Выбрать главу

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

– Przepraszam – mruknął Reece. Potem wpuścił do mieszkania jakiegoś młodego człowieka, który zaczął wyjmować z dużej torby owinięte w folię naczynia. Reece ustawił w tym czasie na stole porcelanowe talerze i lichtarz, a potem ułożył obok nich srebrne sztućce.

– Czy życzy pan sobie, żebym nalał wino, panie Reece? – spytał kelner.

– Nie, dziękuję, Robercie. – Reece podpisał rachunek i wręczył chłopcu banknot.

– W takim razie życzę miłego wieczoru.

Na kolację były bliny z rosyjskim kawiorem i śmietaną, medaliony cielęce, ozdobione świeżymi truflami w sosie marsala, sałatka z cykorii i marynowana zielona fasolka.

Ten mężczyzna nie tykał hamburgerów ani kiełków…

– A teraz powiedz mi, czego się dowiedziałaś w sprawie tego dokumentu – zażądał Reece, kiedy już usiedli przy stole i zaczęli jeść.

Taylor przez chwilę starała się uporządkować myśli.

– Po pierwsze, ktoś dostał się do komputera i wymazał z niego wszystkie dane dotyczące wydatków, kosztów i rozmów telefonicznych z soboty i niedzieli.

– Wszystkie? – powtórzył, krzywiąc się z niesmakiem.

– Tak, wszystkie dane z ubiegłego weekendu. Wszystko, co mogłoby połączyć konkretną osobę z firmą. Z wyjątkiem wykazów przepracowanych godzin i adnotacji dotyczących kart magnetycznych do otwierania drzwi.

– Okay. – Kiwnął głową, notując w myślach tę informację. – Kto mógł dostać się do systemu?

– To wcale nie jest takie trudne. Trzeba mieć kartę dostępu, ale można ją łatwo ukraść. – Reece, ku jej radości, zaczął otwierać drugą butelkę wina. – Pozwól, że przedstawię ci kolejno wszystkich podejrzanych. Po pierwsze, Thom Sebastian…

– Mów dalej – poprosił, kiwając głową.

– Zdjęłam odciski z twojego sejfu. Znalazłam ślady jego palców na ścianach i górnej płycie.

– Co takiego? – spytał ze śmiechem.

– Zdobyłam zestaw przyrządów, jakimi posługują się prywatni detektywi. Posypałam miejsce przestępstwa proszkiem i otrzymałam dwadzieścia pięć odcisków. Piętnaście okazało się nie do odczytania. Z pozostałych dziesięciu siedem pozostawiła ta sama osoba, czyli najprawdopodobniej ty. Zdjęłam odcisk z twojej filiżanki. Nawiasem mówiąc, jestem ci winna nową, bo proszek nie chciał z niej zejść i musiałam ją wyrzucić.

– Zastanawiałem się, dlaczego jej nie ma.

– Pozostały trzy odciski. Dwa są nieczytelne. Trzeci należy do Thoma.

– Thom? – Reece zmarszczył brwi. – Co za sukinsyn.

– Nie sądzę, by to on się włamał do sejfu – wyjaśniła Taylor. – Znalazłam na obudowie kilka smug, które zostawił ktoś, kto nosił rękawiczki – chyba zawodowiec. Ale Sebastian mógł go wcześniej oglądać. Może właśnie tego wieczora usiłował go otworzyć, a kiedy doszedł do wniosku, że nie da rady, wezwał eksperta. Czy istnieje jakiś powód, dla którego chciałby zajrzeć do twoich akt?

– Pracował w przeszłości dla banku New Amsterdam, ale nie miał nic wspólnego z firmą Hanover and Stiver… przynajmniej ja o tym nie słyszałem. Tak czy inaczej nie miał prawa wchodzić bez pytania do mojego gabinetu. – Roześmiał się i spojrzał na nią z podziwem. – Odciski palców… To mi nie przyszło do głowy.

Taylor przedstawiła mu dalsze wyniki swych dochodzeń. Opowiedziała, jak odkryła, że Sebastian przebywał w firmie w nocy z soboty na niedzielę, choć on kłamliwie twierdził, iż siedział niemal do rana w klubie. Opowiedziała mu też o Bosku i Callaghanie. O ich rozmowie, z której dowiedziała się, że zamierzają okraść firmę i jak chcą wydać zdobyte w ten sposób pieniądze.

– Czy w związku ze spółką Hanover and Stiver pojawiło się kiedykolwiek nazwisko Callaghan? – spytała w końcu.

– Nie. – Reece potrząsnął głową. – Ale jaki mógłby być motyw Sebastiana? Czy ryzykowałby więzienie, by wyrównać rachunki z naszą kancelarią?

