Kiedy Jan poprosił go o pomoc, nie zadeklarował jej od razu, ale wiedział już, co zrobi. Nadarzała się okazja przeprowadzenia najbardziej interesującego eksperymentu. Żałował jedynie, że nie pozna rezultatów doświadczenia, ale to często się zdarzało w pracy naukowej; sam rozpoczynał programy, które miały się zakończyć po kilkudziesięciu latach.
Profesor Sulliyan był inteligentnym i dzielnym człowiekiem, ale patrząc wstecz na swoją karierę, był świadom tego, że nie przyniesie mu ona sławy utrwalającej imię w pamięci przyszłych pokoleń. Teraz miał szansę — nieoczekiwaną, lecz tym bardziej nęcącą — zapisania się w historii ludzkości. Nie była to ambicja, którą zdradziłby komukolwiek i należy sprawiedliwie przyznać, że pomógłby Janowi, nawet gdyby jego udział w spisku miał pozostać tajemnicą.
Natomiast Jana właśnie zaczęły dręczyć wątpliwości. Aż do tej chwili ponosił go impet odkrycia. Prowadził własne śledztwo, ale nie podjął żadnych działań, by urzeczywistnić swoje marzenia. Jednak za kilka dni będzie musiał dokonać wyboru. Jeśli profesor Sulliyan zgodzi się mu pomóc, Jan nie będzie już mógł się wycofać. Będzie musiał stawić czoła losowi, który wybrał ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.
Ostatecznie przekonała go myśl, że jeśli odrzuci tę niewiarygodną szansę, to nigdy sobie tego nie wybaczy. Resztę życia spędzi, żałując nie wykorzystanej okazji, a nic nie mogło być gorsze.
Kilka godzin później znał już odpowiedź Sulliyana i wiedział, że kości zostały rzucone. Zaczął porządkować swoje sprawy; powoli, bo teraz miał już mnóstwo czasu.
Droga Maju! (tak zaczynał się list). Wszystko to zapewne będzie dla Ciebie — łagodnie mówiąc — niespodzianką. Kiedy otrzymasz ten list, mnie już nie będzie na Ziemi. Nie mam na myśli tego, że wybieram się na Księżyc, jak to zrobiło tylu innych. Nie, ja będę już w drodze do ojczyzny Zwierzchników. Zostanę pierwszym człowiekiem, który kiedykolwiek opuścił Układ Słoneczny.
Składam ten łist u przyjaciela, który mi pomaga: zatrzyma go do chwili, gdy upewni się, że mój plan się powiódł, a przynajmniej pierwsza jego faza, i że jest już za późno, aby Zwierzchnicy zdołali coś zrobić. Będę już wtedy tak daleko, podróżując z taką szybkością, że wątpię, czy jakakolwiek wiadomość odwołująca podróż zdoła mnie dogonić. Nawet gdyby tak się stało, to mało prawdopodobne, by zawrócono statek ku Ziemi. Zresztą, bardzo wątpię, abym był aż tak ważną osobą.
Pozwól, że wyjaśnię ci to od początku. Wiesz, że zawsze interesowały mnie loty kosmiczne i byłem rozgoryczony tym, iż nigdy nie dano nam ruszyć ku innym planetom ani dowiedzieć się czegokolwiek o cywilizacji Zwierzchników. Gdyby się nie wtrącili, zapewne do tej pory dotarlibyśmy na Marsa i Wenus. Choć muszę przyznać, że równie prawdopodobne jest, że unicestwilibyśmy się bombami wodorowymi oraz innymi rodzajami broni masowego rażenia, jakie wytwarzano w dwudziestym wieku. Jednak czasem chciałbym, aby dano nam szansę samodzielności.
Zwierzchnicy mają prawdopodobnie jakieś powody, dla których trzymają nas w żłobku i być może ich pobudki są bardzo szlachetne. Jednak nawet gdybym je znał, wątpię, czy miałoby to wpływ na moje postanowienia i dzialania.
Naprawdę wszystko zaczęło się na tym przyjęciu Ruperta. (Przy okazji — ono niczym nie wie, mimo iż podsunął mi ciekawy pomysł). Pamiętasz ten głupi seans, który zorganizował? Ten, który zakończył się omdleniem — zapomniałem jak jej na imię — dziewczyny. Zapytałem wtedy, która gwiazda jest ojczyzną Zwierzchników. Odpowiedź brzmiała NGS 549672. Prawdę mówiąc, nie oczekiwałem żadnej odpowiedzi i aż do tej chwili całą sprawę traktowałem jako żart. Jednak kiedy uświadomiłem sobie, że symbol ten oznacza numer w katalogu gwiazd, postanowiłem to sprawdzić. Stwierdziłem, że odpowiada on gwieździe w konstelacji Cariny, a jednym z niewielu faktów, jakie wiemy o Zwierzchnikach, jest ten, że przybywają z tamtego rejonu.
