Szybciej niż w czasie jakiegokolwiek odpływu woda zniknęła z brzegu. Mocno zaintrygowany Jeff bez obawy patrzył na odsłonięty, lśniący w promieniach słońca piach. Ruszył za cofającym się oceanem, postanawiając wykorzystać nieoczekiwaną szansę, jaką zesłał mu los, otwierając przed nim podwodny świat. Wody cofnęły się tak daleko, że złamany maszt starego wraku sterczał w powietrzu, a porastające go glony zwisały ciężko pozbawione płynnego oparcia. Jeff pobiegł przed siebie, chcąc jak najszybciej zobaczyć inne cuda.
Wtedy zwrócił uwagę na odgłos dochodzący zza raf. Nigdy nie słyszał czegoś podobnego; zatrzymał się, aby to przemyśleć i jego bose stopy powoli zapadły się w wilgotny piach. Kilka kroków dalej wielka ryba trzepotała się w skurczach agonii, ale Jeff ledwie na nią spojrzał. Stał, słuchając w napięciu narastającego hałasu zza raf.
Był to bulgoczący, ssący dźwięk, ryk rzeki mknącej wąskim korytem. Był to odgłos niechętnie wycofującego się morza, rozzłoszczonego utratą, choćby chwilową, swoich prawowitych włości. Przez rozgałęzienia koralu, przez odkryte podwodne pieczary, miliony ton wody wyciekały z laguny w otchłań Pacyfiku.
Jednak niebawem miały wrócić — i to bardzo szybko.
Kilka godzin później jedna z ekip ratowniczych znalazła Jeffa na wielkim bloku koralu, który został wypchnięty dwadzieścia metrów nad zwykły poziom wody. Chłopiec nie był nawet specjalnie przestraszony, tylko zirytowany utratą roweru. Był także bardzo głodny, bo częściowo zniszczona grobla uniemożliwiła mu powrót do domu. Uratowano go w chwili, gdy zamierzał popłynąć do Aten, co niewątpliwie by mu się udało, chyba że nastąpiłaby jakaś radykalna zmiana kierunku prądów morskich.
Kiedy tsunami uderzyła w wyspę, Jean i George widzieli wszystko ze swego domu na wzgórzu. Mimo iż niżej położone rejony Aten poważnie ucierpiały, nikt nie stracił życia. Sejsmografy ostrzegły mieszkańców zaledwie z piętnastominutowym wyprzedzeniem, lecz to wystarczyło, aby ewakuować wszystkich poza strefę zagrożenia. Teraz Kolonia lizała rany i z faktów tworzyła legendę, która w przyszłości miała jeżyć włosy na głowach słuchaczy.
Jean wybuchnęła płaczem, kiedy zwrócono jej syna, ponieważ była przekonana, że zabrało go morze. Przecież widziała na własne, przerażone oczy, jak czarna, spieniona ściana wody nadleciała z rykiem zza horyzontu, by rąbnąć w skały Sparty młotem piany i fal. Jean wydawało się niemożliwe, żeby Jeff zdążył uciec na czas.
W tym, że nie potrafił w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć tego, co się stało, nie było niczego dziwnego. Kiedy już się najadł i położył do łóżka, Jean i George pochylili się nad nim.
— Spróbuj zasnąć, kochanie, i zapomnij o wszystkim — powiedziała Jean. — Jesteś już bezpieczny.
— Ale mamo, to było zabawne — zaprotestował Jeff. — Tak naprawdę, to wcale się nie bałem.
— To świetnie — odezwał się George. — Jesteś dzielnym chłopcem i dobrze, że byłeś mądry i uciekłeś w porę. Słyszałem już o tych wielkich falach. Wielu ludzi utonęło, kiedy poszli na odsłonięte dno, żeby zobaczyć, co się stało.
— Ja też tak zrobiłem — przyznał się Jeff. — Zastanawiam się, kto mi pomógł.
— Co ty mówisz? Nikogo z tobą nie było. Pozostali chłopcy byli na górze.
Jeff wyglądał na zaskoczonego.
— Jednak ktoś kazał mi uciekać.
Jean i George spojrzeli na siebie, nieco zaniepokojeni.
— Chcesz powiedzieć, że wydawało ci się, iż słyszysz jakiś głos?
— Och, daj mu już spokój — może zbyt pospiesznie wtrąciła się Jean. Lecz George był uparty.
— Chcę to wyjaśnić do końca. Powiedz mi, Jeff, co tam się właściwie stało?
— No, byłem na dole, na plaży, przy tym starym wraku, kiedy usłyszałem ten głos.
— I co ci powiedział?
