Выбрать главу

– Thom! Przynieś pościel! I koc! Thom! Nie wiem, do cholery, co on robi. Thom! – krzyczał Rhyme.

Sachs chciała coś powiedzieć, ale właśnie w drzwiach zjawił się Thom.

– Jeden nieuprzejmy krzyk wystarczy – rzucił rozdrażniony. – Wiesz o tym, Lincoln.

– Amelia tu zostanie. Czy możesz przynieść koce i poduszki na kanapę?

– Nie chcę spać na tej kanapie – powiedziała. – Leżałabym jak na kamieniach.

Odmowa bardzo go zabolała. Od kilku lat nie odczuwałem takich emocji, pomyślał ponuro. Niemile zaskoczony uśmiechnął się mimo wszystko.

– Na dole jest sypialnia. Thom przygotuje ci miejsce do spania.

Ale Sachs położyła na stole torebkę.

– W porządku. Thom. Nie musisz tego robić.

– Nie sprawi mi to kłopotu.

– W porządku. Dobranoc, Thom. – Podeszła do drzwi.

– Hm, ale ja…

Uśmiechnęła się.

– No to… – zaczął, odrywając wzrok od niej i kierując go na Rhyme’a, który zmarszczył czoło i potrząsnął głową.

– Dobranoc, Thom – powtórzyła twardo. – Idź już.

Zatrzasnęła drzwi, gdy Thom wyszedł na korytarz.

Sachs zdjęła buty, spodnie i koszulkę. Miała teraz na sobie tylko koronkowy biustonosz i luźne, bawełniane majtki. Wsuwając się do łóżka obok Rhyme’a, ukazała cały seksapil, którym piękna kobieta może oczarować mężczyznę.

Zwinęła się w kulkę i roześmiała.

– Niesamowite łóżko. – Przeciągnęła się jak kotka. Zamknąwszy oczy, zapytała: – Nie masz nic przeciwko temu?

– Nie mam nic przeciwko temu.

– Rhyme?

– Co?

– Opowiedz mi więcej o swojej książce, dobrze? O miejscach przestępstw.

Zaczął mówić o przebiegłym, seryjnym mordercy z Queens, ale po minucie spostrzegł, że Sachs śpi.

Rhyme spojrzał w dół i zauważył, że piersi Sachs dotykają jego piersi, jedno kolano położyła na jego udzie. Po raz pierwszy od wielu lat miał na twarzy włosy kobiety. Łaskotały go. Zapomniał, że taką reakcję wywołują włosy. Był tak zanurzony w przeszłości i miał tak doskonałą pamięć, że zaskoczyło go, iż nie może sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni doznawał takiego uczucia. Przypominał sobie jedynie wieczory z Blaine; sprzed wypadku, jak przypuszczał. Pamiętał, że kiedyś postanowił znieść łaskotki, nie usuwać włosów z twarzy, aby nie obudzić żony.

Teraz oczywiście nie mógł nic zrobić z włosami Sachs, nawet gdyby sam Bóg o to prosił. Nie myślał o tym, że mu przeszkadzają, wprost przeciwnie, chciał o tym pamiętać do końca świata.

Rozdział trzydziesty piąty

Następnego ranka Lincoln Rhyme znów był sam.

Thom poszedł na zakupy, Mel Cooper pracował w laboratorium policji. Vince Peretti zakończył badania w domu przy Van Brevoort i w mieszkaniu Sachs. Znaleziono zaledwie kilka śladów. Rhyme przypisał to inteligencji przestępcy, a nie niekompetencji Perettiego.

Rhyme oczekiwał kolejnego raportu, ale zarówno Dobyns, jak i Sellitto uważali, że przestępca ukrył się i przynajmniej na razie nie będzie dawał znaków życia. W ciągu ostatnich dwunastu godzin nie było żadnych ataków na policję ani porwań.

Ochroniarz Sachs – olbrzymi policjant z patrolu – towarzyszył jej w czasie wizyty u laryngologa w szpitalu na Brooklynie: wchłonięty pył spowodował kłopoty z gardłem. Rhyme też miał obstawę: umundurowany policjant pełnił wartę przed jego domem. Znał tego sympatycznego gliniarza od lat. Prowadził z nim kiedyś długie rozmowy o wyższości torfu irlandzkiego nad szkockim przy produkcji whisky.

Rhyme był w doskonałym nastroju. Powiedział do domofonu:

– Spodziewam się wizyty lekarza w ciągu kilku najbliższych godzin. Proszę go wpuścić.

Policjant powiedział, że wpuści.

Doktor William Berger potwierdził, że dzisiaj będzie punktualnie.