Nie podejmuję się teraz wyjaśnić, w jaki sposób dotarła do nas ta informacja ani skąd pochodziła. Czyżby ktoś czytał w myślach Rashaueraka? Gdyby nawet tak było, jest mało prawdopodobne, by wiedział, jaki jest katalogowy numer jego słońca według naszej klasyfikacji. Rzecz jest zupełnie niepojęta i pozostawiam ją takim ludziom jak Rupert; niech próbują to rozgryźć, jeśli potrafią. Mnie zadowala sama informacja i możliwość jej wykorzystania.
Dzięki obserwacjom wiemy sporo o startach i szybkości statków Zwierzchników. Opuszczają Układ Słoneczny z takim przyspieszeniem, że już po niecałej godzinie osiągają szybkość światła. Ten fakt świadczy o tym, że posiadają napęd, który działa na każdy atom ich statku, w przeciwnym razie wszystko na pokładzie natychmiast zostałoby zniszczone. Zastanawiam się, dlaczego potrzebują tak kolosalnych przyspieszeń, skoro do nabrania szybkości mają tyle przestrzeni, ile dusza zapragnie, a i czasu też im chyba nie brakuje? Przypuszczam, że potrafią w pewnym stopniu wykorzystywać pola energetyczne gwiazd i dlatego muszą startować i zatrzymywać się w pobliżu słońc. Jednak to tak tylko przy okazji…
Najważniejsze, że wiem, dokąd się udają i stąd mogę przewidzieć czas trwania podróży. NGS 549672 leży w odległości czterdziestu lat świetlnych od Ziemi. Statek Zwierzchników osiąga ponad dziewięćdziesiąt dziewięć procent szybkości światła, tak że miesiące upływające na Ziemi będą dniami na pokładzie statku. Ten efekt jest jednym z podstawowych praw fizyki; został odkryty ponad sto lat temu przez wielkiego Einsteina.
Opierając się na tym, co wiemy o gwiezdnym silniku, wykonałem pewne obliczenia, posługując się od dawna potwierdzonym doświadczalnie aparatem matematycznej teorii względności.
Dla pasażerów statku Zwierzchników podróż do NGS 549672 potrwa nie dłużej niż dwa miesiące, mimo że na Ziemi upłynie czterdzieści lat. Wiem, że wygląda to na paradoks i jedynym pocieszeniem jest, że najtęższe umysły Ziemi połamały już sobie na tym zęby, od czasu gdy Einstein ogłosił swoją teorię.
Może lepiej wyjaśni ci to przykład ilustrujący, co może się zdarzyć. Jeśli Zwierzchnicy odeślą mnie na Ziemię, powrócę do domu starszy o cztery miesiące, ale na samej Ziemi minie osiemdziesiąt lat. Sama więc rozumiesz, Maju, że jest to list pożegnalny.
Jak dobrze wiesz, niewiele mnie łączyło z Ziemią i mogę ją porzucić z czystym sumieniem. Jeszcze nic nie mówiłem matce. Wpadłaby w histerię, a tego nie mógłbym znieść. Tak jest lepiej. Od śmierci ojca próbowałem nawiązać z nią kontakt… No cóż, teraz i tak nie ma sensu znów tego wałkować.
Przerwałem studia i powiadomiłem władze uczelni, że z powodów rodzinnych przenoszę się do Europy. Wszystko już załatwiłem i nie powinnaś się o nic martwić.
W tej chwili myślisz pewnie, że zwariowałem, ponieważ dotychczas nikomu nie udało się dostać na którykolwiek ze statków Zwierzchników. Jednak ja wymyśliłem sposób. Taka okazja nie trafia się często, a w przyszłości może się już nie powtórzyć, ponieważ jestem przekonany, że Karellen nigdy nie popełnia dwa razy tego samego błędu. Czy znasz legendę konia trojańskiego, za pomocą którego Grecy dostali się do Troi? A w Starym Testamencie jest jeszcze lepsza histońa…
— Na pewno będzie ci dużo wygodniej niż Jonaszowi — powiedział Sullivan. — Nie ma żadnych dowodów, że korzystał z elektrycznego oświetlenia czy łazienki. Jednak będzie ci potrzebna żywność i widzę, że bierzesz ze sobą tlen. Czy w tak ograniczonej przestrzeni zmieścisz zapasy na dwumiesięczną podróż?