Выбрать главу

Sędzia wezwał ich gestem do swego pulpitu.

– Mój klient pragnie przedstawić pełnomocnikowi powoda propozycję ugody – oznajmił adwokat Hanovera.

Sędzia spojrzał pytająco na Reece’a. Taylor wielokrotnie słyszała od ojca, że przeciążeni pracą sędziowie są wielkimi entuzjastami postępowań ugodowych między stronami, oszczędzających ich czas. Ten konkretny sędzia odzyskał chyba nadzieję, że uda mu się jeszcze zagrać w golfa.

– Rozważymy ją – odparł chłodno Reece.

Adwokat podszedł bliżej i zaczął szeptać.

– Posłuchaj, może na podstawie tego skryptu dłużnego uda ci się uzyskać wyrok nakazujący mojemu klientowi zwrot całej sumy wraz z odsetkami. Ale zanim go uzyskasz, firma Hanover and Stiver nie będzie miała dość pieniędzy, by wam zapłacić. Nie wspominając już o tym, że twoje honorarium pochłonie znaczną część odzyskanej sumy.

– Proszę o konkretną liczbę – oznajmił Reece.

– Ja…

– Proszę mu podać liczbę – nakazał sędzia.

– Sześćdziesiąt pięć centów od dolara.

– Osiemdziesiąt centów od dolara – oznajmił stanowczym tonem Reece. – Gotówką. Nie przyjmiemy żadnych papierów wartościowych ani nawet złota.

– Próbujemy okazać dobrą wolę, ale musimy być realistami – powiedział adwokat Hanovera, a potem dodał tonem groźby: – Za kilka miesięcy tych pieniędzy już nie będzie.

– W takim razie będziemy musieli ich poszukać – pogodnie oświadczył Reece. – Lloyd Hanover osobiście zagwarantował zwrot tego długu. Jestem gotów wezwać na przesłuchanie wszystkich jego krewnych i wszystkich kontrahentów z okresu ostatnich dziesięciu lat, by dowiedzieć się, gdzie ukrył pieniądze.

– On niczego nie ukrył…

– Skontrolujemy wszystkie transakcje, z jakimi kiedykolwiek miał cokolwiek wspólnego, wszystkie instytucje charytatywne, którym dawał pieniądze, źródła finansowania studiów jego dzieci…

– Jeśli do tego zmierzają twoje insynuacje, to nigdy nie ukrywał żadnych funduszy.

Reece wzruszył ramionami.

– Umorzenie bez wnikania w meritum sprawy – zaproponował. – Osiemdziesiąt centów za dolara. Gotówką. W ciągu tygodnia. Jeśli nie, to ani Lloyd Hanover, ani żaden człowiek, którego kiedykolwiek znał, nie będą mieli chwili spokoju.

Adwokat Hanovera spojrzał mu w oczy, a potem podszedł do swego klienta i odbył z nim krótką rozmowę. Potem wrócił na miejsce.

– Zgoda – oznajmił niechętnie.

Reece kiwnął głową.

– Wobec tego przygotujmy od razu niezbędne dokumenty.

– Nie będziemy zabierać wysokiemu sądowi tyle czasu. Proponuję…

– Jestem pewien, że wysoki sąd woli spędzić tu jeszcze kilka minut niż ryzykować, że będzie musiał za kilka tygodni wznawiać proces. Czy mam rację, wysoki sądzie?

– Ma pan rację, panie Reece. Napiszcie ręcznie dokument ugody, a potem wszyscy go podpiszemy.

Adwokat Hanovera westchnął i pospieszył do swego klienta, by przekazać niepomyślne wieści.

Po podpisaniu dokumentów przyjaciele uścisnęli sobie dłonie, a oponenci wymienili gniewne spojrzenia. Sala sądowa opustoszała.

Rozradowani wiceprezesi i dyrektorzy banku New Amsterdam zgromadzili się w holu. Taylor poszła za Reece’em do małego westybulu, w którym stały staromodne, niespotykane już prawie w mieście budki telefoniczne. Mitchell wciągnął ją do jednej z nich i zaczął namiętnie całować. Po chwili wypuścił ją z objęć i cofnął się o krok.

– Co się stało na miłość boską? Gdzie ty byłaś?

– Kończyłam przeszukiwanie gabinetu Claytona, kiedy on się tam niespodziewanie zjawił. Przyszedł wcześniej, żeby przygotować wszystkie szczegóły tej fuzji. Ukryłam się w łazience.

– Jezu… I co było dalej?

