Włożyła broń do torebki i przeszła chwiejnym krokiem do kuchni. Znalazła w niej długopis i żółty blok do robienia notatek.
Szybko napisała do Mitchella kilka słów. Wiedziała, że lada chwila może wrócić do domu, a nie chciała, by powstrzymał ją od tego, co zamierzała zrobić.
Obiecała, że wytłumaczy mu wszystko później – jeśli nie zostanie zabita lub aresztowana – i prosiła go, żeby tego wieczora w żadnym wypadku nie zjawiał się w firmie. Po wszystkich okropnościach i intrygach, jakich była świadkiem w ciągu ostatnich dwóch tygodni, wiedziała już, kto jest zabójcą Wendalla Claytona. Zdobyła broń i zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by sprawiedliwości stało się zadość.
Rozdział trzydziesty ósmy
Taylor Lockwood nigdy nie lubiła wielkiej sali konferencyjnej firmy Hubbard, White and Willis.
Zawsze panował tu ponury półmrok. Pastelowe ściany były źle oświetlone, dlatego kolory wydawały się zamglone i mętne. Poza tym sala ta kojarzyła jej się z długimi mowami szefa administracji, zawierającymi zawsze tylko jedną istotną informację – że pobory aplikantów zostaną w tym roku podniesione jedynie o pięć procent.
Była to po prostu drętwa mowa.
Mimo to o ósmej wieczorem zasiadła w wielkim obrotowym fotelu u szczytu stołu, zarezerwowanym zwykle dla Donalda Burdicka.
Wielkie, ozdobne, drewniane drzwi otworzyły się nagle i do sali wbiegł Mitchell Reece.
Zatrzymał się gwałtownie, ciężko dysząc, i dostrzegł w jej ręku rewolwer. Ona zaś spojrzała na niego z zaskoczeniem.
– Mitchell, co ty tu robisz?
– A gdzie miałbym być po przeczytaniu twojej kartki?
– Prosiłam cię, żebyś tu nie przychodził. Dlaczego mnie nie posłuchałeś?
– Co zamierzasz zrobić z tym rewolwerem?
Taylor uśmiechnęła się bezwiednie.
– To chyba zupełnie oczywiste, nie uważasz? Muszę nas uratować.
– Jutro zjawi się prokurator! Nie narażaj się na niebezpieczeństwo!
– Policjanci? Prokurator? – Zaśmiała się drwiąco. – A co oni mogą zrobić? Nie mamy żadnych dowodów. Ty i ja nigdy nie będziemy bezpieczni. Zostaliśmy zepchnięci z drogi, mnie podano truciznę, a potem omal nie zostałam zakłuta na śmierć.
– Co takiego?
Nie powiedziała mu jeszcze o ostatnim zamachu na jej życie, ale nie chciała tego robić teraz.
– Jeśli nie powstrzymam biegu wydarzeń, nasza śmierć będzie tylko kwestią czasu – mruknęła posępnym tonem. – Muszę to zrobić teraz.
– Nie możesz zastrzelić człowieka z zimną krwią.
– Wytłumaczę się obroną konieczną. Albo obłędem.
– W takich wypadkach powoływanie się na obłęd jest nieskuteczne!
Taylor potarła oczy.
– Człowiek, który ukradł ten dokument, nie żyje.
– Co takiego?
– Ten portier czy czyściciel zasłon… ten, który dosypał mi trucizny. Podjął następną próbę. Gonił mnie w tunelu kolejki podziemnej. Ale został śmiertelnie porażony prądem.
– Jezu! Co na to policja?
– Nic. – Potrząsnęła głową. – Nie poszłam na policję. To by nic nie dało, Mitchell. Ci ludzie wynajęliby po prostu kogoś innego.
– No dobrze, jacy ludzie? – spytał nerwowo. – Kto za tym wszystkim stoi?
Nie odpowiedziała mu. Spojrzała nad jego ramieniem w głąb sali i ukryła rewolwer za plecami.
– Odwróć się i sam zobacz – powiedziała, a potem podniosła głos i zawołała: – Jesteśmy tutaj! Wejdź!
Reece gwałtownie odwrócił się na pięcie. Na końcu sali stała jakaś ciemna postać. Donald Burdick bezszelestnie wszedł z ciemnego korytarza i zamknął za sobą drzwi. Kiwnął głową w stronę Reece’a, a potem zawołał ze zdziwieniem:
– Taylor, a więc to ty!
– Czy jesteś zaskoczony, że nadal żyję?
