– On jest zepsuty. Ma fatalny obraz.
Podszedł do swego sprzętu i włączył keyboard yamahy. Rozległ się obiecujący szum.
– Pokażę ci, jak to działa. Zagram coś specjalnie dla ciebie.
– Doskonale, chętnie posłucham. Czy masz jeszcze piwo?
Lillick otworzył lodówkę.
– To było ostatnie. Może wypijesz kroplę wina?
– Jasne.
Napełnił dwie duże szklanki i podał jej jedną z nich. Stuknęli się. Carrie wyjęła ze swego naczynia kawałek korka i podniosła je do ust.
Potem zdjęła białą opaskę, która przytrzymywała jej włosy i położyła się na łóżku. Przesunęła ręką po materacu.
– Co to jest?
– O co ci chodzi?
– O to wybrzuszenie.
– Nie mam pojęcia. Pewnie poduszka.
Carrie zmarszczyła brwi.
– Nie, to jest coś dziwnego. Lepiej sam zobacz.
Usiadł obok niej na łóżku i zajrzał pod kołdrę. Okazało się, że nie jest to poduszka, lecz czerwony damski but na wysokim obcasie.
– Jak on się tu znalazł? – spytała ironicznym tonem Carrie.
– Wykorzystałem go w jednym z moich numerów.
– Akurat – mruknęła z niedowierzaniem.
Do cholery, mówię prawdę – pomyślał ze złością. – Przecież nie jestem jakimś pieprzonym transwestytą.
Spojrzała mu w oczy, a on odruchowo pochylił się i pocałował ją w usta. Poczuł smak szminki. Carrie zrzuciła czerwony but na podłogę, chwyciła dłoń Lillicka i położyła ją na swoich piersiach.
Tu się dzieje coś dziwnego – pomyślał.
Wyciągnęła rękę i zgasiła stojącą obok łóżka lampę. Jedynym źródłem światła pozostał wyświetlacz wzmacniacza.
Dziwne…
Zaczął całować ją namiętnie i mocno. Ona odwzajemniała jego pocałunki. Po chwili ściągnęła z siebie dżinsy i sweter. Lillick ujrzał jej duże piersi, przesłonięte siatką biustonosza i ciemne kręgi sutków.
Całował ją przez całą minutę.
Dziwne…
Zdał sobie sprawę, że włączony przez niego magnetofon będzie przez najbliższe dwadzieścia minut utrwalał każdy dźwięk, jaki rozlegnie się w pokoju. Pomyślał, że można by go wyłączyć, ale nie chciało mu się wstawać. Uznał też, że nigdy nie wiadomo, jakie efekty dźwiękowe okażą się w przyszłości przydatne.
Rozdział jedenasty
Taylor sama nie była pewna, w którym momencie przyszedł jej do głowy ten pomysł – zapewne między czwartą a piątą nad ranem, kiedy leżała w łóżku, słuchając odgłosów miasta. Była wtedy w stanie półuśpienia – w krainie czarów albo po drugiej stronie lustra.
Myślała o wszystkich zebranych przez siebie poszlakach. Pobieżne porównanie odcisków zdjętych z sejfu z odciskami osób podejrzanych – Sebastiana, Lillicka i Dudleya – nie przyniosło niepodważalnych dowodów. Wyglądało jednak na to, że odciski na sejfie pozostawił Sebastian.
Ale czy istniał jakiś sposób potwierdzenia, że on – lub ktokolwiek inny – przebywał w firmie tamtej sobotniej nocy? Oczywiście oprócz zestawień czasowych lub zapisów komputerowych dotyczących użycia kart magnetycznych?
Wiedziała, że istnieje taki sposób; złodziej mógł przyjechać do firmy taksówką lub wynajętą limuzyną. Mógł podpisać rachunek własnym nazwiskiem.
Poza tym istniały kopiarki. Jeśli przebywał w firmie w związku z jakąś sprawą służbową, mógł posłużyć się kopiarką. Aby ją uruchomić, musiał użyć specjalnego klucza, na którym znajdował się jego numer identyfikacyjny. Mógł też – myślała z rosnącym podnieceniem – załogować się w jednym z należących do sieci komputerów.
Albo skorzystać z firmowego telefonu. Każde połączenie, którym można było obciążyć klienta (z trzystuprocentowym narzutem) było odnotowywane w komputerach firmy.
Zerknęła na zegar. Była 7.40 rano.
O rany!