— Dokładnie nie pamiętam, ale chyba coś takiego: „Jeffreyu, wejdź na wzgórze najszybciej jak potrafisz. Utopisz się, jeśli tu pozostaniesz”. Jestem pewien, że nazwał mnie Jeffreyem, a nie Jeffem. A więc nie mógł to być nikt, kogo znam.
— Czy to był głos człowieka? I skąd dobiegał?
— Słyszałem go tuż obok. I przypominał głos człowieka…
Jeff zawahał się i George ponaglił go:
— No, dalej! Wyobraź sobie, że znów jesteś tam, na plaży i opowiedz nam dokładnie, co się wtedy stało.
— No, ten głos nie przypominał żadnego z głosów, jakie kiedykolwiek słyszałem. Myślę, że to był bardzo duży człowiek.
— Czy to wszystko, co ci powiedział?
— Tak, dopóki nie zacząłem wspinać się pod górę. I wtedy zdarzyło się coś jeszcze śmieszniejszego. Znasz tę ścieżkę pod górę?
— Znam.
— Pobiegłem tamtędy, bo to była najkrótsza droga. Wiedziałem już, co się dzieje, bo widziałem tę nadlatującą wielką falę. Zresztą robiła okropny hałas. I wtedy zobaczyłem, że na drodze leży wielki głaz. Przedtem go tam nie było i nie mogłem go ominąć.
— Musiał spaść pod wpływem wstrząsu — powiedział George.
— Cii! Mów dalej, Jeff.
— Nie wiedziałem, co robić, a słyszałem, że ta fala jest coraz bliżej. I wtedy ten głos powiedział: „Jeffreyu, zamknij oczy i zasłoń twarz dłońmi”. Wtedy to wydawało mi się śmieszne, ale zrobiłem tak, jak mi kazał. Potem był wielki błysk, czułem to dokładnie, i kiedy otworzyłem oczy, skała zniknęła.
— Zniknęła?
— No tak, po prostu jej tam nie było. Pobiegłem dalej i właśnie wtedy prawie poparzyłem sobie stopy, bo ścieżka była okropnie gorąca. Kiedy woda do niej dotarła, to aż syczała, ale wtedy nie mogła mnie już złapać, byłem wysoko na górze. I to wszystko. Kiedy już nie było fal, zlazłem na dół. No i wtedy zobaczyłem, że nie mam już roweru i że rozmyło drogę do domu.
— Nie martw się o rower, kochanie — powiedziała Jean, przyciskając syna do siebie. — Dostaniesz inny. Liczy się tylko to, że jesteś bezpieczny. Nieważne jak to się stało.
Oczywiście, nie mówiła prawdy, bo zaraz po tym jak opuścili pokój dziecinny, zaczęli się nad tym zastanawiać. Wprawdzie nie doszli do żadnych konkretnych wniosków, ale narada miała swoje następstwa. Następnego dnia, nic nie mówiąc George’owi, Jean zabrała synka do dziecięcego psychologa Kolonii. Wysłuchał uważnie historii, którą wcale nie speszony otoczeniem Jeff opowiedział jeszcze raz. Późnię], w czasie gdy niczego nie podejrzewający pacjent bawił się zabawkami w sąsiednim pokoju, doktor uspokajał Jean:
— W jego karcie nie ma niczego, co sugerowałoby jakiekolwiek odchylenia od normy psychicznej. Musi pani pamiętać, że chłopiec przeżył okropny szok i świetnie sobie z tym poradził. Jest dzieckiem o bardzo rozwiniętej wyobraźni i prawdopodobnie wierzy w swoją historię. Proszę więc ją zaakceptować i niczym się nie martwić, chyba że pojawią się inne objawy. Wtedy, oczywiście, proszę mnie natychmiast zawiadomić.
Tego samego wieczoru Jean przekazała opinię lekarza mężowi. Nie wyglądało Tia to, by poczuł ulgę, jakiej się spodziewała, ale złożyła to na karb szkód, jakie poniósł jego ukochany teatr. Mruknął po prostu: To doskonale, i powrócił do najnowszego wydania „Sceny i studia”. Wydawało się, że cała sprawa go nie interesuje i Jean trochę to rozzłościło.
Jednak trzy tygodnie później, pierwszego dnia, w którym przywrócono ruch na grobli, George żwawo pomknął na swym rowerze w kierunku Sparty. Plaża była jeszcze usłana odłamkami koralu, a bariera rafy w jednym miejscu wyglądała na przerwaną. George zastanawiał się, ile czasu zajmie miliardom cierpliwych polipów naprawa uszkodzenia.
Na skały prowadziła tylko jedna ścieżka i kiedy odsapnął, ruszył nią w górę. Kilka zeschniętych glonów tkwiących między głazami znaczyło granicę, do której sięgnęły fale.