Potem przysiadła powoli na kanapie. Wiadomość od Samuela Lockwooda przypomniała jej pytanie, zadane poprzedniego dnia przez Mitchella Reece’a: Więc jak wylądowałaś w Nowym Jorku?
Pamiętała dokładnie dzień, kiedy przed dwoma laty siedziała naprzeciwko swojego ojca. Samuel Lockwood, niewysoki i blady, mógłby wydawać się człowiekiem słabym, ale wypełniał salon ich domu swą potężną osobowością.
Usiłowała patrzeć mu z determinacją w oczy. Ale oczywiście nie wyglądało to przekonująco.
– Proszę tylko o to, żebyś zechciała spróbować, Taylor – powiedział w końcu, zagłuszając dochodzący zza okien warkot kosiarki do trawy.
– Mam inne priorytety, tato.
– Priorytety… – mruknął z niechęcią. – To słowo dowodzi, że chciałabyś iść w kilku kierunkach naraz. W głębi swej świadomości rozważasz już możliwość zostania prawnikiem.
– Mam na myśli…
Co ja wtedy miałam na myśli? – spytała się w duchu. Była wówczas zbyt zdenerwowana, by to zapamiętać.
– …mój talent…
– Owszem, kochanie, jesteś utalentowana. Zawsze to przyznawałem. Miałaś dobre stopnie… Z politologii, filozofii, teorii rządzenia państwem. Zawsze.
A także z kompozycji, teorii muzyki, improwizacji i gry na instrumencie – pomyślała Taylor.
– I z muzyki – dodał po krótkiej przerwie, uśmierzając jej gniew. Potem roześmiał się głośno. – Ale nikt nie zarobił nigdy poważnych pieniędzy, grając w barach.
– Nie robię tego dla pieniędzy, tato. Dobrze o tym wiesz.
– Posłuchaj, przecież możesz robić różne rzeczy naraz. Tak jak ja.
Mówił prawdę. Jego zainteresowania obejmowały biznes, prawo, golfa, tenis, żeglarstwo, skoki spadochronowe, działalność pedagogiczną.
– Chodzi mi tylko o to, że moim zdaniem powinnaś zdobyć dyplom prawniczy już teraz. Z upływem lat coraz trudniej ci będzie do tego wracać.
Taylor czuła się przy nim jak małe dziecko i nie potrafiła wymyślić żadnej logicznej odpowiedzi. W wojnie na argumenty Samuel Lockwood wielokrotnie pokonywał najlepszych prawników Ameryki.
– Kiedy gram, czuję, że żyję, tato – wymamrotała w końcu słabym głosem. – Tylko tyle mam ci do powiedzenia.
– To musi być piękne uczucie – przyznał. – Ale pamiętaj, że wszyscy przechodzimy w życiu różne etapy. To, co nas zachwyca teraz, niekoniecznie musi nam wystarczyć na zawsze. Kiedy byłem w szkole, uwielbiałem baseball. Jakie to było cudowne! Ale robić to przez całe życie? Zostać zawodowym baseballistą? Nie, wolałem robić inne rzeczy. I odkryłem, że występowanie w sądzie jest równie podniecające. Może nawet bardziej, ponieważ harmonizuje z moją naturą.
– Muzyka nie jest dla mnie sportem, tato. – Czuła, że mówi płaczliwym tonem, i nienawidziła się za to.
– Oczywiście, że nie. Wiem, że jest ona ważną częścią twojego życia. Przecież byłem na wszystkich twoich recitalach… – dodał, by uwiarygodnić swe zdanie. Pauza. – Chcę tylko powiedzieć, że byłoby lepiej wybić się w jakimś konkretnym zawodzie. Rzecz jasna nie musi to być prawo… I zajmować się muzyką w wolnym czasie. Wtedy, jeśli nie zrobisz kariery muzycznej, będziesz miała na czym się oprzeć. Możesz też robić obie te rzeczy równocześnie. Postawić muzykę na pierwszym miejscu, a prawo na drugim.
Zdawał się zapominać, że przed chwilą zwolnił ją z obowiązku studiowania prawa.
– W dzisiejszych czasach można wykonywać zawód prawnika zupełnie inaczej niż dawniej. Pracować na pół etatu. Kobiety często mają inne priorytety – rodziny i tak dalej. Kancelarie prawnicze są bardziej elastyczne.
– Potrafię zarobić na życie, grając na fortepianie, tato. To się udaje tylko nielicznym muzykom. – Gra w klubach, na weselach i pokazach organizowanych przez firmy przyniosła jej w ubiegłym roku zaledwie osiemnaście tysięcy dolarów. Trudno było to nazwać zarabianiem na życie, ale nie zamierzała wtajemniczać ojca w szczegóły.
