Выбрать главу

Taylor Lockwood uniosła wyzywająco głowę, starając się przybrać postawę osoby twardej i bezwzględnej.

– Jestem adwokatem pana Sebastiana. Co się tu dzieje?

– Hej, Taylor! – zawołał nagle jakiś mężczyzna tak donośnym głosem, że słychać go było na całym posterunku.

Zesztywniała ze złości. Dlaczego musiało się to wydarzyć właśnie teraz? – spytała się w myślach. Był to jeden z tych momentów, w których znudzeni bogowie postanawiają się rozerwać i wkładają kij w mrowisko. Z cichym westchnieniem odwróciła się w stronę mężczyzny. Był to potężnie zbudowany policjant, najwyraźniej niepełniący w tym momencie służby, gdyż miał na sobie kosztowne dżinsy i sportową wiatrówkę. Jego ogorzała twarz pokryta była opalenizną, po urlopie spędzonym w Las Vegas lub na Bahamach. Tuż po czterdziestce, jakieś piętnaście kilo nadwagi, krótko przycięte brzytwą jasne włosy, chłopięca twarz.

– Taylor Lockwood, prawda? – spytał, podchodząc bliżej. Postanowiła posłuchać rady swego ojca, który mówił zawsze:

„Jeśli zamierzasz blefować, idź na całego”.

– Cześć – powiedziała z uśmiechem.

– Jestem Tommy Blond. Tommy Bianca ze sprawy Pogiolli. Poznajesz mnie?

– Jasne, Tommy – odparła, ściskając jego potężną, twardą dłoń. – Jak leci?

– Co mu jest? – spytał Tommy, zerkając na Sebastiana.

– To tylko krwotok z nosa – odparł umundurowany policjant. – Myśleliśmy, że on też został trafiony. Lekarz, który go badał, twierdzi, że nic mu nie będzie; musi tylko uważać na nos.

Tommy Blond spojrzał na oficera, który zatrzymał Sebastiana, a potem na siedzącego za ladą sierżanta.

– Traktujcie dobrze tę panią. Ona jest w porządku. Była asystentką adwokata, który w zeszłym roku uwolnił od zarzutów Joeya… chyba pamiętacie te sprawę… Joey Pogiolli z szóstego posterunku. Jakiś dupek zaskarżył go do sądu… twierdził, że Joey traktował go brutalnie… Hej, Taylor, byłaś wtedy aplikantką. Kiedy skończyłaś studia prawnicze?

– Wieczorowo – odparła, mając nadzieję, że kropelki potu, które zbierają się na jej czole, nie zaczną spływać po twarzy, rujnując makijaż.

– To wspaniale. Mój dzieciak złożył papiery na uniwersytet w Brooklynie. Chce pracować w FBI. Mówię mu, że w dzisiejszych czasach agenci nie muszą mieć dyplomu, ale on chce zwiększyć swoje szansę. Może któregoś dnia zechciałabyś porozmawiać z nim o studiach? Czy masz wizytówkę?

– Nie przy sobie. Bardzo mi przykro. – Zerknęła na Sebastiana, który nadal wpatrywał się w podłogę.

– Co się stało, Frank? – spytał Tommy Blond.

– Przed barem Niebieski Diabeł zastrzelono dealerkę, Magaly Sanchez. Zwykle sprzedawała kokainę w innej dzielnicy, to nie było jej terytorium. Naszym zdaniem sprawca nie wiedział, jak ona wygląda, i zidentyfikował ją dzięki jego pomocy. – Wskazał ruchem głowy Sebastiana. A może chcieli ją sprzątnąć w obecności klienta. Żeby ostrzec innych. Miała przy sobie około dziesięciu gramów w przygotowanych paczkach. Przy panu Sebastianie znaleźliśmy ćwierć grama… Dlatego go tu przywiozłem.

Taylor uniosła oczy.

– Ćwierć grama? Chłopcy, o czym wy mówicie?

– Wiem, do czego zmierzasz, Taylor – mruknął Tommy. – On jest strasznie zakrwawiony. Czy jesteś pewna, że to tylko krwotok z nosa?

Taylor przypomniała sobie nagle, jak brzmi magiczne zaklęcie.

– Na jakiej podstawie przeszukaliście jego kieszenie? – spytała.

– Na jakiej podstawie? – Umundurowany policjant zamrugał ze zdumienia oczami. – Machał ręką do znanej dealerki kokainą, która została sprzątnięta tuż obok niego. To chyba wystarczająca podstawa.

– Porozmawiajmy przez chwilę – zaproponowała, odchodząc na bok. Tommy i policjant spojrzeli na siebie, a potem ruszyli za nią. Kiedy zatrzymali się pod ścianą, zaczęła mówić szeptem: – Posłuchajcie, on nigdy dotąd nie był aresztowany. To dupek, zgadzam się, ale ćwierć grama?… Wszyscy wiemy, że w takim wypadku nie macie obowiązku go zatrzymywać – dodała, choć taki przepis wcale nie istniał.

