– Nie zgadzam się – oznajmił stanowczo adwokat Hanovera. – To jest dla mnie nie do przyjęcia.
– Czy ten dokument ma zasadnicze znaczenie dla sprawy? – spytał sędzia.
– Tak, wysoki sądzie. Ale istnieje precedens, w którym sąd dopuścił kopię dokumentu, pod warunkiem że oryginał zostanie przedłożony przed uprawomocnieniem wyroku.
– Zakładając, że uzyskasz korzystny wyrok – mruknął prawnik Hanovera.
– Panowie, takie kłótnie mnie wkurwiają – powiedział sędzia, który lubił używać mocnych słów, gdy nie słyszeli go przysięgli.
– Przepraszam, wysoki sądzie – potulnie wyszeptał adwokat Hanovera. Potem dodał: – Zgodzę się na przedstawienie kopii, jeśli ktoś mi dowiedzie, że oryginał został zniszczony. To znaczy, na przykład pokaże mi popiół, jaki pozostał po jego spaleniu. W przeciwnym razie wniosę o umorzenie postępowania.
– Co się stało z oryginałem? – spytał sędzia.
– Znajduje się w siedzibie firmy – odparł spokojnym tonem Reece. – Ale mamy drobne problemy techniczne, które utrudniają nam dostęp do tego dokumentu.
– Problemy techniczne, które utrudniają wam dostęp? – powtórzył sędzia z irytacją. – Co to, do cholery, znaczy?
– Poinformowano mnie, że nasz system zabezpieczeń ma awarię.
– Gdyby ten dokument zniknął, powstałaby bardzo zabawna sytuacja – oznajmił adwokat Hanovera. – Szczególnie że zamierzamy podważyć pewne aspekty tej umowy.
– Chcesz powiedzieć, że chętnie zainkasowaliście pieniądze mego klienta, ale teraz nie jesteście pewni, czy umowa była sformułowana prawidłowo, więc nie zamierzacie ich oddać?
– Uważamy, że bank szuka pretekstu do zerwania tej umowy, bo wobec zmiany stóp procentowych woli zainwestować kapitał w inny sposób.
– Twój klient zalega od sześciu miesięcy ze spłatą odsetek – przypomniał Reece, podnosząc lekko głos, by usłyszeli go przysięgli. – Jak w tej sytuacji…
– Do cholery, czy nie wyraziłem się jasno? – spytał sędzia. – Podczas narady stron nie życzę sobie żadnych kłótni, żadnych komentarzy na temat meritum sprawy… No co?, panie Reece, to bardzo niezwykła sytuacja. Proces, w którym najważniejszym materiałem dowodowym jest jakiś dokument, wymaga przedstawienia oryginału tego dokumentu. Według kodeksu postępowania strona, która nie potrafi dowieść zniszczenia dokumentu, nie ma prawa posługiwać się kopią.
– Mogę przedstawić inne dowody istnienia tego dokumentu – oznajmił Reece.
– Wysoki sądzie – zaoponował jego przeciwnik – pragnę zaznaczyć, że to klient pana Reece’a wytoczył proces, powołując się na ten dokument. Ma więc obowiązek go przedłożyć. Na podstawie kopii nie stwierdzimy, czy klient pana Reece’a nie sfałszował oryginału.
– Wysoki sądzie, wymiar sprawiedliwości nie powinien być torpedowany przez szczegóły natury formalnej. Ten dokument dowodzi tylko tego, że firma Hanover and Stiver zaciągnęła dług i do tej pory go nie spłaciła. To prawda, że kodeks postępowania wymaga z reguły przedstawienia oryginału, ale od tej reguły istnieją wyjątki. Wszyscy znamy zasady procedury cywilnej.
– Tu nie chodzi o rachunek ze sklepu, panie Reece – wtrącił się sędzia. – Chodzi o dokument dotyczący milionów dolarów.
– Z całym szacunkiem dla pana Reece’a pragnę przypomnieć przypadek, w którym powód nie mógł przedłożyć oryginału dokumentu – oznajmił adwokat Hanovera. – Potem okazało się, że ten skrypt dłużny został sprzedany przez bank osobie trzeciej. Nigdy nie ośmieliłbym się sugerować, że bank New Amsterdam byłby zdolny do takiego naruszenia zasad, ale… nie powinniśmy ryzykować.
Reece podszedł do swego stołu i wziął z niego dwa egzemplarze jakiegoś pisma. Potem wręczył jeden z nich sędziemu, a drugi prawnikowi Hanovera.
