Выбрать главу

Taylor Lockwood, zdziwiona jego widokiem, zamrugała oczami i wyłączyła telewizor, w którym pokazywano jakąś telenowelę. Miała szarą twarz i zaczerwienione oczy.

– Mitchell, to ty! – zawołała, uśmiechając się radośnie. – Pocałuj mnie, to nie jest zaraźliwe. Potem postaraj się zdobyć coś do jedzenia. Umieram z głodu.

– Ssij kostkę lodu – powiedział Reece, wróciwszy kilka minut później.

Taylor zmarszczyła brwi.

– Spytałem ich, co mogłabyś zjeść. Powiedzieli, że masz ssać kostkę lodu.

– Podają mi glukozę – oznajmiła, wskazując kroplówkę. – To czysty węglowodan. A ja marzę o hamburgerze.

– Wyglądasz… wyglądasz okropnie.

– „Okropnie” to komplement. Wyglądam znacznie gorzej. Pielęgniarka mówi, że niewiarygodnie szybko wróciłam do zdrowia.

– Co się stało?

– Byłam głupia. Jestem pewna, że mój telefon też jest na podsłuchu… albo domowy, albo ten w firmie. Powinnam była o tym pomyśleć. Tak czy inaczej zostaliśmy zrobieni w konia – ktoś nas podsłuchał. Wczoraj, kiedy jadłam lunch, usiadł koło mnie jakiś facet. Upuścił książkę… to znaczy udał, że upuszcza książkę, a kiedy się schyliłam, żeby ją podnieść, chyba wlał mi do zupy porcję jadu kiełbasianego.

– Jad kiełbasiany? Jezu, on wywołuje botulizm. To najbardziej niebezpieczna forma zatrucia pokarmowego.

Taylor kiwnęła głową.

– Chyba wyniósł te bakterie z laboratorium Genneco.

– Czy to nasz klient?

– Zgadza się. Rozmawiałam z tutejszym patologiem. Powiedział mi, że Genneco prowadzi rozległe badania nad antytoksynami… to znaczy odtrutkami.

– A więc człowiek, który zabił Claytona, ukradł stamtąd te bakterie… albo powiedział zabójcy, jak je zdobyć?

Taylor kiwnęła głową.

– Wczoraj wieczorem poczułam się o wiele lepiej, ale zadzwoniłam do Donalda i powiedziałam mu, że zapadłam w śpiączkę i jestem niemal na tamtym świecie.

– Co takiego?

– Chciałam, żeby w firmie rozeszła się wiadomość, że jestem umierająca. Bałam się, że zabójca podejmie kolejną próbę. Zadzwoniłam, podając się za moją lekarkę. – Zaśmiała się cicho. – Zatelefonowałam też do rodziców i powiedziałam im, że bez względu na to, co usłyszeli, nic mi nie grozi. Choć muszę przyznać, że miałam ochotę potrzymać mego ojca w niepewności jeszcze przez jakiś czas. Carrie Mason jest jedyną osobą, która wie, że wyzdrowiałam.

Reece pogłaskał ją po policzku.

– Botulizm… To mogło cię zabić.

– Lekarka powiedziała mi, że na szczęście przyjęłam zbyt dużą dawkę. Natychmiast dostałam torsji i – cytuję – „wydaliłam” większość bakterii. Boże, to było okropne.

Reece mocno ją objął.

– Nie zagraża nam już to, że coś takiego może się powtórzyć. Wczoraj po południu odbyłem rozmowę z Samem, moim przyjacielem, który pracuje w biurze prokuratora federalnego. Przyjedzie tu jutro, przywożąc ze sobą specjalnego prokuratora z Waszyngtonu. Mamy się z nim spotkać w urzędzie federalnym o trzeciej – jeśli będziesz miała dość siły.

– Będę miała. Ktokolwiek za tym stoi… trzeba go powstrzymać… – Spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich głęboki lęk. – Co się stało, Mitchell?

– Co się stało? Omal nie zostałaś zamordowana! Strasznie mi przykro. Gdybym o tym wiedział…

Taylor pochyliła się i pocałowała go w policzek.

– Nie martw się, straciłam te cztery kilogramy, które przybyły mi podczas Święta Dziękczynienia. I jeszcze trochę. Uznajmy to za przedwczesny prezent gwiazdkowy. A teraz idź stąd. Obiecuję ci, że kiedy zobaczysz mnie następnym razem, nie będę już wyglądała jak duch.

Rozdział trzydziesty piąty

Carrie Mason weszła do szpitalnego pokoju, ukrywając za plecami wielki bukiet tropikalnych kwiatów, który musiała kupić w jakiejś drogiej kwiaciarni w Upper East Side.

