– Zgadza się – potwierdził Morse.
– Czy widział pan to na własne oczy?
– Widziałem, jak robiono choremu zastrzyk. Potem obejrzałem kartę i natychmiast powiedziałem lekarzowi, że popełnił błąd.
– Dlaczego był to błąd?
– Pan Marlow cierpiał na chorobę wrzodową. Wszyscy wiedzą, że takiemu pacjentowi absolutnie nie należy podawać tych leków.
– Wnoszę sprzeciw, wysoki sądzie – uprzejmym tonem wtrącił Reece. – Świadek nie może wypowiadać się w imieniu, cytuję, „wszystkich”.
– W literaturze medycznej jest jasno napisane, że takiemu pacjentowi nie należy podawać tych konkretnych leków – poprawił się doktor Morse.
– Jaka była reakcja lekarza, gdy mu pan o tym powiedział? – spytał adwokat powoda.
– Sprzeciw – ponownie wtrącił Reece. – To nie jest informacja z pierwszej ręki.
– Wysoki sądzie, sformułuję pytanie inaczej – oznajmił adwokat powoda. – Czy kiedy zwrócił mu pan uwagę na jego niebezpieczne, pańskim zdaniem, postępowanie, poczynił on jakieś kroki zmierzające do naprawienia błędu?
– Nie.
– Co się stało później?
– Poleciłem pielęgniarce, by starannie monitorowała stan chorego, gdyż moim zdaniem mogą u niego wystąpić bardzo niepokojące objawy. Potem poszedłem do szefa personelu.
– Czyli do Harolda Simpsona?
– Tak jest.
– I jaka była jego reakcja?
– Nie udało mi się zobaczyć z doktorem Simpsonem. Powiedziano mi, że jest na polu golfowym.
– Sprzeciw. Informacja z drugiej ręki.
– Nie było go – poprawił się świadek.
– Co nastąpiło później?
– Wróciłem na oddział, żeby sprawdzić, jak się miewa pan Marlow. Był nieprzytomny, w stanie śpiączki. Pielęgniarki, której poleciłem monitorowanie jego stanu, nie było na miejscu. Ustabilizowaliśmy go. Ale nadal był w stanie śpiączki.
– Czy kiedy zwracał pan uwagę na zaaplikowanie niewłaściwych leków, możliwe było podanie choremu jakiegoś antidotum…
– Sprzeciw – zawołał Reece. – To jest sugestia, że otruliśmy powoda.
– Bo tak było! – warknął Morse.
– Wysoki sądzie? – odezwał się Reece.
– Proszę zastosować bardziej neutralną terminologię, panie mecenasie – polecił sędzia adwokatowi powoda.
– Tak jest, wysoki sądzie. Doktorze Morse, czy można było podać choremu leki, neutralizujące szkodliwe skutki tych, które zaaplikował mu lekarz Szpitala Świętej Agnieszki?
– Oczywiście. Ale musiałoby to zostać zrobione bezzwłocznie.
– Co się stało później?
– To był ostatni dzień mojego pobytu w tym szpitalu. Nazajutrz wróciłem do Kalifornii i zaraz po przyjeździe zatelefonowałem do szpitala, by zapytać o stan pacjenta. Powiedziano mi, że wyszedł ze śpiączki, ale wystąpiło u niego nieodwracalne uszkodzenie mózgu. Zostawiłem wiadomości dla szefa personelu, przewodniczącego komisji procedur medycznych i ordynatora oddziału chorób wewnętrznych. Żaden z nich nie zareagował na mój telefon.
– Nie mam więcej pytań.
Z galerii rozległ się szmer będący reakcją widzów na tak druzgocące zeznania. Taylor również była przekonana, że świadek przechylił szalę procesu i że jej firma poniosła straszliwą porażkę.
– Panie Reece, czy chce pan przesłuchać świadka? – spytał sędzia, odchylając się z fotelem do tyłu.
Mitchell Reece wstał, a potem delikatnym ruchem poprawił krawat i zapiął guzik marynarki.
– Dziękuję, wysoki sądzie. Przede wszystkim – skierował spojrzenie w stronę ławy przysięgłych – chciałbym się przedstawić. Jestem Mitch Reece. Pracuję w firmie Hubbard, White and Willis, podobnie jak mój przyjaciel i kolega, Fred LaDue, którego, jak sądzę, państwo już znacie. Będę miał przyjemność spędzić dziś z państwem kilka godzin. – Uśmiechnął się, budując atmosferę koleżeństwa z sześcioma kobietami i mężczyznami, śmiertelnie znużonymi wysłuchiwaniem przez kilka dni zawiłych wywodów medycznych.