– Oto wniosek procesowy. Wnoszę w nim o dopuszczenie pośrednich dowodów na istnienie tego skryptu dłużnego. Wniosek zawiera krótkie uzasadnienie. Jeśli wysoki sąd zgodzi się odroczyć sprawę na dwadzieścia cztery godziny, by mój oponent mógł odpowiedzieć na moje pismo…
– Nie zgadzam się na dalsze opóźnianie sprawy – warknął sędzia. – I tak już wprowadziła ona burdel do mojego terminarza zajęć.
Prawnik Hanovera potrząsnął głową.
– To wy zgubiliście dokument, Reece. Ja jestem gotowy do procesu. Wysoki sądzie, wnoszę o wydanie wyroku, który będzie korzystny dla mego klienta.
Sędzia przerzucił kartki pisma przygotowanego przez Reece’a i uniósł brwi z aprobatą.
– Dobra robota, panie Reece. Bardzo błyskotliwy wywód. – Odrzucił pismo na stół. – Ale to nic nie zmienia. Nie zgodzę się na dopuszczenie dowodów pośrednich.
Reece poczuł, że jego serce przestaje bić.
– Ale też nie wydam wyroku, który byłby korzystny dla Hanovera. Natomiast zgodzę się na umorzenie sprawy bez wnikania w jej meritum. To pozwoli panu Reece’owi na wytoczenie jej w przyszłości. Znając jednak stan finansów pozwanego, wątpię, by uzyskał pan od niego w imieniu swego klienta znaczną sumę pieniędzy. A przecież chodzi o dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów.
Prawnik Hanovera zaczął wygłaszać oficjalną formułkę procesową.
– Wysoki sądzie, wnoszę o umorzenie…
Przerwał, bo w tym momencie z głębi sali doszedł jakiś damski głos.
– Mitchell!
Sędzia uniósł wzrok i spojrzał w kierunku kobiety z wyraźnym oburzeniem. Wszyscy widzowie i członkowie ławy przysięgłych odwrócili głowy w stronę drzwi.
– Młoda damo, zgodnie z panującymi zwyczajami powinna pani była poprosić mnie o pozwolenie zabrania głosu, zanim zaczęła pani wrzeszczeć na sali sądowej – oznajmił sarkastycznym tonem sędzia.
– Proszę mi wybaczyć, wysoki sądzie. Muszę natychmiast zamienić kilka słów z pełnomocnikiem powoda.
– Wysoki sądzie, nie zgadzam się… – zaczął adwokat Hanovera.
Sędzia uciszył go ruchem dłoni. Potem kiwnął głową, pozwalając Taylor Lockwood podejść do pulpitu.
Rozdział dwudziesty ósmy
– Bardzo przepraszam, wysoki sądzie – wyjąkała Taylor.
Wiedziała, że sędziowie są pracownikami publicznymi i jako tacy pełnią funkcję służebną wobec społeczeństwa. Ale ojciec zawsze mawiał, że należy traktować ich w sposób niezwykle uprzejmy, a nawet – jak to określał – bezwstydnie im się podlizywać.
Podeszła do Reece’a i podała mu kopertę. Znajdował się w niej skrypt dłużny, wyglądający dokładnie tak samo, jak jego kopia, którą pokazał jej podczas pierwszego spotkania.
Reece wyjął dokument i głęboko odetchnął.
– Wysoki sądzie – oznajmił, wręczając dokument swemu oponentowi, który spojrzał na Taylor z nienawiścią – powództwo pragnie przedstawić dowód rzeczowy A.
– Nie zgłaszam sprzeciwu – mruknął adwokat Hanovera, oddając mu dokument.
Reece powoli podszedł do swego ulubionego miejsca, znajdującego się tuż przed ławą przysięgłych.
– Wysoki sądzie, zanim przedłożę mój wniosek procesowy, pragnę przeprosić wysoki sąd i ławę przysięgłych za to opóźnienie. – Uśmiechnął się urzekająco. Przysięgli odwzajemniali jego uśmiech lub kiwali głowami, dając do zrozumienia, że mu wybaczają. Niespodziewane zajście dodało rozprawie dramaturgii.
– Dobrze już, dobrze, panie Reece. Niech pan przejdzie do sedna sprawy – mruknął niechętnie sędzia, który stracił nadzieję, że będzie mógł wymknąć się wcześniej i zagrać w golfa lub tenisa.
– Chwileczkę, wysoki sądzie! – Adwokat firmy Hanover and Stiver pochylił się w kierunku jednego ze swoich klientów. Taylor, widząc jego opaloną twarz, przypomniała sobie opis przedstawiony jej przez Reece’a i domyśliła się, że jest to Lloyd Hanover. Po krótkiej wymianie zdań prawnik wstał. – Czy wysoki sąd pozwoli, by pełnomocnicy obu stron przeprowadzili jeszcze jedną naradę?