– Twój telefon… nic z tego nie zrozumiałem… Co znaczyła ta uwaga na temat śmierci Wendalla? – Podszedł bliżej i zatrzymał się, ale nie usiadł. – Myśleliśmy, że jesteś chora.
– Chcesz powiedzieć: „Mieliśmy nadzieję, że nie żyjesz”, prawda? – Powoli uniosła rewolwer.
Burdick otworzył usta i zaczął nerwowo mrugać.
– Taylor, co ty robisz?
Chciała mu odpowiedzieć, ale musiała najpierw odchrząknąć, bo głos uwiązł jej w gardle.
– Miałam przygotowaną mowę, Donaldzie, ale zapomniałam, jak brzmiała… Wiem jednak, że to ty wynająłeś człowieka, który ukradł ten dokument i zainscenizował samobójstwo Claytona. Potem ten człowiek na twoje polecenie zepchnął nas z szosy i próbował mnie zabić… dwukrotnie.
Burdick wybuchnął chrapliwym śmiechem.
– Czy ty oszalałaś? – Zwrócił się do Mitchella, jakby prosząc go o pomoc. – Co ona wygaduje?
Reece w milczeniu potrząsnął głową, patrząc z niepokojem na Taylor.
– Przejrzałam zapisy w archiwum, Donaldzie. W ubiegłym tygodniu dwukrotnie wypożyczałeś akta Genneco.
– Być może. Nie pamiętam. Genneco jest moim klientem.
– Ale nie miałeś powodu, żeby przeglądać właśnie te akta. One dotyczyły dawno zawartej umowy. A załącznikiem do tej umowy była analiza urządzeń, zabezpieczających przed włamaniem ich magazyny w New Jersey. To była w praktyce instrukcja umożliwiająca włamanie się do tych magazynów. Przejrzałeś te akta i przekazałeś informacje swojemu człowiekowi. A on dokonał włamania, ukradł jad kiełbasiany i próbował mnie otruć!
– Przysięgam, że tego nie zrobiłem!
– A kiedy to się nie udało, posłałeś go, żeby mnie zabił. Ale to on nie żyje, Donaldzie. Jak ci się to podoba?
– Nie wiem, o czym ty mówisz. – Odwrócił się, zamierzając ruszyć w kierunku drzwi.
– Nie! – zawołała Taylor. – Nie ruszaj się!
Skierowała w jego stronę wylot lufy rewolweru. Burdick zrobił krok do tyłu, bezradnie unosząc ręce.
– Taylor! – krzyknął Reece.
– Nie! – zawołała ponownie, odbezpieczając broń. Burdick osunął się na ścianę. W jego szeroko otwartych oczach odbijało się przerażenie. Reece zastygł w bezruchu.
Wszyscy stali nieruchomo przez całą długą minutę. Taylor patrzyła na rewolwer takim wzrokiem, jakby chciała, żeby sam wystrzelił.
– Nie mogę… – wyszeptała w końcu, opuszczając broń. – Nie potrafię tego zrobić.
Reece podszedł powoli i wyjął rewolwer z jej ręki. Potem otoczył ją ramieniem.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał jej do ucha.
– Chciałam być silna – wymamrotała Taylor. – Chciałam go zabić. Ale nie potrafię.
– Przysięgam, że nie miałem nic wspólnego z… – zaczął Burdick, odzyskawszy zdolność mówienia.
Taylor wyrwała się z ramion Reece’a i stanęła przed nim.
– Możesz sobie myśleć, że masz w kieszeni burmistrza, policję i wszystkich innych, ale to mnie nie powstrzyma! – oznajmiła drżącym głosem. – Postaram się, żebyś spędził resztę życia w więzieniu!
Podniosła słuchawkę stojącego na stole telefonu. Burdick potrząsnął głową.
– Taylor, cokolwiek o tym myślisz, to nie jest prawda.
Zaczęła nakręcać numer, ale w tym momencie czyjaś ręka wyrwała jej słuchawkę i odłożyła ją na widełki.
– Nie, Taylor – powiedział Mitchell Reece. Z westchnieniem uniósł rewolwer, kierując wylot lufy w jej stronę. – Nie… – powtórzył cicho.
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Taylor zaśmiała się nerwowo, mniej więcej tak samo jak Mitchell Reece, kiedy powiedziała mu przed kilku dniami, że Clayton został zamordowany. Ale po chwili uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Co ty robisz? – spytała z przerażeniem.