Выбрать главу

– Zostań tam – powiedziała Sachs do policjanta. – Nie przestrasz ich.

Wymierzyła z broni, ale nie strzeliła. Zastrzeliłaby dwa lub trzy psy, lecz pozostałe mogłyby wpaść w panikę i zaatakować dziewczynkę. Jeden z nich był na tyle duży, że mógł zagryźć ją jednym kłapnięciem szczęk.

– On jest na dole? – spytał policjant.

– Nie wiem. Przywołaj lekarza. Nie schodźcie jednak na dół.

– Rozumiem.

Kierując broń w stronę psów, Sachs zaczęła powoli podchodzić do dziewczynki. Zwierzęta po kolei odwracały się od Pammy. Mała dziewczynka była po prostu łupem, a Sachs – drapieżnikiem. Psy warczały. Ich przednie łapy drżały, gdy zwierzęta napinały mięśnie. Gotowały się do skoku.

– Boję się – powiedziała Pammy piskliwym głosem, znów przyciągając uwagę psów.

– Cicho, kochanie – wyszeptała Sachs. – Nic nie mów. Nie ruszaj się.

– Mamusiu, chcę do mamy! – Jej przeraźliwy krzyk wystraszył psy. Zaczęły się kręcić, obracając swoje pokancerowane nosy we wszystkie strony.

– Spokojnie, spokojnie…

Sachs przesunęła się w lewo. Teraz na nią psy zwróciły uwagę. Patrzyły najpierw w oczy, a potem kierowały wzrok na wyciągniętą rękę i pistolet. Rozdzieliły się na dwie grupy. Jedna skupiła się przy Pammy, druga usiłowała podkraść się do Sachs z tyłu.

Poruszając się powoli, policjantka znalazła się w końcu między dziewczynką a trzema psami.

Unosiła i opuszczała glocka, mierzyła po kolei do zwierząt. Psy wpatrywały się czarnymi oczami w pistolet.

Jeden z nich, pokryty ranami, z żółtą sierścią, warknął i zaczął zbliżać się do Sachs z prawej strony.

– Mamusiu… – kwiliła dziewczynka.

Sachs pochyliła się powoli, chwyciła za dres i pociągnęła dziewczynkę do siebie. Żółty pies się przysunął.

– Sio – powiedziała Sachs.

Nie posłuchał.

– Poszedł!

Psy napięły mięśnie i obnażyły brązowe zęby.

– Spierdalać! – Sachs krzyknęła i walnęła żółtego psa lufą w nos. Pies zamrugał przerażony oczami, zaskowyczał i wpadł na schody.

Pammy wrzasnęła, doprowadzając pozostałe psy do szału. Zaczęły walczyć między sobą. W piwnicy utworzyło się kłębowisko ciał, w którym co chwila błyskały obnażone zęby. Pokiereszowany rottweiler rzucił pod nogi Sachs kawałek sierści z brązowego kundla. Mocno tupnęła nogą i rottweiler uciekł na schody. Pozostałe psy pobiegły za nim jak charty za królikiem.

Pammy zaniosła się płaczem. Sachs kucnęła przy niej i omiotła światłem latarki piwnicę. Ani śladu przestępcy.

– W porządku, kochanie. Zaraz będziesz w domu. Już dobrze. Pamiętasz tego pana, który tu był? Wyszedł stąd?

– Nie wiem. Chcę do mamy.

W słuchawkach usłyszała głosy policjantów. Parter i pierwsze piętro zostały sprawdzone.

– Samochód i taksówka? – spytała Sachs. – Nie znaleziono ich?

– Nie. Przestępca prawdopodobnie uciekł.

Jego tam nie ma, Amelio. To byłoby bez sensu.

– Piwnica jest bezpieczna? – zawołał policjant ze szczytu schodów.

– Mam zamiar sprawdzić – odparła. – Zaczekajcie.

– Schodzimy.

– Nie – powiedziała. – Miejsce przestępstwa jest prawie niezanieczyszczone i chcę, żeby takie pozostało. Niech tylko lekarz zejdzie na dół i zbada dziewczynkę.

Młody jasnowłosy lekarz zszedł po schodach i pochylił się nad Pammy.

Wtedy Sachs spostrzegła ślady prowadzące w głąb piwnicy do pomalowanych na czarno niskich metalowych drzwi. Podeszła do nich, unikając zadeptania śladów. Kucnęła. Drzwiczki były uchylone. Wydawało się jej, że za nimi znajduje się tunel prowadzący do innego budynku. W środku nie było zupełnie ciemno.

Droga ucieczki. Skurwysyn.

Palcami lewej ręki pchnęła drzwi. Nie zapiszczały.