Taylor, siedząc między dwoma osiemdziesięcioletnimi widzami, obserwowała go uważnie. Zauważyła, że zaczął powoli przechadzać się tam i z powrotem po sali.
– Jak pan zapewne wie, płacą mi za to, że zadaję panu pytania – rzekł Reece.
– Ja… – wymamrotał zdumiony świadek, mrugając nerwowo oczami.
– To nie było pytanie – oznajmił ze śmiechem Mitchell. – Mówię panu po prostu, że dostaję pieniądze za to, że tu jestem. Zakładam też, że pan dostaje pieniądze za składanie zeznań. Ale moim zdaniem nie byłoby fair, gdybym spytał, ile panu płacą. Nie zamierzam również wyjawiać, ile płacą mnie. Zresztą prawnicy i tak zarabiają zbyt dużo. – W sali rozległ się głośny wybuch śmiechu. – Ustalmy więc tylko, że obaj jesteśmy profesjonalistami. Czy pan się z tym zgadza?
– Tak jest.
– To dobrze.
Adwokaci powoda byli wyraźnie zaniepokojeni. Prawnicy przesłuchujący ekspertów z reguły starają się zasugerować przysięgłym, że wszyscy biegli są czymś w rodzaju najemników.
– Chciałbym więc pana spytać, doktorze, jak często składa pan zeznania w tego rodzaju procesach, dotyczących naruszenia etyki zawodowej?
– Rzadko.
– To znaczy?
– Zeznawałem chyba trzy albo cztery razy w życiu – odparł świadek. – Robię to tylko wtedy, kiedy dochodzi do rażącej niesprawiedliwości i…
Reece, nie przestając się uśmiechać, uniósł rękę.
– Chyba będzie lepiej, jeśli ograniczy pan swe kwestie do odpowiedzi na moje pytania – oznajmił uprzejmym tonem.
– Sędziowie przysięgli są proszeni o zignorowanie ostatniego zdania, wygłoszonego przez świadka – wymamrotał sędzia.
– Można więc powiedzieć, że spędza pan większość czasu na praktykowaniu medycyny, a nie na składaniu zeznań, obciążających innych lekarzy.
– Pomaganie pacjentom jest dla mnie najważniejsze.
– Pochwalam to, panie doktorze. I cieszę się z pana obecności na tej sali. Mówię to poważnie. Ponieważ ja i moi przyjaciele z ławy przysięgłych musimy zmagać się z bardzo trudnymi problemami technicznymi, a świadkowie występujący w dobrej wierze, tacy jak pan, mogą wyjaśnić wiele spraw.
– Istotnie mam spore doświadczenie – z uśmiechem oznajmił świadek.
– Pomówmy o tym, panie doktorze. Jest pan specjalistą w dziedzinie chorób wewnętrznych, prawda?
– Zgadza się.
– Ma pan zezwolenie izby lekarskiej na praktykę medyczną w tym zakresie, prawda?
– Owszem.
– Więc ma pan okazję do aplikowania chorym różnych leków?
– Oczywiście.
– Czy można powiedzieć, że ma pan duże doświadczenie w podawaniu leków?
– Oczywiście.
– Także w podawaniu leków podjęzykowych, prawda?
– Tak jest.
– Jak również doodbytniczych i takich, które podaje się w formie zastrzyków, jak w przypadku powoda.
– To prawda.
– Nie chciałbym, aby podejrzewał mnie pan o jakieś ukryte intencje, panie doktorze. Zeznał pan, że mój klient popełnił błąd w zakresie zastosowania pewnych leków, a ja chcę tylko ustalić, czy ze względu na pańskie kwalifikacje wygłoszone przez pana opinie, dotyczące mego klienta, mają znaczny ciężar gatunkowy. Czy dobrze się rozumiemy?
– Tak, panie mecenasie.
– Doskonale.
Taylor zauważyła, że przysięgli wyraźnie się ożywili. Obserwowali niezwykłe wydarzenie. Reece traktował świadka w sposób życzliwy. Wymiana zdań między nim a doktorem Morse’em przebiegała zupełnie spokojnie. Zaskoczeni sędziowie przysięgli zaczęli jej słuchać z wielką uwagą.