– Około dziewiątej musiał skorzystać z toalety. Ale zanim tam wszedł, zdążyłam wykręcić żarówki. Więc wyszedł na korytarz. A ja chwyciłam ostatnią stertę papierów i pognałam z nią do mojego pokoju. Oto co znalazłam w kopercie, w której był ten dokument.

Reece przyjrzał się podanym mu przez nią papierom i potrząsnął głową. Potem zaczął je czytać. List do redakcji pisma prawniczego „National Law Jornal”. „O zawyżaniu rachunków wystawianych klientom kancelarii adwokackich”. Był to atak na Burdicka i zarząd firmy. Wśród papierów znajdowała się również spisana na maszynie lista klientów firmy i toczących się spraw, które Clayton zapewne zamierzał sabotować, zrzucając winę na Burdicka.

Taylor wyjęła z torebki mały magnetofon i mikrokasetę.

– To również było w tej kopercie. – Włożyła kasetę na miejsce i nacisnęła jakiś guzik. Usłyszeli głos Reece’a – nagranie rozmowy, podczas której poinformował ją o zaginięciu dokumentu. Taylor wyłączyła magnetofon.

– Co za sukinsyn – mruknął Mitchell. – Założył podsłuch w moim gabinecie. Dzięki temu wiedział, że jesteśmy na jego tropie. Wiedział to od początku. On… – Przerwał i zerknął na zegarek. – Och, nie…

– Co się stało?

– Głosowanie w sprawie fuzji zaczyna się lada chwila. Musimy o wszystkim powiadomić Donalda. To zmieni całą sytuację.

Chwycił słuchawkę telefonu i zaczął grzebać w kieszeni, szukając drobnych.

Perpetuum mobile istnieje.

A przynajmniej w dziedzinie biznesu, w której prawa nauki nic nie znaczą w porównaniu z siłą chciwości i ambicji.

Donald Burdick czuł tę emanującą od każdego ze wspólników energię, gdy wchodził do wielkiej sali konferencyjnej. Uczestnicy posiedzenia zachowywali się niespokojnie. Zwlekali z przekroczeniem drzwi, udając, że zostawiają u sekretarki jakieś wiadomości, że czekają na kolegów, w których towarzystwie czuli się bezpieczniej, lub przynajmniej na sprzymierzeńców, odbijających promieniowanie strony przeciwnej.

Młodzi wspólnicy szukali zazwyczaj kontaktu wzrokowego z Burdickiem. Ale tego ranka nie robili tego, a on czuł, że wynika to nie tyle z dzielącej ich różnicy statusu, ile z wrogości ze strony przeciwników i wstydu ze strony tych, którzy go zdradzili.

Prawie nikt nie tykał duńskich herbatników, podanych na francuskiej porcelanie, ani srebrnego dzbanka z kawą. Burdick, siedząc u szczytu stołu, przeglądał jakiś dokument, który wcale nie wymagał przeglądania. Słyszał fragmenty rozmów o ‘drużynach futbolowych, koncertach, wakacjach, wyrokach sądu, o błędach adwokatów, reprezentujących stronę przeciwną, o ostatnich postanowieniach Sądu Najwyższego, o plotkach, dotyczących rozpadu innych firm prawniczych.

W końcu, o jedenastej, otworzył posiedzenie. Miał właśnie zapytać o kworum, kiedy przerwał mu znienawidzony przez niego Randy Simms.

– W kwestii formalnej…

– O co chodzi? – spytał groźnym tonem Burdick.

– Jeszcze nie ma wszystkich.

Burdick ogarnął wzrokiem zebranych przy stole uczestników posiedzenia.

– Przecież mamy kworum.

– Ale nie ma pana Claytona.

– Jeśli mamy kworum, posiedzenie może się rozpocząć- Jeśli go nie mamy, musimy je przerwać. O ile pamiętam zasady, procedury nie przewidują wnikania w skład obecnych.

– Myślałem po prostu, że stosowne byłoby… – zaczął Simms. Przerwało mu pukanie do drzwi. Weszła sekretarka Burdicka, która niosła w ręku jakąś kopertę. Przewodniczący, ignorując wszystkich obecnych, otworzył ją swym złotym piórem i przeczytał wyjętą z niej notatkę. Potem podał ją Billowi Stanleyowi, który zamrugał oczami ze zdumienia.

– Proszę mi wybaczyć, ale wydarzyło się coś, co wymaga mojej natychmiastowej interwencji – oznajmił Burdick. – Ogłaszam piętnastominutową przerwę. Bill, chodź ze mną.