– Sam nie wiem… – mruknął policjant. – Te dupki z Wall Street wszystkim działają na nerwy. Oni myślą, że mogą bezkarnie kupować i sprzedawać narkotyki, bo my nie kiwniemy palcem.

– Dogadajmy się – zaproponowała Taylor. – Wypuśćcie go, a on złoży oświadczenie na temat tej panny Sanchez i jej kolegów, pod warunkiem że jego zeznania będą anonimowe i nie będzie musiał przeciwko nikomu zeznawać w sądzie. A ja wydrę z niego obietnicę, że nigdy więcej nie tknie tego świństwa.

– Co ty na to? – spytał policjanta Tommy Blond.

– On pracuje w tej samej firmie, która wyciągnęła waszego kumpla Joeya. To chyba powinno się liczyć.

Przypomniała sobie tę sprawę. Joey był policjantem patrolującym ulice. Być może nadużył trochę swej pałki w stosunku do czarnego chłopaka, który był podejrzany o kradzież portfela, i przypuszczalnie sięgnął po łyżkę do zdejmowania opon, choć dziwnym trafem została ona znaleziona sześć metrów od miejsca zajścia. Tak czy inaczej lekarz musiał założyć chłopakowi pięćdziesiąt osiem szwów.

Umundurowany policjant spojrzał na nią porozumiewawczo. Jego spojrzenie mówiło: „Nie chcę mieć tego na głowie”.

– Okay, proszę go stąd zabrać – powiedział. – Ale niech mu pani powie, żeby od tej pory dobrze się prowadził. Nie żartuję. Następnym razem go zgarniemy. Niech się w przyszłym tygodniu zamelduje w Wydziale Narkotyków i złoży oświadczenie. – Napisał na kartce jakieś nazwisko. – Ma się zgłosić do tego detektywa.

– Dziękuję wam – mruknęła Taylor.

Tommy Blond ponownie uścisnął jej dłoń.

– Jestem z ciebie dumny, dziewczyno. To wspaniale, że zostałaś adwokatem – dodał i ruszył w kierunku szatni.

Taylor podeszła do Sebastiana, który nadal siedział bezradnie na ławce i nie słyszał ich wymiany zdań, dlatego nie wiedział jeszcze, że jest wolny.

Przyklęknęła obok niego i spojrzała na jego zakrwawioną twarz.

– Thom, być może uda mi się cię wyplątać z tej sprawy. Ale muszę cię o coś zapytać i chcę usłyszeć szczerą odpowiedź. Spójrz na mnie.

Miał spojrzenie urażonego, wystraszonego chłopca.

– Przeszukiwałeś niedawno szafkę z aktami Mitchella Reece’a. Dlaczego?

Sebastian zmarszczył zakrwawione czoło i wykrzywił twarz.

– O czym ty mówisz? Ja…

– Do cholery – przerwała mu brutalnie Taylor. – Mogę cię stąd wyciągnąć albo poprosić chłopców, żeby cię aresztowali. To będzie koniec twojej kariery w Nowym Jorku. Decyzja zależy od ciebie.

Thom otarł łzy z policzków.

– Mitchell prowadzi sprawy sądowe banku New Amsterdam. Ja zajmuję się ich umowami. Pewnie potrzebowałem jakichś dokumentów, które były w jego posiadaniu.

– Zaglądałeś do jego sejfu?

Sebastian ponownie zmarszczył czoło.

– Do tej kasy pancernej, która stoi w jego gabinecie? Tak. Kilka miesięcy temu wyjmowałem z niej jakieś papiery dotyczące umowy sprzed dwóch lat. Potrzebowałem ich. Sejf był zamknięty, a Reece wyjechał z Nowego Jorku w jakichś sprawach służbowych. O co chodzi?

– Znasz dobrze bank New Amsterdam, prawda?

– O co…

– Odpowiedz na moje pytanie!

– Czy ich znam? – Otarł twarz papierową chusteczką i spojrzał na ślady krwi. Potem zaśmiał się gorzko. – Pracuję dla nich od lat! Opiekuję się nimi! Prowadzę ich za rączkę podczas zawierania umów. Burdick odbiera czeki, ale to ja odwalam dla nich całą czarną robotę. Fred LaDue zaprasza ich na kolacyjki i gra z nimi w tenisa, ale to ja siedzę nad ich dokumentami do trzeciej nad ranem. Ja jestem ich prawnikiem. – Westchnął. – Tak, znam ich bardzo dobrze.

Taylor spojrzała mu w oczy i doszła do wniosku, że mówi prawdę.