Niechętnie zwlokła się z łóżka. Na szczęście nie miała kaca.
Do dzieła, Alicjo – pomyślała. – Ta sprawa robi się coraz bardziej interesująca.
Dokładnie o dziewiątej była już w księgowości firmy Hubbard, White and Willis.
– Przygotowuję rachunek dla Mitchella Reece’a – oznajmiła kobiecie pracującej przy komputerze. – Czy mogę zobaczyć listę osób korzystających z kopiarek, rachunki za wynajęte samochody, wykazy telefonów i wpisy do sieci komputerowej z ostatniej soboty i niedzieli?
– Nie ma jeszcze końca miesiąca – mruknęła kobieta.
– Mitchell chce przedłożyć klientowi orientacyjne zestawienie kosztów.
– Wstępne zestawienie kosztów? Przecież te wydatki nie przekraczają z reguły tysiąca dolarów. Nie mają żadnego znaczenia.
– Bardzo panią proszę – powiedziała Taylor przymilnym tonem.
– No dobrze… – Kobieta pochyliła się nad klawiaturą i napisała kilka wierszy tekstu. Potem zmarszczyła brwi i przycisnęła kilka następnych klawiszy.
– Nie wiem, co się dzieje. Nie ma tu żadnych rachunków za taksówki. A przecież w sobotę jest ich zawsze sporo. – Taylor dobrze o tym wiedziała. Jeśli ktoś pracował w sobotę, firma pokrywała koszty dojazdu i powrotu do domu.
– A kto korzystał z kopiarek? – spytała z niepokojem.
Kobieta nacisnęła kilka następnych klawiszy, a potem zaczęła wpatrywać się w ekran.
– To cholernie dziwne – mruknęła w końcu.
– Czyżby nikt nie korzystał z kopiarki?
– Na to wygląda.
– A telefony? I wpisy do sieci komputerów?
Rozległ się stukot klawiszy.
– Nic nie ma.
– Czy myśli pani, że ktoś mógł wymazać dane? – spytała Taylor.
– Chwileczkę. – Młoda kobieta nacisnęła kolejne klawisze, a potem uniosła wzrok. – Właśnie. Wymazane. Musiała nastąpić jakaś awaria systemu. Wszystkie dane dotyczące wydatków za ubiegły tydzień zostały wykasowane. Taksówki, posiłki, kopiarki, nawet telefony. Wszystko zniknęło.
– Czy zdarzyło się to kiedykolwiek przedtem?
– Nie. Nigdy.
Sean Lillick zatrzymał się obok klitki Carrie Mason, by się z nią przywitać.
Natychmiast zauważył, że jest z tego bardzo zadowolona.
Rozmawiali przez kilka minut. Potem oznajmił, że marzy o filiżance kawy, a ona natychmiast zerwała się na nogi.
– Biała czy czarna? – spytała.
– Czarna – odparł, bo choć zawsze brał dużo cukru, picie czarnej kawy wydawało mu się bardziej stylowe.
– Zaraz ją przyniosę.
– Nie musisz…
– Nie ma problemu.
Carrie zniknęła w głębi korytarza. On zaś wykorzystał tę szansę i włożył do jej torebki kartę dostępu do komputera.
Ubiegłej nocy wydało mu się dziwne, że to ona zaciągnęła go do łóżka.
Cały jego plan polegał na tym, żeby zaprosić ją do swego mieszkania, poczęstować alkoholem i uwieść. A potem, gdy będzie spała – ukraść jej kartę dostępu i wykasować wszystkie dane dotyczące kosztów. Na przykład kosztu taksówki, która zawiozła go z firmy do biura adwokata, prowadzącego w imieniu powoda sprawę przeciwko Szpitalowi Świętej Agnieszki. A także kosztów rozmów telefonicznych, które przeprowadził z Rothsteinem, by ustalić warunki nowej dzierżawy lokalu. Po rozmowie z Claytonem zdał sobie sprawę, że postępował bardzo nieostrożnie. Postanowił więc – jak wyraził się jego przełożony – zatrzeć wszystkie ślady.
Dlatego właśnie zamierzał odegrać ubiegłego wieczora rolę wielkiego uwodziciela.
Dziwne…
Carrie wróciła właśnie z kawą. Kiedy podawała mu filiżankę, ich dłonie zetknęły się na chwilę, a oni spojrzeli sobie w oczy. Po dwóch sekundach poczucie winy zmusiło go do odwrócenia wzroku.