Выбрать главу

— To gorzka myśl, ale musicie do niej przywyknąć. Być może, któregoś dnia zawładniecie planetami. Jednak gwiazdy nie są dla Człowieka.

„Gwiazdy nie są dla Człowieka”. O tak, fakt, że zatrzaśnięto im przed nosem bramy niebios, mocno ich rozzłości. Jednak muszą wreszcie spojrzeć prawdzie w twarz, a przynajmniej w ten jej fragment, który litościwie mógł im pokazać.

Samotny na wyżynach stratosfery Karellen patrzył na świat i lud, który — choć niechętnie — wziął pod opiekę. Myślał o przyszłości, o tym, czym ten świat będzie zaledwie za tuzin lat.

Nawet nie dowiedzą się, jakie mieli szczęście. Przez okres jednego ludzkiego pokolenia ludzkość zaznała tyle radości, ile nie było dane żadnej rasie przed nią. Był to Złoty Wiek. Lecz złoty jest również kolorem schyłku, barwą jesieni — i tylko uszy Karellena były w stanie usłyszeć pierwsze zawodzenia zimowych zawiei.

I tylko Karellen wiedział, z jaką nieubłaganą szybkością nadchodził koniec Złotego Wieku.

OSTATNIE POKOLENIE

— Spójrz na to! — wybuchnął George, ciskając gazetę w stronę Jean. Dziennik zatrzymał się dopiero na skraju stołu. Cierpliwie zeskrobała dżem ze strony i starając się okazywać dezaprobatę, przeczytała notatkę, która wywołała takie oburzenie męża. Niezbyt jej to wyszło, bo zwykle podzielała zdanie krytyków. Najczęściej zatrzymywała swoje świętokradcze opinie dla siebie i to nie tylko dla świętego spokoju. George znakomicie przyjmował pochwały, zresztą nie tylko od niej, lecz jeśli ośmielała się krytykować jego prace, natychmiast częstował ją wykładem, który z miażdżącą logiką wykazywał jej kompletny brak artystycznego gustu.

Przeczytała wywiad dwukrotnie i poddała się. Artykuł wydawał się jej dość przychylny; dała temu wyraz.

— Chyba spodobało mu się przedstawienie. Co cię tak zdenerwowało?

— To! — prychnął George, pukając palcem w środek kolumny. — Przeczytaj jeszcze raz.

— „Szczególnie mila dla oka była delikatna pastelowa zieleń tła w scenie baletowej”. No i co z tego?

— To nie była zieleń. Straciłem masę czasu, aby uzyskać właściwy odcień błękitu. I co się dzieje? Albo jakiś, szlag by go trafił, technik w studio spartolił równowagę barw, albo ten bałwan krytyk ma rozregulowane kolory w telewizorze. Słuchaj, a jak to wyglądało na naszym ekranie?

— Hmm… Nie mogę sobie przypomnieć — wyznała Jean. — Maleństwo zaczęło wtedy płakać i musiałam wyjść, żeby zobaczyć, co jej jest.

— Och — powiedział pozornie uspokojony, ale w rzeczywistości kipiący wewnątrz George. Jean wiedziała, że w każdej chwili należało oczekiwać kolejnego wybuchu. Jednak kiedy do tego dojdzie, będzie on utrzymany w granicach rozsądku. — Właśnie wymyśliłem nową definicję telewizji — mruknął ponuro. — Podejrzewam, że jest to urządzenie do zakłócania komunikacji między artystą a widownią.

— I co w związku z tym zamierzasz zrobić? — odparła Jean. — Wrócić do teatru na żywo?

— A dlaczego nie? — zapytał George. — Właśnie o tym myślałem. Czytałaś list, który dostałem od mieszkańców Nowych Aten? Napisali do mnie ponownie. Tym razem zamierzam im odpowiedzieć.

— Naprawdę? — powiedziała lekko zaniepokojona Jean. — Uważam, że to banda dziwaków.

— No cóż, jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. Za dwa tygodnie zamierzam tam pojechać i zobaczyć się z nimi. Muszę powiedzieć, że literatura, którą piszą, wydaje się zupełnie normalna. I mają tam paru bardzo dobrych ludzi.

— Jeżeli myślisz, że zacznę gotować na ognisku albo chodzić ubrana w skóry, to czeka cię…

— Och, nie bądź głupia! Te historie to po prostu bzdury. Kolonia ma wszystko, co jest potrzebne do cywilizowanego życia. Oni po prostu uważają, że ekstrawaganckie zachcianki niczemu nie służą, to wszystko. A przy okazji zauważ, że minęło już parę lat, od kiedy ostatni raz widziałem Pacyfik. Oboje zrobimy sobie wycieczkę.

— Co do tego, jesteśmy zgodni — powiedziała Jean. — Jednak nie mam zamiaru pozwolić, aby Junior i Maleństwo wyrośli na parę polinezyjskich dzikusów.

— Nie wyrosną — odparł George. — To mogę ci obiecać.

