – Powiedz mu, co chyba słyszeliśmy.

– Słaby odgłos. Mógł to być płacz.

– Tak. Mógł to być płacz.

– Małej dziewczynki? – spytała Sachs.

– Niewykluczone. W jaki sposób Rhyme odszukał to miejsce?

– Mnie też nie zdradza, jak pracuje jego umysł – odparł Sellitto.

Haumann przywołał jednego ze swoich dowódców i wydał rozkazy. Chwilę później dwa pojazdy oddziału specjalnego pojechały na skrzyżowanie i zamknęły ulicę.

– Oddział Pierwszy – drzwi frontowe. Użyjcie niewielkich ładunków. Oddział Drugi – w aleję. Na trzy ruszacie. Zrozumiano? Unieszkodliwcie go, ale ponieważ może tam być ta dziewczynka, sprawdźcie najpierw, czy macie wolną linię strzału. Sachs, czy na pewno chcesz brać w tym udział?

Stanowczo potwierdziła.

– Okay, chłopcy i dziewczęta. Ruszamy.

Rozdział trzydziesty drugi

Sachs i pięciu innych policjantów z Oddziału Drugiego wbiegli na skwarną aleję, zablokowaną przez pojazdy oddziału specjalnego. Zielsko obficie porastało brukowaną ulicę. To oraz popękane fundamenty i puste place przypominały jej grób, który odkryła wczoraj rano.

Ma nadzieję, iż ofiara nie żyje. Uchroniło ją to przed czymś znacznie gorszym…

Haumann rozkazał, żeby policjanci z policji konnej zajęli stanowiska na dachach sąsiednich domów. Lufy ich karabinów sterczały jak anteny.

Oddział zatrzymał się przy drzwiach z tyłu domu. Towarzyszący jej policjanci przyglądali się, gdy Sachs sprawdzała taśmę, którą okleiła buty. Słyszała, jak jeden z nich powiedział coś cicho o przesądzie.

Wtedy usłyszała w słuchawkach.

– Dowódca Oddziału Pierwszego. Przy drzwiach frontowych. Ładunki założone i uzbrojone. Jesteśmy gotowi.

– Dowódca Oddziału Drugiego? Oddział Drugi?

– Oddział Drugi na stanowisku.

– Dowódca Oddziału Drugiego prowadzi. Oba oddziały, wpadamy na trzy.

Po raz ostatni sprawdziła broń.

– Raz…

Językiem dotknęła kropli potu spływającej jej po nabrzmiałej ranie na wargach. – Dwa…

Okay, Rhyme, popatrz…

– Trzy!

Eksplozja nie była głośna: stłumiony trzask. Policjanci szybko ruszyli naprzód. Wbiegła do budynku za grupą z oddziału specjalnego. Rozproszyli się. Wiązki światła rzucane przez latarki przymocowane do luf karabinów krzyżowały się ze snopami światła słonecznego wpadającego przez okna. Sachs spostrzegła, że jest sama. Inni policjanci rozbiegli się po budynku, przeszukiwali pomieszczenia, szafy. Zaglądali za dziwaczne posągi, którymi dom był zapełniony.

Skręciła za róg. Zamajaczyła przed nią blada twarz. Nóż…

Zamarło jej serce. Przyjęła pozycję strzelecką, uniosła broń. Zaczęła naciskać spust, gdy zdała sobie sprawę, że patrzy na malowidło na ścianie. Niesamowity rzeźnik z okrągłą twarzą trzymał nóż w jednej ręce, a w drugiej kawał mięsa.

Towarzysz…

Przestępca wybrał wielki budynek na kryjówkę.

Policjanci wbiegli po schodach na górę. Przeszukiwali pierwsze i drugie piętro.

Ale Sachs szukała czegoś innego.

Znalazła drzwi prowadzące do piwnicy. Były uchylone. Okay. Włączyła latarkę. Chciała zajrzeć za drzwi, ale przypomniała sobie, co mówił Nick: Nigdy nie zaglądaj do pomieszczeń ani za róg na wysokości głowy lub piersi. Tam będzie strzelał przestępca. Uklękła na jedno kolano, wzięła głęboki oddech. Naprzód!

Nic. Mrok.

Odwróciła się, mierzyła z pistoletu.

Słuchaj.

Na początku nic nie słyszała. Potem dotarły do niej nieokreślone szmery, stukot. Odgłosy przyspieszonego oddechu lub chrząknięć.

On tutaj jest! Ucieka!

– Jestem w piwnicy. Proszę o wsparcie – powiedziała do mikrofonu.

– Zrozumiałem. Czekaj.

Nie czekała jednak. Pomyślała o małej dziewczynce, którą porwał. Zaczęła zbiegać po schodach. Zatrzymała się i znów nasłuchiwała. Nagle zdała sobie sprawę, że ma odsłonięte ciało od pasa w dół. Zeskoczyła na podłogę, skuliła się w ciemnościach.

Głęboko oddychała.

Teraz!

Halogenowa lampa, którą trzymała w lewej ręce, rzuciła jaskrawy snop światła poprzez pomieszczenie. Sachs celowała w środek świetlistego dysku, gdy latarka omiatała pokój. Skierowała wiązkę światła w dół. Tamten też mógł przywrzeć do podłogi. Pamiętała, co mówił Nick: Przestępcy nie fruwają.

Nic. Ani śladu bandyty.

– Funkcjonariuszko Sachs?

Policjant z oddziału specjalnego pojawił się na szczycie schodów.

– Och, nie – wymamrotała, gdy latarka oświetliła Pammy Ganz, skuloną w rogu piwnicy. – Nie ruszaj się! – szepnęła do policjanta.

Centymetry od dziewczynki stała wataha wychudzonych, zdziczałych psów. Obwąchiwały jej twarz, ręce i nogi.

Dziewczynka patrzyła szeroko otwartymi oczami na zwierzęta. Jej drobna pierś unosiła się miarowo, łzy spływały po policzkach. Miała otwarte usta, wydawało się, że koniec języka przykleił się jej do górnej wargi.