– O rany! – zawołała ze śmiechem Taylor. – Czy w lasach Ameryki Południowej zostały jeszcze jakieś rośliny?

Jej koleżanka postawiła wazon na nocnym stoliku, usiadła na szpitalnym krześle obok łóżka i uważnie przyjrzała się chorej.

– Wyglądasz już tysiąc razy lepiej, Taylor – oznajmiła z uśmiechem. – Wszyscy mówią: „O Boże, ona jest umierająca!”. Kusiło mnie, żeby im powiedzieć prawdę, ale milczałam jak grób.

Taylor wygłosiła krótki komunikat na temat swego zdrowia i podziękowała Carrie za to, że siedziała przy niej po przyjęciu jej do szpitala.

– Nie ma za co, Taylor. Wyglądałaś… Byłaś ciężko chora.

– Ale teraz czuję się lepiej i niedługo stąd wyjdę. Może przez jakiś tydzień nie będzie mi wolno nic jeść, ale przynajmniej postawili mnie na nogi.

Carrie wyraźnie unikała jej spojrzenia. Kiedy wstała i zaczęła nerwowo poprawiać ułożenie kwiatów, Taylor zdała sobie sprawę, że coś ją niepokoi.

– O co chodzi, Carrie?

Dziewczyna zastygła na chwilę w bezruchu. Potem znowu usiadła na krześle. Po jej policzkach płynęły łzy. Otarła twarz grzbietem swej pulchnej dłoni.

– Ja…

– Powiedz mi, o co chodzi.

– Ja chyba wiem, dlaczego pan Clayton popełnił samobójstwo. Myślę, że to była moja wina.

– Twoja wina? Co chcesz przez to powiedzieć?

– No dobrze… Czy znasz Seana?

To jeden z najbardziej aktywnych szpiegów firmy – pomyślała Taylor, kiwając głową.

– No więc… w zeszłym tygodniu zaprosił mnie do siebie. Pojechałam do jego mieszkania. Myślałam, że chce się ze mną gdzieś wybrać, i byłam bardzo podniecona, bo on od dawna mi się podoba. Ale okazało się… że on chciał tylko przeszukać moją torebkę.

– Po co?

– Żeby poznać mój kod dostępu do komputerów firmy. Jedna z operatorek systemu powiedziała mi, że wszedł do systemu, posługując się moim hasłem.

Taylor przypomniała sobie pusty ekran, na którym powinny pojawić się informacje dotyczące taksówek i rozmów telefonicznych. Zaczęła słuchać bardzo uważnie.

– Kiedy odkryłam, co zrobił, wpadłam w szał. Spytałam go, jak mógł tak postąpić. Wykorzystać mnie w taki sposób. On się speszył i zaczął przepraszać. Ale ja byłam taka zła… Chciałam się na nim zemścić, więc… – Ponownie podeszła do wazonu z kwiatami. – Kiedy byłam w Connecticut z panem Claytonem i z tobą… On później do mnie podszedł… to znaczy pan Clayton i… i tak się jakoś złożyło, że wylądowaliśmy w łóżku.

Taylor kiwnęła głową, przypominając sobie odgłosy dochodzące z pokoju Claytona. Krzyki tej biednej dziewczyny, otumanionej przez spojrzenie Claytona i jego urok.

– Sean dowiedział się o tym i zrobił Claytonowi awanturę. To było naprawdę straszne. Sean zagroził mu, że zawiadomi zarząd firmy o tym, co się stało. Clayton bał się, że zostanie wyrzucony, i popełnił samobójstwo.

Taylor zmarszczyła brwi i wytężyła umysł. A więc Lillick był skłócony z Claytonem. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to on mógł go zabić.

Potem skupiła uwagę na zrozpaczonej Carrie. Nie mogła jej oczywiście nic powiedzieć na temat śmierci Claytona, ale mogła ją pocieszyć.

– Nie, Carrie, to nie miało nic wspólnego z całą sprawą – oznajmiła, uśmiechając się do niej jak kobieta do kobiety. – Wendall Clayton sypiał z połową kobiet z naszej firmy i nic go nie obchodziło, czy ktoś o tym wiedział. Poza tym rozmawiałam z Donaldem. Wiem, dlaczego Clayton popełnił samobójstwo. Nie mogę ci tego powiedzieć, ale nie miało to żadnego związku z tobą ani z Seanem.

– Naprawdę?

– Słowo honoru.

– Mimo wszystko ja naprawdę go lubiłam… to znaczy Seana. Jest dziwaczny, ale w gruncie rzeczy nie aż tak, jak się wydaje. Udało nam się poprawić nasze stosunki. Myślę, że on mnie lubi.