Wcisnęła się do tunelu.

Przeszła kilka metrów, w słabym świetle nie zauważyła żadnych poruszających się cieni.

Widziała jedynie oczami wyobraźni poparzone ciało T.J. Colfax zwisające przy czarnej rurze i Monelle Gerger otoczoną przez szczury.

– Funkcjonariusz 5885 do dowódcy – powiedziała Sachs do mikrofonu.

– Mów – zwięźle odezwał się Haumann.

– Znalazłam tunel prowadzący do budynku na południe. Trzeba zabezpieczyć drzwi i okna.

– Zrozumiałem.

– Weszłam do niego.

– Do tunelu? Zaraz dostaniesz wsparcie.

– Nie. Nie chcę, żeby ślady w piwnicy zostały zatarte. Niech tylko ktoś zaopiekuje się dziewczynką.

– Powtórz.

– Nie. Bez wsparcia.

Wyłączyła latarkę i zaczęła się czołgać.

Nie miała oczywiście w akademii zajęć z penetrowania tuneli, ale Nick powiedział jej, jak zachowywać się w takich sytuacjach. Broń musi być przy ciele – nie należy wyciągać jej zbyt daleko, aby przestępca jej nie wytrącił. Trzy kroki – dobrze, przesunęła się do przodu. Nasłuchuj. Kolejne dwa kroki. Przerwa. Nasłuchuj. Tym razem cztery kroki. Zachowuj się tak, żeby nie mógł przewidzieć twoich ruchów.

Do cholery, ale tu ciemno.

Poza tym tu śmierdzi. Czym? Zrobiło jej się niedobrze, gdy poczuła drażniący odór.

Doszła do tego klaustrofobia. Zatrzymała się, starała się myśleć o wszystkim, tylko nie o otaczających ją ścianach. Uspokoiła się, ale smród stawał się coraz bardziej drażniący.

Spokojnie, dziewczyno. Spokojnie!

Sachs powstrzymała wymioty.

Co to za hałas? Brzęczenie jakiegoś urządzenia elektrycznego. Odgłos unosił się i opadał.

Znalazła się trzy metry od wylotu tunelu. Dostrzegła dużą piwnicę. Było w niej ciemno, ale nie tak jak w tej, gdzie znalazła Pammy. Oświetlało je skąpe światło wpadające przez okienko. Widziała unoszące się w powietrzu tumany kurzu.

Uważaj, masz pistolet zbyt daleko od ciała. Jedno kopnięcie i wylatuje ci z rąk. Obniż i przesuń do tyłu środek ciężkości ciała! Użyj ramion do celowania, a tyłka jako podpórki.

Znalazła się przy drzwiach.

Znów powstrzymała wymioty, stłumiła odgłos.

Czeka na mnie czy nie?

Szybko wyjrzyj i schowaj głowę. Masz na głowie hełm. Nie jest całkowicie kuloodporny, ale przypomnij sobie, że przestępca ma przy sobie trzydziestkędwójkę. Damska broń.

W porządku. Pomyśl. W którą stronę najpierw spojrzeć? „Poradnik dla policji patrolowej” nie jest tu pomocny, a i Nick nie chce służyć jej radą. Rzuć monetą.

Lewa.

Szybko wysunęła głowę, spojrzała w lewo. Cofnęła się do tunelu.

Nic nie zauważyła, tylko pustą ścianę i cienie.

Jeżeli jest po prawej stronie, widział mnie. Przygotuje się do strzału.

Okay, ruszaj. Tylko szybko.

Gdy się poruszasz…

Sachs wyskoczyła z tunelu.

…nie dopadną cię.

Rzuciła się na podłogę, przeturlała i odwróciła.

Jakaś postać ukryła się w cieniu pod oknem, po prawej stronie. Szybko wycelowała, ale nie strzeliła – zamarła z przerażenia.

Straciła oddech.

Boże…

Jej wzrok przyciągnęło ciało kobiety przytwierdzone do ściany.

Od pasa w górę kobieta była szczupła, miała ciemnokasztanowe włosy, wychudzoną twarz, małe piersi, kościste ramiona. Jej skórę pokrywał rój much – to ich brzęczenie słyszała.

Ale od pasa w dół… Zakrwawione kości miednicy, udowe, stóp. Mięso rozpuściło się we wstrętnej cieczy, w której kobieta została zanurzona. Zawartość kadzi przypominała gulasz. Ciecz była ciemnobrązowa, pływały w niej kawałki mięsa. Był to ług albo jakiś kwas. Opary płynu gryzły Sachs w oczy. Przerażenie i wściekłość wypełniły jej serce.