Miał rację, ale niezupełnie tak, jak sobie to wyobrażał.

— Jak zauważyliście w czasie lotu — powiedział niewysoki człowiek po drugiej stronie werandy — Kolonia składa się z dwu wysp połączonych groblą. Ta, na której się znajdujemy, to Ateny, tę drugą nazwaliśmy Spartą. Jest dzika i skalista, wspaniałe miejsce do uprawiania sportu.

Obrzucił szybkim spojrzeniem brzuchy oraz biodra gości i George niespokojnie poruszył się na wiklinowym fotelu.

— Nawiasem mówiąc, Sparta to wygasły wulkan. A przynajmniej geologowie twierdzą, że wygasi, ha, ha! Jednak wróćmy do Aten. Ideą przyświecającą powstaniu Kolonii, jak się domyślacie, jest stworzenie niezależnej, trwałej grupy o własnych artystycznych tradycjach. Powinieneś wiedzieć, że zanim rozpoczęliśmy realizować to przedsięwzięcie, przeprowadziliśmy szeroko zakrojone badania. To naprawdę niezły kawał socjologicznej roboty, oparty na solidnych podstawach matematycznych i nie będę udawał, że coś z tego rozumiem. Wiem tylko tyle, że socjologowie i matematycy wyliczyli, jak duża powinna być Kolonia, z ilu i jakich ludzi powinna się składać, a przede wszystkim, jaką powinna mieć konstytucję, aby przez długie lata mogła zachować stabilność. Wszystkim kieruje Rada ośmiu dyrektorów reprezentujących działy: Produkcji, Energii, Socjologii, Ekonomii, Sztuki, Nauki, Sportu oraz Filozofii. Funkcja przewodniczącego nie jest stała. Pełni ją kolejno każdy z dyrektorów przez jeden rok. Populacja Kolonii liczy obecnie trochę ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi, to znaczy nieco poniżej pożądanego optimum. Właśnie z tego powodu chętnie widzimy ochotników. Ponadto w tym wszystkim kryje się pewien przykry fakt: nie jesteśmy jeszcze samowystarczalni w kilku bardziej specjalistycznych dziedzinach. Tu, na tej wyspie, próbujemy uratować to, co pozostało z niezależności ludzkiej rasy i jej kulturowego dziedzictwa. Nie żywimy żadnych wrogich uczuć w stosunku do Zwierzchników, chcemy jedynie, aby zostawiono nas w spokoju. Kiedy położyli kres istnieniu dawnych narodów ł sposobowi życia, jaki ludzie znali od zarania wieków, wraz z rzeczami złymi zniknęło również wiele dobrych. Dzisiejszy świat jest spokojny, bezbarwny i kulturalnie martwy; od czasu pojawienia się Zwierzchników nie powstało żadne istotne dzieło. Nie pozostało nic, o co warto byłoby walczyć, jest też zbyt wiele rozrywek i rzeczy rozpraszających uwagę. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że codziennie z odbiorników telewizyjnych na różnych kanałach płynie potok ponad pięciuset godzin programu? Gdybyście zrezygnowali ze snu i nie robili nic innego, zdołalibyście uczestniczyć w zaledwie dwudziestej części zabawy, jaką zapewnia wam zwykłe dotknięcie przełącznika! Nic dziwnego, że ludzie stają się intelektualnie pasywni jak gąbka: niczego nie tworzą sami, tylko absorbują. Czy wiecie, że na jedną osobę przypada teraz dziennie trzy godziny spędzane przed telewizorem? Niebawem ludzie przestaną żyć własnym życiem. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę będą śledzili losy bohaterów telewizyjnych seriali! Tutaj, w Atenach rozrywka zajęła należne jej miejsce. Co więcej, jest to zabawa czynna, a nie bierne obserwowanie przeżyć kogoś innego. W społeczeństwie tak niewielkim jak nasze, możliwe jest uczestnictwo w zabawie całej populacji, z wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z tego dla aktorów i artystów. Mamy, na przykład bardzo dobrą orkiestrę symfoniczną, prawdopodobnie jedną z sześciu najlepszych na świecie. Wcale nie chcę, abyście mi uwierzyli na słowo. Zazwyczaj potencjalni obywatele pozostają tu przez kilka dni, poznając miejsce i ludzi. Jeśli postanawiają przyłączyć się do nas, poddajemy ich całej serii testów psychologicznych, które są naszą jedyną obroną. Mniej więcej jedna trzecia wszystkich kandydatów odpada, i to z powodów, które wydają się im nieistotne, i które gdzie indziej w ogóle nie byłyby brane pod uwagę. Ci, którzy pomyślnie przechodzą przez testy, udają się do domów, aby pozałatwiać swoje sprawy, a potem wracają do nas. Czasem niektórzy zmieniają zamiar, ale zdarza się to rzadko i zawsze z powodów osobistych, na które nie mają wplywu. Nasze testy dają teraz niemal stuprocentową pewność: ludzie, którzy przez nie przechodzą, naprawdę chcą się do nas przyłączyć.