Rhyme położył głowę na poduszce i zauważył, że nie jest zupełnie sam. Po parapecie spacerowały sokoły. Zachowywały się niezwykle bojaźliwie, były zaniepokojone. Zbliżał się front niskiego ciśnienia. Wprawdzie przez okno Rhyme widział pogodne niebo, ale wierzył ptakom. Były niezawodnymi barometrami.

Zerknął na zegar na ścianie. 11.00. Tak jak dwa dni temu z niecierpliwością oczekiwał przybycia Bergera. Takie jest życie: niepowodzenie za niepowodzeniem, ale czasami uśmiecha się do nas szczęście.

Oglądał telewizję przez dwadzieścia minut, szukał reportaży na temat porwań. Jednak wszystkie stacje nadawały specjalne programy poświęcone uroczystości otwarcia konferencji ONZ. Rhyme uznał, że jest to nudne. Przełączył na CNN, przyjrzał się pięknej reporterce stojącej przed siedzibą ONZ i w końcu wyłączył przeklęty telewizor.

Zadzwonił telefon. Rhyme wykonał wiele skomplikowanych czynności, zanim mógł powiedzieć:

– Halo.

Po chwili ciszy usłyszał męski głos:

– Lincoln?

– Tak?

– Jim Polling. Jak się czujesz?

Rhyme uświadomił sobie, że nie widział kapitana od wczorajszego ranka, jedynie w nocy oglądał go w telewizji na konferencji prasowej, podczas której szeptem podpowiadał burmistrzowi i szefowi policji Wilsonowi.

– Dobrze. Wiadomo coś więcej o przestępcy? – spytał Rhyme.

– Jeszcze nie, ale go złapiemy. – Kolejna przerwa. – Jesteś sam?

– Tak.

Tym razem dłuższa przerwa.

– Czy mogę wpaść do ciebie?

– Oczywiście.

– Za pół godziny?

– Nigdzie nie wychodzę – powiedział żartobliwie Rhyme.

Znów ułożył wygodnie głowę na grubej poduszce, jego wzrok ześlizgnął się na zawiązaną linkę do bielizny, która wisiała obok charakterystyki przestępcy. To jest nieuchwytny koniec, roześmiał się ze swojego dowcipu. Nie mógł pogodzić się z myślą, że zakończy się sprawa, a on nie będzie wiedział, jaki to rodzaj węzła. Przypomniał sobie, że Polling jest wędkarzem. Być może on go rozpozna.

Polling, Rhyme zaczął rozmyślać.

James Polling.

Zastanawiające, w jaki sposób kapitan ich przekonywał, żeby zaangażować Rhyme’a do prowadzenia śledztwa. Dlaczego mu na nim tak zależało? Przecież wybór Perettiego, ze względu na karierę, był dla niego korzystniejszy. Rhyme przypomniał sobie, jak Polling wpadł w szał, gdy Dellray przyszedł odebrać sprawę policji.

Myśląc teraz o nim, doszedł do wniosku, że zaangażowanie się Pollinga w tę sprawę jest niezrozumiałe. Nikt nie zgłasza się na ochotnika do ścigania takich przestępców jak 823, nawet jeśli bardzo chce się zrobić karierę. Zbyt duże prawdopodobieństwo, że będą ofiary śmiertelne. Zbyt duża możliwość wystawienia się na ataki prasy, na zarzuty władz miasta.

Polling… Wpadał do pokoju, sprawdzał, co zrobili, i wychodził.

Oczywiście musiał składać raporty burmistrzowi i szefowi policji.

Ale – nagle ta myśl błysnęła w głowie Rhyme’a – czy nie informował też kogoś innego?

Kogoś, kto chciał znać postępy śledztwa? Przestępcę?

Co, do diabła, Polling miałby wspólnego z porywaczem? Chyba że…

Zamarł.

Może to Polling jest poszukiwanym porywaczem?

Oczywiście, że nie. Ta myśl jest beznadziejnie głupia, śmieszna. Nawet nie biorąc pod uwagę motywów – nie mógł. Przecież był w tym pokoju, gdy porywano ofiary…

Był?

Rhyme spojrzał ponownie na charakterystykę przestępcy.

Ciemne ubranie, pogniecione bawełniane spodnie. Polling chodził w sportowym ubraniu przez kilka ostatnich dni. Co z tego? Wielu ludzi…

Otworzyły się i zamknęły drzwi na dole.

– Thom?

Brak odpowiedzi. Thom ma wolne do popołudnia.

– Lincoln?

Nie! Cholera! Zaczął wybierać numer.

9…1…

Kursorem przejechał na dwójkę.

Kroki na schodach.

Usiłował ponownie wybrać numer 911, ale w zdenerwowaniu strącił joystick.