– Dlaczego nie? Firma była całym jego życiem. Poza tym on ma za sobą twardą szkołę przetrwania. Był posłańcem sądowym w Brooklynie i Queens.

– Tak, tacy ludzie potrafią postępować bezwzględnie – mruknął Reece, a Taylor ponownie przypomniała sobie zakamuflowaną groźbę Sebastiana.

– Myślę, że powoduje nim chęć zemsty – powiedziała. – Ale przede wszystkim uważam, że gdyby ukradł ten dokument, to traktowałby pieniądze otrzymane od Hanovera jako coś w rodzaju odszkodowania od naszej firmy. Za to, że nie został wspólnikiem. Pomyśl o tym w taki sposób: on jest produktem kancelarii Hubbard, White and Willis. Przez sześć czy siedem lat uczono go bezwzględności w sprawach finansowych. Poza tym wiem, że zbiera o mnie informacje.

– O tobie?

– Tak. Ma teczkę z moimi danymi.

– Dlaczego to robi?

– Może chce poznać przeciwnika? – Milczała przez chwilę, a potem postanowiła ciągnąć dalej. – Czy pamiętasz, że wspominałam o Dudleyu? Mam dla ciebie ciekawe wiadomości.

Opowiedziała mu o Junie i o klubie fotograficznym West Side.

– Coś podobnego! – jęknął Reece. – Więc ta mała jest kurewką? Dudley musiał oszaleć. Zamkną go za to do kryminału na całe życie. Za deprawację osoby nieletniej grozi taka sama kara jak za gwałt.

– Wygląda na to, że ona kosztuje go tysiąc dolarów tygodniowo. A jak sam mówiłeś, i bez tego ma problemy finansowe. To mógłby być motyw. Wiem, że przebywał w sobotę na terenie firmy. Powiedział Junie, że pracuje nad czymś, co przyniesie mu mnóstwo pieniędzy. Sprawdziłam jego wykazy przepracowanych godzin. Nie ma w nich soboty ani niedzieli. To znaczy, że przyszedł do biura w sprawach prywatnych… Mamy jeszcze jednego podejrzanego.

– Kto nim jest?

– Sean Lillick.

– Ten aplikant? On pracował ze mną nad tą sprawą… zna wszystkie szczegóły dotyczące zaginionego dokumentu. Ale jaki mógłby mieć motyw?

– Taki sam. Pieniądze. Ukrywa w swoim mieszkaniu tysiące dolarów. Nie pochodzą one z pensji aplikanta. I na pewno nie zarabia ich na tych swoich tandetnych występach.

– Ale przecież nie było go w firmie, kiedy ukradziono ten dokument, prawda?

– Nie jestem tego pewna. Wchodził do biura w sobotę rano, posługując się swoją kartą magnetyczną. Zostało to odnotowane w komputerze. Do tej pory zakładałam, że przepracował kilka godzin i wyszedł. Ale mógł zostać całą noc.

– To interesujące… – mruknął Reece. – Lillick często spotyka się z Wendallem Claytonem.

Taylor przypomniała sobie, że widywała ich razem i kiwnęła potakująco głową.

– Ale jeszcze bardziej interesujące jest to – ciągnął Reece – że Lillick pracuje w dziale postępowań układowych. A nie w dziale korporacyjnym. Więc dlaczego współpracuje z Claytonem?

– Nie mam pojęcia.

Na twarzy Reece’a pojawił się wyraz niepokoju.

– Lillick może też znać dane dotyczące Szpitala Świętej Agnieszki. Mógł przekazać Claytonowi informacje, które nakłoniły go do sprowadzenia z San Diego tego niespodziewanego świadka.

– Więc sądzisz, że stał za tym Clayton? – spytała ze zdumieniem Taylor.

Reece wzruszył ramionami.

– Szpital Świętej Agnieszki jest klientem Donalda Burdicka, podobnie jak bank New Amsterdam. Claytonowi zależy tylko na tym, żeby doprowadzić do fuzji. Sabotowanie klientów Burdicka byłoby skutecznym środkiem prowadzącym do tego celu.

Wstał, wyszedł do kuchni i wrócił z dwoma kieliszkami koniaku. Podał jeden z nich Taylor. Alkohol pozostawiał na ściankach naczynia lekki osad.

– Wendall ma dom w Connecticut. Urządza w nim jutro przyjęcie. Pojedź tam ze mną. Może uda ci się coś odkryć.

– Och, nie mam prawa się tam pokazać. Przecież jestem tylko aplikantką.

– To jest przyjęcie wydawane przez firmę, tyle że odbywa się w jego posiadłości. Doroczny bankiet na cześć nowych pracowników. Możesz pojechać ze mną.