– To dobrze świadczy o twoim talencie – przyznał pan Lockwood. Potem zmarszczył brwi. – Przyszło mi coś do głowy. Zgódźmy się na kompromis. Pojedź do Waszyngtonu. Załatwię ci posadę aplikanta w jednej ze współpracujących z nami kancelarii. Zobaczysz, jak wygląda życie firmy prawniczej, a ja sfinansuję twoje studia.
Początkowo odmówiła, ale ojciec był nieugięty, w końcu więc wyraziła zgodę.
– Ale sama sobie załatwię pracę, tato. I sama będę się utrzymywać. Jeśli zechcę, złożę podanie o przyjęcie na studia prawnicze. Ale wieczorami będę grała. Nic mi w tym nie przeszkodzi.
– Taylor… – Ojciec zmarszczył brwi.
– To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić, tato. I nie będę mieszkać w Waszyngtonie, tylko w Nowym Jorku.
Pan Lockwood odetchnął głęboko i kiwnięciem głowy przyznał jej zwycięstwo.
– Masz silny charakter, pani mecenas.
Uśmiechnął się lekko, a ona zdała sobie sprawę, że jego „spontaniczny” pomysł narodził się już dawno temu i dojrzewał w jego głowie podczas wielu nocy. Że ojciec, leżąc w małżeńskim łożu obok żony, obmyślił szczegółowo swą manipulacyjną taktykę.
Była na siebie wściekła za to, że nie okazała się dość czujna. Zrozumiała, że ojciec wcale nie zamierzał wysyłać jej do Waszyngtonu. Że nie chciał wiązać jej ze sobą, załatwiając tę posadę, z tego samego powodu, dla którego nie śmiał nakłaniać jej bezpośrednio do rezygnacji z muzyki – z obawy, że całkowicie ją do siebie zrazi.
A ona, choć uparcie broniła swej niezależności, zgodziła się właśnie na to, czego on chciał.
– Jak chyba rozumiesz, robię to dlatego, że cię kocham i troszczę się o twoje sprawy.
Nie – pomyślała. – Robisz to, ponieważ nie możesz znieść myśli o tym, że istnieje jakikolwiek aspekt twego życia, nad którym nie masz kontroli.
– Wiem, tato – powiedziała łagodnym tonem.
Okazało się, że życie aplikanta nie jest tak ciężkie, jak oczekiwała. Jako bystra i pracowita kobieta, nieobciążona lękiem przed pieniędzmi Wall Street i nowojorskim towarzystwem, szybko zyskała dobrą opinię w firmie i stała się jednym z najbardziej popularnych i cenionych pracowników. Odkryła, że lubi tę pracę i że doskonale się do niej nadaje.
Kiedy więc nadszedł okres składania podań do szkół prawniczych, a Samuel Lockwood zapytał, którą z nich wybrała (nie przyszło mu do głowy, że mogła nie wybrać żadnej), postąpiła zgodnie z jego życzeniami, zyskując ojcowską aprobatę.
Rozważając skomplikowaną odpowiedź na proste pytanie Reece’a, zdała sobie nagle sprawę, że nadal siedzi na kanapie, trzymając rękę na obudowie telefonicznej sekretarki.
Po co jej ojciec przyjeżdżał do Nowego Jorku? Gdzie zjedzą kolację? Czy spodoba mu się wybrana przez nią restauracja? Czy zechce posłuchać, jak gra? Klub Miracles (podobnie jak wszystkie inne lokale, w których występowała) nie wchodził w rachubę – Samuel Lockwood ślęczałby zbyt długo nad kartą dań. Chciałby wiedzieć, na jakim oleju smażą potrawy, i odsyłałby je do kuchni, gdyby nie spełniły jego wymagań.
Elektroniczna kobieta, ukryta w automatycznej sekretarce, powiedziała do niej: „Jeśli chcesz zachować wiadomość, naciśnij dwójkę. Jeśli chcesz ją wymazać, naciśnij trójkę”.
Taylor nacisnęła dwójkę i poszła do sypialni, by przebrać się do roli Maty Hari.
Tak wygląda ten słynny klub? – pomyślała ze zdziwieniem.
Spodziewała się, że będzie bardziej wytworny. Nie przypominał lokalu, w którym bywają dyrektorzy firm, płacący platynowymi kartami, lecz raczej studencki pub. Doszła do wniosku, że stare pieniądze mogą pozwolić sobie na odrobinę nonszalancji.
Ale Ralph Dudley uwielbiał swój Knickerbocker Businessmen’s Club. Czuł się tu jak w domu i z dumą pokazywał nowicjuszce swoją twierdzę.